Wirtualne pieniądze

Wirtualne pieniądze

Dodano:   /  Zmieniono: 
W roku 2001 może zbankrutować większość polskich portali. Potentat w elektronicznym handlu zabawkami eToys zapowiedział na początku stycznia znaczną redukcję zatrudnienia i zamknięcie europejskiego oddziału. Firma kolejny kwartał zakończyła wysoką stratą i stanęła na skraju bankructwa. Inwestorów rozczarowała także znana księgarnia Amazon.com, która mimo systematycznego zwiększania obrotów już od pięciu lat znajduje się pod kreską.
 

Ze stratą ubiegły rok zakończyły znane amerykańskie portale Terra Lycos i Home@Excite. Na rynku firm internetowych wkrótce zaroi się od bankrutów - stwierdzono dosadnie w "The Wall Street Journal Europe" po zamknięciu Boo.com (jednego z największych na Starym Kontynencie wirtualnych sklepów), w który zainwestowano ponad 130 mln USD.
Dotychczas na naszym rynku nie zdarzały się plajty przedsiębiorstw sieciowych. Zdaniem fachowców, jest on jednak zbyt mały, by zapewnić byt tak dużej liczbie portali. Działa na nim kilkanaście wielotematycznych serwisów. - Miejsce jest tylko na trzy, cztery. Reszta upadnie lub będzie musiała znaleźć sobie niszę - ocenia Tomasz Czechowicz, prezes MCI Management, funduszu zajmującego się inwestycjami w przedsięwzięcia IT. Równo rok temu indeks NASDAQ, grupujący spółki nowych technologii, bił kolejne rekordy. Po euforii przyszło jednak opamiętanie i wiosną rozdęte kursy spółek zaczęły gwałtownie spadać. - Nowa gospodarka nie zmieniła podstawowych reguł ekonomii. Inwestorzy w końcu przypomnieli sobie, że także w wypadku internetowych firm trzeba stosować tradycyjne zasady wyceny. Dla nich liczy się zysk - mówi Maciej Markowski z Accenture.
- Z powodu słabego rozwoju rynku internetowego w Polsce trudno byłoby znaleźć rentowne przedsięwzięcie. Źródłem finansowania jest - i będzie przez najbliższe dwa, trzy lata - kapitał własny - twierdzi Tomasz Jażdżyński, prezes Interii. Utrzymanie portali kosztowało właścicieli w ubiegłym roku po kilkanaście milionów złotych.
- Obecnie jest to już zabawa wyłącznie dla dużych chłopców. Nie wierzę, by dało się przetrwać w tej branży bez silnego partnera ze znacznym zapleczem finansowym - zaznacza Czechowicz. Na utrzymanie wszystkich działających na naszym rynku portali potrzeba ponad 200 mln zł. Tymczasem wpływy z reklam - głównego źródła dochodów serwisów - są znacznie niższe. - W 2000 r. przychody z różnych form promocji on line wyniosły około 40 mln zł, w tym roku może być to dwa razy więcej - szacuje Maria Skowron-Szafrańska, analityk Centralnego Domu Maklerskiego Pekao SA. Bardziej sceptyczny jest Marek Tomkiewicz, prezes firmy Internet Idea - właściciela Yoyo: - Nie można zapominać, że wartość rynku reklamy nie oznacza wpływu gotówki. Duża część ogłoszeń zamieszczana jest bowiem na zasadzie barterowej.
Optymistycznie szacując, reklama sfinansuje w tym roku działalność tylko czterech portali. Nie można przy tym zapominać, że w kolejce do podziału przychodów z tej branży stoi także kilkanaście tysięcy mniejszych serwisów. Możliwości rozwoju tej formy promocji nadal są duże, gdyż przeznacza się na nią w Polsce jedynie ok. 0,2 proc. wszystkich wydatków na reklamę. Musi się jednak zwiększyć liczba internautów i zmienić ich status społeczny. Połowę użytkowników sieci stanowią uczniowie i studenci, którzy nie mają zbyt wiele do wydania. Ponadto nie przeprowadzono dotychczas obiektywnych badań, pozwalających określić popularność portali i skuteczność wirtualnych kampanii. Wyniki dotychczasowych sondaży przemawiają natomiast na niekorzyść firm internetowych - tylko 2 proc. internautów klika na bannery. - Tylko niektóre portale osiągnęły taką popularność, że stanowią atrakcyjne medium dla reklamodawcy - ocenia Tomasz Niziołek z Universal McCann, zajmujący się zakupem reklamy w sieci.
