Atak biologiczny

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zabójcze wirusy i bakterie można zamówić w każdym z ponad 1500 banków mikrobów rozsianych po świecie
Jak "rozbroić" pozostawioną w metrze bombę zawierającą śmiertelne zarazki? Dotychczas nikt tego nie wiedział. Na konferencji w Sztokholmie kanadyjscy inżynierowie z Irvin Aerospace przedstawili m.in. urządzenie w kształcie kopulastego namiotu wypełnionego antyseptyczną pianą zabijającą mikroby.
Coroczne konferencje naukowców, polityków i ekspertów do spraw bezpieczeństwa stały się forum, na którym prezentowane są najnowsze technologie służące obronie przed bioterroryzmem. Projektuje się detektory high-tech do wczesnego wykrywania rodzaju mikrobów użytych podczas ataku. Umieszczone przy łóżkach szpitalnych pozwoliłyby natychmiast analizować powietrze wydychane przez pacjentów i rozpoznawać wirusy lub bakterie. Prowadzone są też eksperymenty z mikroprocesorami, które zawierałyby komórki nerwowe. W obecności toksyn bakteryjnych neurony obumierają, co mogłoby być pierwszym sygnałem dokonanego ataku.
Eksperci do spraw bezpieczeństwa twierdzą, że prędzej czy później nastąpi atak bioterrorystów na ludność cywilną. Jeden niewielki prywatny samolot wystarczy, by rozpylić śmiertelne zarazki. Na terenie gęsto zaludnionym 100 kg bakterii wąglika może uśmiercić 3 mln osób. Z symulowanego ataku na San Francisco wynika, że zginęłyby 2 mln osób z liczącej 6,5 mln populacji tego regionu. Mikroby zdolne wywołać masowe epidemie można zamawiać nawet pocztą. Moskiewska spółka Bioeffect w ulotkach reklamowych proponuje do wyboru trzy szczepy bakterii wywołujących wyniszczającą chorobę tularemię, chwaląc się, że wyprodukowano je za pomocą technologii "nie znanych nigdzie poza Rosją". Wirusy i bakterie można zamówić w każdym z ponad 1500 banków mikrobów rozsianych po całym świecie. Naukowcom ta swobodna wymiana potrzebna jest do prowadzenia badań. Przydaje się też terrorystom. Irak uzyskał jeden z najbardziej śmiercionośnych szczepów wąglika z The American Type Culture Collection koło Waszyngtonu - instytucji uważanej za jedną z największych "bibliotek" mikroorganizmów. Iraccy naukowcy zakupili tam też bakterie tularemii i wirusy wenezuelskiego końskiego zapalenia mózgu. Dopiero po ujawnieniu tych faktów amerykański Kongres uchwalił ustawę zobowiązującą banki mikroorganizmów do sprawdzania tożsamości nabywców.
Prawdziwe zagrożenie stanowią jednak doskonale zorganizowane państwowe programy masowej produkcji bakterii i wirusów. Kilka lat temu uciekł na Zachód jeden z szefów największego na świecie zespołu do spraw wojen bakteriologicznych - radziecki naukowiec Ken Alibek. Utalentowany organizator i uczony, był równocześnie twórcą nowych szczepów mikrobów, których nie niszczą żadne leki i którym nie zapobiegają szczepionki. Uczeni radzieccy (po rozpadzie ZSRR - rosyjscy) są liderami takich badań. Przesłuchującym go specjalistom amerykańskim trudno było uwierzyć w rozmiary i wyrafinowanie programu wojen biologicznych, wcielanego w życie w Związku Radzieckim i kontynuowanego w Rosji. Pod względem struktury organizacyjnej i tajności dziedzina ta przypominała produkcję bomb jądrowych. Powstały zamknięte miasta, olbrzymie tajne fabryki i poligony doświadczalne na wyspach, gdzie przeznaczone dla ludzi zabójcze zarazki testowano na setkach małp. Gigantyczne pociski rakietowe, zdolne przenosić z kontynentu na kontynent ładunki o wadze 50 tys. ton, uzbrojone w głowice z zarazkami dżumy, ospy czy wąglika, czekały wycelowane w miasta europejskie i amerykańskie.
