Plamy na mapie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Putin podsyca nastroje separatystyczne u swoich najbliższych sąsiadów
 
"Rosja jest niepodzielna" - powtarza przy każdej okazji Władimir Putin. Ale z taką samą konsekwencją, z jaką zwalcza tendencje separatystyczne w Federacji Rosyjskiej, podsyca konflikty w sąsiednich państwach - dawnych republikach radzieckich. Szczególnie wygodnym narzędziem realizacji polityki Moskwy stały się samozwańcze kraje - regiony autonomiczne, które nie uznają zwierzchniej władzy nowych państw i w zamian za wsparcie Rosji organizują nieustanne rewolty.
Wszystkie poradzieckie quasi-państwa powstały na przełomie lat 80. i 90. Wykorzystując osłabienie władzy centralnej ZSRR, wywalczyły sobie - często z bronią w ręku - specjalne prawa, a nawet "pełną suwerenność". Bunty były nierzadko prowokowane przez aparat komunistyczny i skierowane przeciw aspiracjom poszczególnych radzieckich republik. Abchazja i Osetia Południowa w Gruzji, Naddniestrze w Mołdawii czy Nagornyj Karabach w Azerbejdżanie całkowicie uniezależniły się od władz republik, na których terenie się znajdują. Adżaria w Gruzji, Gagauzja w Mołdawii, Baszkortostan i Tatarstan w Federacji Rosyjskiej też uzyskały dużą samodzielność, ale nigdy nie stały się oddzielnymi państwami, mimo wielkich aspiracji ich liderów.
Nic nie wskazuje na to, by buntownicy w dawnych republikach związkowych chcieli zrezygnować z ambicji państwotwórczych. Wręcz przeciwnie - im bardziej niezależne od Moskwy stają się nowe państwa, tym bardziej hardzieją lokalni separatyści, ogłaszający nie uznawaną przez nikogo niepodległość. Rolę "rozjemców" odgrywa armia rosyjska, tu i ówdzie nazywana eufemistycznie siłami pokojowymi WNP. Wspólną cechą owych samozwańczych krajów jest to, że na ogół działają bez prawdziwych organów władzy, a ich struktury polityczne niemal zrosły się z organizacjami przestępczymi.
W książce "Imperium" Ryszard Kapuściński zastanawiał się, czy w Abchazji możliwe byłoby powtórzenie scenariusza z Antigui na Morzu Karaibskim, której mieszkańcy utworzyli w latach 70. partię narodowo wyzwoleńczą, ogłosili niepodległość i wydzierżawili wyspę sieci hoteli Hilton. "Na Kaukazie podobnie - wyzwoleni Abchazi mogliby znaleźć na Zachodzie jakąś firmę hotelarską, podpisać z nią umowę i zacząć wreszcie dobrze żyć! Ale czy Gruzja odda Abchazję, skoro to taki łakomy kąsek? Gruzinów jest cztery miliony, a Abchazów sto tysięcy."
Konflikt między Gruzją a pozostającą w jej granicach Abchaską Republiką Autonomiczną rozpoczął się w latach 90. W referendum w sprawie ZSRR w marcu 1991 r. większość Abchazów opowiedziała się za istnieniem Związku Radzieckiego. Kiedy to się nie udało, miejscowe kierownictwo partyjne ogłosiło niepodległość. Pół roku później, po decyzji Eduarda Szewardnadze o wprowadzeniu wojsk do zbuntowanej prowincji, wybuchła wojna, która trwa do dzisiaj. Abchazja pozostaje nie uznawanym przez nikogo państewkiem, które formalnie jest niezależne, a faktycznie nie mogłoby istnieć bez wsparcia Rosji.
Abchazja nie stała się kurortem - raczej ogromnym czarnym rynkiem. Bezrobocie sięga 90 proc. Nawet jeśli ktoś rzeczywiście wywołał wojnę z myślą o zyskach z turystyki, srogo się zawiódł. Kraj funkcjonuje jako wojskowa baza Rosji. Zdaniem Priachina, od kiedy Szewardnadze zadeklarował, że chce, aby Gruzja wstąpiła do NATO, w interesie Rosji jest utrzymywanie tam swoich żołnierzy. Wprawdzie Rosjanie na mocy porozumień międzynarodowych wycofują wojska z Gruzji, ale w Abchazji pozostają one jako... część sił rozjemczych WNP.
Wyruszając z Kiszyniowa na południe, po trzech godzinach można dotrzeć do miasta Komrat - stolicy Autonomii Gagauskiej. Granica jest zaznaczona napisami przy drodze. W Kiszyniowie wszystkie napisy są po rumuńsku, w Komracie - po rosyjsku. W tym języku rozmawiają też przechodnie. Paradoks polega na tym, że Gagauzi to krewniacy dzisiejszych Turków, którzy przejęli prawosławną wiarę, rosyjski język i cyrylicę. Są zdeklarowanymi wrogami mołdawskiego państwa. Uważają, że radzieckie imperium dawało im większą autonomię. Na wschód od Kiszyniowa rumuńskie napisy również znikają. Po godzinie jazdy, w mieście Bendery rozpoczyna się Naddniestrzańska Republika Mołdawska. Granicy pilnują żołnierze w radzieckich mundurach. Dziesięć lat temu mieszkańcy lewego brzegu Dniestru nie chcieli, by państwowym językiem był mołdawski, nie chcieli łacińskiego alfabetu ani nowej państwowej symboliki. Przeciwko zbuntowanej prowincji wystąpiły oddziały pospolitego ruszenia z prawego brzegu. Na pomoc separatystom przyszła stacjonująca tam 14. Armia Radziecka. Naddniestrze stało się niby-państwem z własną walutą, flagą, godłem i hymnem.
Podobnie wielowymiarowy jest obraz secesji w Nagornym Karabachu, o który spór toczą Armenia i Azerbejdżan. Pamiętając rzezie i prześladowania ze strony muzułmanów, Ormianie obawiali się, że powtórzy się to po upadku Związku Radzieckiego. Jeszcze przed upadkiem komunistycznego imperium w należącym do Azerbejdżanu, ale zamieszkanym przez Ormian Nagornym Karabachu wybuchła wojna. W jej wyniku powstało samodzielne państwo. Planowano, że po zawarciu kilku międzynarodowych porozumień Nagornyj Karabach pozostanie w Azerbejdżanie, ale będzie mieć dużą autonomię. Kiedy już się wydawało, że zgoda jest blisko, w Armenii doszła do władzy gru-pa przybyszów z Karabachu. Prezydent Robert Koczarian jest przeciwnikiem porozumień z Azerbejdżanem. Ponieważ Ormianie są najwierniejszym sojusznikiem Rosji w regionie, Moskwa może prowadzić politykę w myśl zasady "dziel i rządź".
Konsekwentna polityka prezydenta Putina przynosi rezultaty - tendencje odśrodkowe w zbyt silnie emancypujących się regionach Rosji zostały zahamowane. Kilka lat temu mówiło się o możliwości wyjścia Tatarstanu czy Baszkirii z Federacji Rosyjskiej, ale dzisiaj nikt nie bierze lokalnych ambicji poważnie. Widząc zdecydowaną politykę Moskwy, miejscowe parlamenty po kolei likwidują zapisy, które mogłyby świadczyć o zbyt dużej samodzielności regionów. Jednocześnie Rosjanie utrzymują separatystów w niechętnych Moskwie państwach poradzieckich.

Więcej możesz przeczytać w 1/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.