Szansę na poprawę sytuacji firmy łączą z elektronicznym handlem. Przychody polskich serwisów z tej działalności wynoszą obecnie zaledwie 100 mln zł. Przy tak małej sprzedaży tego typu działalność wiąże się z dodatkowymi kosztami, a nie zyskami. Najwięksi, jak Onet, Wirtualna Polska i Interia, liczą także na pozyskanie pieniędzy z publicznej emisji akcji. Wątpliwe jednak, by giełda zagwarantowała fundusze na większą liczbę przedsięwzięć. - Nikt na razie nie przyjął do wiadomości, że jest już w drugiej lidze. Wszyscy się jeszcze ścigają - przyznaje Mariusz Kuziak z Interii. Czy kilkunastu portalom uda się nakłonić kolejnych inwestorów do wyłożenia pieniędzy, które miałyby się zwrócić w trudnej do określenia przyszłości? - Zdziwiłbym się, gdyby w obecnej sytuacji nastąpiła nadmierna podaż pieniędzy. Najpierw musi się zmniejszyć liczba konkurentów, by obniżył się koszt tworzenia zysku - twierdzi Tomasz Czechowicz.
- Fuzje z zamożnymi partnerami muszą nastąpić, i to w najbliższych miesiącach. Wątpliwa jest jednak bezpośrednia konsolidacja portali, gdyż nie zwiększałaby potencjału przedsięwzięcia - uważa Marek Tomkiewicz. Zdaniem Włodzimierza Gillera, analityka Erste Securities Polska, jedyną szansą na przetrwanie jest połączenie ich sił z firmami medialnymi oraz operatorami telekomunikacyjnymi, oferującymi dostęp do Internetu i pozyskującymi w ten sposób nowych klientów. Najgłośniejszą tego typu fuzją było przejęcie koncernu medialnego Time Warner przez America OnLine. Obecnie jednak znowu tradycyjne media są górą. Na naszym rynku to Onet został przejęty przez grupę ITI, w której znajduje się między innymi TVN.
Warunkiem przetrwania na rynku jest również rozsądne inwestowanie. Ubiegły rok pokazał, jak łatwo wydać pieniądze i jak trudno zarobić na rynku internetowym. - Wiele firm przeinwestowało w reklamy. Udało im się stworzyć image, ale nie widać na razie szans, by przyniosło to jakieś przychody. Wydane kwoty mogą się jeszcze przez wiele lat nie zwrócić - uważa przedstawiciel Yoyo. Jak długo będzie trwał wyścig deficytowych spółek? Sytuacja w dużej mierze zależy od wytrzymałości psychicznej i cierpliwości inwestorów. Na razie mają oni, jak się wydaje, nadzieję na sukces, ale pierwszy upadek spółki internetowej na naszym rynku może uruchomić lawinę. Kto znajdzie się w czwórce gwarantującej w miarę stabilną egzystencję? Obecnie faworytami są Onet i Wirtualna Polska; różnica między pozostałymi graczami jest bardzo mała.
Zagrożeniem dla polskich portali mogą być światowi potentaci. W ubiegłym roku z większością rodzimych graczy rozmawiał Lycos, ale nie sfinalizowano żadnej umowy. - W tym roku na naszym rynku niewątpliwie pojawią się zagraniczne serwisy przynajmniej po to, by go wysondować. Im się nie spieszy. Zaplecze, którym dysponują, pozwala im powoli niszczyć konkurencję - ostrzega Marek Tomkiewicz. - Mają wystarczająco dużo własnych kłopotów, żeby myśleć o nowych rynkach. Ponadto dla najbardziej wartościowych klientów nie istnieje bariera językowa i często korzystają z oryginalnych wersji serwisów - uważa natomiast Grzegorz Zawada, dyrektor Departamentu Badań i Analiz Erste Securietes Polska. Sondaż TNS OBOP potwierdza, że obecnie Yahoo! i AltaVista ustępują pod względem popularności tylko dwóm naszym portalom.
W 2000 r. wystarczyło wymówić zaklęcie "mamy strategię internetową", by z dnia na dzień wywindować kurs akcji na warszawskim parkiecie. Przykładem jest choćby spółka Atlantis, działająca w branży budowlanej. - Hasło "Internet" przestało być już jednak wystarczającym atutem, by przyciągnąć strumień kapitału - przyznaje Sławomir Kulągowski, prezes spółki TP Internet, prowadzącej Portal.pl. - Inwestorzy ponownie zainteresują się siecią dopiero wtedy, gdy spółki zaczną przynosić spore zyski, a nie oferować wyłącznie obietnice - podsumowuje Piotr Zbaraski, dyrektor finansowy Wirtualnej Polski.

Więcej możesz przeczytać w 3/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.