Ambitnym uczonym radzieckim i rosyjskim nie wystarczały mikroby istniejące w przyrodzie. Wykorzystano wszelkie najnowsze technologie, łącznie z inżynierią genetyczną, klonowaniem genów, tworzeniem chimer różnych mikroorganizmów i syntezą sztucznych fragmentów DNA, żeby stworzyć szczepy zarazków, przed którymi nie ma ratunku. "Udoskonalono" na przykład laseczki wąglika. "Atakują węzły chłonne i w ciągu kilku godzin rozprzestrzeniają się w całym układzie limfatycznym. Następnie przedostają do krwiobiegu, mnożąc się w zastraszającym tempie. Wydzielają truciznę niszczącą organy wewnętrzne. Płuca nie mogą dostarczyć koniecznych porcji tlenu. Skóra staje się bladoniebieska, każdy oddech jest bolesny. Następuje napad duszności i konwulsji. Niektóre osoby umierały nagle, w trakcie rozmowy" - opisuje działanie bakterii wąglika Ken Alibek w książce "Biohazard". Uznano, że 90-procentowa śmiertelność to za mało, mikroby powinny zabijać wszystkich. Specjaliści z Biopreparatu, koncernu farmaceutycznego stanowiącego mózg tajnych badań biologicznych, zmodyfikowali genetycznie bakterie wąglika w ten sposób, że stały się oporne na wszelkie antybiotyki. "Ulepszono" też ospę. Do zakażenia wszystkich zwierząt w laboratorium wystarczyło zaledwie pięć cząsteczek tego wirusa. Nie odważono się prowadzić eksperymentów na ludziach. Panowało przekonanie, że gdyby nawet mikroskopijna ilość wirusa wydostała się na zewnątrz, wywołałaby przerażającą epidemię, o której musiałby się dowiedzieć cały świat. A przecież Związek Radziecki podpisał traktat o zaprzestaniu takich badań. Wysiłki nad "uzjadliwieniem" bakterii dżumy dały rezultaty. Skrócono okres jej inkubacji w ludzkim organizmie tak, że czas, gdy zakażonym można jeszcze podać ratującą życie szczepionkę, zmalał niemal do zera.
Radzieccy uczeni wyhodowali też szczepy dżumy oporne na wszelkie leki. Niedawno rosyjscy badacze stworzyli chimerę z wirusa Ebola (wywołującego śmiertelną gorączkę krwotoczną) i wirusa ospy bydlęcej. Masowo produkowano wirus Marburg, jeden z najstraszliwszych znanych mikrobów. Powoduje on całkowity rozpad narządów wewnętrznych chorego. Zanim ofiary umierały, przez każdy centymetr kwadratowy ich skóry sączyła się krew.
Rosyjscy epidemiolodzy opanowali sztukę syntetyzowania genów odpowiedzialnych za produkcję pewnych białek wytwarzanych w żywych organizmach, a służących do stymulowania układu nerwowego. Ich nadmiar wywołuje atak serca, udar mózgu lub paraliż. Badacze zmusili bakterie m.in. do wytwarzania tak zwanej toksyny mielinowej. Okazało się to doskonałą bronią, stosowaną przez KGB do usuwania niewygodnych osób. "Po raz pierwszy mogliśmy produkować broń, wykorzystując związki chemiczne wytwarzane przez ludzki organizm. Niszczyły one układ nerwowy lub zabijały, nie zostawiając śladu" - cieszył się jeden z twórców nowej broni. Gen toksyny mielinowej wprowadzono też do zarazków dżumy. Udany eksperyment otworzył nowe możliwości łączenia "zalet" bakterii i toksyn.
Rząd amerykański - m.in. w następstwie informacji ujawnionych przez Kena Alibeka - opracował plany przeciwdziałania terroryzmowi wykorzystującemu biologiczną broń masowego rażenia. Resorty obrony i energii, Departament Stanu, FBI oraz CIA stworzyły rozległą sieć instytucji zajmujących się wykrywaniem potencjalnych ataków biologicznych. Powołano zespoły szybkiego reagowania w 120 miastach amerykańskich. Przeszkolono pracowników policji, służby zdrowia i straży pożarnej. Przeprowadzono symulacje ataków bioterrorystycznych w kilku wielkich miastach - Denver, Los Angeles, Chicago, Houston, Waszyngtonie, Filadelfii, San Diego i Kansas City. Po jednym z pierwszych pozorowanych ataków na Nowy Jork okazało się, że niemal wszyscy członkowie zespołu ratowniczego "zginęli" z powodu niewystarczających zabezpieczeń.
Wczesne rozpoznanie rodzaju mikrobów ma podstawowe znaczenie. Pierwszym sygnałem może się stać rosnąca liczba chorych. Jednak większość prowadzących do zgonu zakażeń - dżumą, wąglikiem, ospą, wirusem Marburg czy Ebola - zaczyna się od objawów przypominających grypę czy przeziębienie, takich jak gorączka, bóle kości i mięśni, kaszel, dreszcze. Symptomy pojawiają się zwykle kilka dni po infekcji. Wtedy jest już za późno na ratunek, jakim mogłoby być podanie leku czy szczepionki. Zdaniem prof. Donalda Hendersona, który nadzorował światowy program zniszczenia ospy, żaden kraj nie jest przygotowany na masowy atak biologiczny.

Więcej możesz przeczytać w 1/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.