Sukces włóczęgi

Dodano:   /  Zmieniono: 
Włóczędzy też robią karierę - taką, jaka im odpowiada

Każda epoka miała swoich wielkich włóczęgów, którzy wybierali życie niespokojne, przenosili się z miejsca na miejsce, nie dbając o wygodę ani pieniądze. Najsłynniejszy podróżnik, Odyseusz Homera, gnany ciekawością nieznanego po wojnie trojańskiej błąkał się po morzach, tęskniąc za rodzinną Itaką. Francois Villon, bard życia jako wielkiej włóczęgi, w "Wielkim testamencie" przekazał pokoleniom uroki i trudy takiego losu. Słynny hiszpański Łazik z Tormessu w książce będącej prototypem powieści łotrzykowskiej pokazał straceńczą odwagę biedaków broniących się wszelkimi sposobami przed głodem i nędzą. Mamy także wzór wielkiego podróżnika dla idei, Don Kichota z La Manczy Cervantesa, który wyruszył z domu, by wszędzie bronić honoru i cnoty.
Dziś, gdy gloryfikuje się sukces, osoby wybierające wędrówkę uchodzą za nieudaczników. Czyż nie można jednak ich uznać za ludzi robiących taką karierę, jaka im odpowiada?
W Stanach Zjednoczonych - obfitujących w pracusiów - znany pisarz Paul Auster (autor między innymi znakomitej "Nowojorskiej trylogii") wydał w ubiegłym roku powieść o chłopaku z Brooklynu, którego nigdy nie obchodziła nauka, forsa i stabilizacja. Bohater książki włóczy się po kraju ze swym wiernym psem Gnatem. Pan i pies podobnie widzą życie, podobnie pojmują wierność, wolność, a także śmierć i zaświaty. Powieść (wydana u nas przez Noir sur Blanc) ma tytuł "Timbuktu" - to ich wspólne wyobrażenie miejsca, gdzie spotkają się na wieki, bo obaj mają dusze.
Narratorem jest Gnat, który ludzkim językiem (to jedyny element fantastyczny w realistycznej książce) opowiada o wielkiej wędrówce ze swym panem. Dla Willy’ego Gurevitcha model życia wędrownego wiąże się z intensywną radością, a zarazem z cierpieniem. W latach 70. Willy nie stanowił w Ameryce niezwykłego widoku: "Kraj roił się od wyrzutków, dzieci zbiegłych z domów, długowłosych neowizjonerów, anarchistów, nieprzystosowanych odmieńców i mętów odurzonych narkotykami. Choć Willy’emu nie zbywało na oryginalności, prawie się wśród nich nie wyróżniał. Był tylko kolejnym dziwakiem na amerykańskiej scenie i bez względu na to, dokąd zagnał go los - do Pittsburgha, Plattsburgha, Pocatello czy Boca Raton - znajdował pokrewne dusze".
Dzieci-kwiaty wróciły jednak do domów, pokończyły szkoły, a nawet zrobiły kariery, wsiadły do luksusowych samochodów i włożyły modne krawaty. Willy zaś pozostał do końca życia nieśmiałym rymokletą, człowiekiem o wiernym psim sercu, wędrowcem i zapalonym poszukiwaczem przygód. Nie przystawał już tak dobrze do otoczenia, chociaż włóczęgów fantastów wciąż spotykał na swych drogach. Wielu było takich, co od "poznawania siły swojego pieniądza" woleli poznać siłę swojego ubóstwa, dającą straceńczy, ale wspaniały luz psychiczny.
Gdyby Willy miał szczęście poznać chłopaka z Filadelfii - którego pognano na dwie wojny i który wyemigrował z Ameryki na barkę nad Sekwaną, by żyć, malować i pisać po swojemu - znalazłby bliskiego sobie człowieka: Williama Whartona, pisarza bliskiego dzisiejszej polskiej młodzieży. W Ameryce w studenckim kampusie mógłby szczęśliwym trafem spotkać Czesława Miłosza, który zauważyłby natychmiast Gnata, bo przepada za mądrymi psami. W jednym ze swych wierszy napisał: "Ciepło psów i esencja, niepoznana, psiości./A jednak czujemy ją. W wywieszeniu mokrego języka,/ W melancholijnym aksamicie oczu,/W zapachu sierści innym niż nasz, a pokrewnym. Człowieczość nasza wtedy wyraźnieje". W książce Miłosza "Piesek przydrożny" psiość i człowieczość przenikają się we wspólnym doświadczaniu wieku XX, nazwanego przecież wiekiem bezdomności. Miliony bezdomnych tego stulecia poznało najbardziej dramatyczne formy wygnania i wędrówek ludów.
Gdyby bohater Paula Austera, którego rodzice pochodzili z Polski i cudem ocaleli od spalenia w Treblince, przywędrował do kraju przodków swojego twórcy, mógłby się stać kumplem Edwarda Stachury, wyczulonego na całą jaskrawość życia i uprawiającego wielką włóczęgę. Znalazłby tu wielu ludzi wierzących, że każdy ma prawo do wyboru własnego stylu życia. Zapewne wszystkich tych włóczęgów spotkają Willy i Gnat w Timbuktu, które jest wspólnym miejscem w zaświatach dla takich ludzi z całej Ziemi. Nie gońmy wszystkich do karierowego obowiązku. Niech wybierają to, na czym im zależy, niech wędrują, dokąd chcą.

Więcej możesz przeczytać w 2/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.