Strachy nowego wieku

Strachy nowego wieku

Dodano:   /  Zmieniono: 
Bardziej boimy się szalonych krów i szalonych naukowców niż szalonych polityków. Strach przed zagładą nuklearną, powszechny pod koniec lat 80., ustąpił niemal zupełnie. Wchodząc w XXI wiek, boimy się raczej tego, że wymyka nam się spod kontroli budowa nowego wspaniałego świata - to, jak żyjemy, co jemy, jak nas leczą, co o nas wiedzą. Mieszkańców najbardziej rozwiniętych regionów Ziemi dosięgnął szok przyszłości, który jeszcze 20 lat temu wydawał się futurologiczną mrzonką Alvina Tofflera.
 
Sumienie mędrców
Konstruktor bomby atomowej Jacob Oppenheimer doznał wstrząsu po tym, jak jego wynalazek obrócił w gruzy Hiroszimę i Nagasaki, zabijając setki tysięcy ludzi, a tych, którzy przetrwali, skazując na nieopisane cierpienia. Widząc, jak działania polityków i władz wojskowych odbierają nauce niezależność i wyłączają spod społecznej kontroli rozwój cywilizacyjny, wybitny fizyk całą energię poświęcił na walkę o zatrzymanie prac nad bombą wodorową i wyścigu zbrojeń. Podobnie postąpił stojący po drugiej strony barykady Andriej Sacharow. Albert Einstein ubolewał nad instrumentalizacją jego teorii względności, z której zrobiono narzędzie relatywizacji zasad życia społecznego ("wszystko jest względne"). Czy dziś występowaliby oni przeciwko klonowaniu lub innym manipulacjom genetycznym? Czy widzieliby sposób na ocalenie człowieczeństwa w świecie opanowanym przez biotechnologie, satelity, światłowody i mikroprocesory - produkty ludzkiego intelektu? Lingwista Noam Chomsky zdaje się nie mieć nadziei. Według niego, rasa ludzka to "śmiertelna mutacja", która w procesie ewolucji zyskała zdolność zniszczenia samej siebie i innych form życia.

Zabójca na talerzu
Zanieczyszczenie środowiska wynikłe z działalności człowieka doprowadzi do zagłady ludzkości w XXI wieku - takie przekonanie wyraziła ponad połowa badanych przez Demoskop w grudniu 1999 r. Znacznie mniej osób zachwyca się możliwościami cywilizacji - co trzecia wierzy, że rozwój pozwoli ludziom na regularne loty w kosmos. Mniej więcej tyle samo respondentów liczy na przezwyciężenie wszystkich chorób, podczas gdy dwie trzecie ankietowanych sądzi, że pojawią się nowe, nieuleczalne schorzenia.
Nawet najbardziej rozwinięte społeczeństwa nadal drżą przed starymi zagrożeniami: bezrobociem (choć rewolucja technologiczna odciska na nim nowe piętno), chorobami, starzeniem się, śmiercią. Ludzie nie boją się już wielkiej wojny, ale w wielu krajach zachodnich realną groźbą stał się terroryzm. Tylko w ostatnich tygodniach media donosiły o nowych atakach baskijskich terrorystów z ETA. Przed świętami bombę podłożono nawet w katedrze mediolańskiej. Zamachów obawiają się szczególnie Amerykanie, chociaż ofiarą fanatyków pada rocznie najwyżej kilkanaście osób.
Europę zaś ogarnęła fala strachu, bliska histerii, przed śmiertelnym gąbczastym zwyrodnieniem mózgu. Choroba szalonych krów pojawiła się najpierw w Wielkiej Brytanii, ale epidemia wybuchła już i po drugiej stronie kanału La Manche, a wraz z nią psychoza. Wszędzie drastycznie spada spożycie wołowiny, choć przedsiębrane są daleko idące środki ostrożności - w tym wybijanie zakażonych stad. We Francji od osób, które dłużej przebywały w Wielkiej Brytanii, nie wolno pobierać krwi do transfuzji. - To tak, jak byśmy mieli do czynienia z dżumą. Kto jest szalony: my czy krowy? - zastanawiał się publicznie jeden z włoskich rzeźników. Na horyzoncie pojawiła się już kolejna groźba. Naukowcy przestrzegają, że spożywane przez nas ryby, zarówno te z hodowli, jak i naturalnych łowisk, zawierają kilkadziesiąt razy więcej trujących toksyn aniżeli mięso innych zwierząt hodowlanych. Na cenzurowanym znalazły się przede wszystkim śledzie z Morza Północnego (stamtąd pochodzi większość ryb tego gatunku trafiających na polskie stoły).
Dawni władcy zawsze mieli na podorędziu kogoś, kto na wszelki wypadek próbował potraw przed nimi. Unia Europejska powołuje specjalną agendę, mającą czuwać nad tym, by na rynku nie pojawiały się produkty zagrażające zdrowiu. We wszystkich krajach zachodnich strach przed AIDS ustąpił psychozie żywnościowej (choć liczbę śmiertelnych ofiar AIDS i choroby Creutzfeldta i Jakoba dzieli przepaść). Francuzi bardziej niż szkodliwych pokarmów obawiają się tylko bezrobocia.

Oko ziemniaka
"Wielka mi rzecz, ziemniak z okiem" - obrusza się gospodyni na rysunku satyrycznym w prestiżowym amerykańskim magazynie, widząc, z jakim zdziwieniem mężczyzna zabiera się do podanego mu posiłku. Kwestia żywności modyfikowanej genetycznie rozpala społeczne emocje. Europa broni się przed napływem takich produktów ze Stanów Zjednoczonych, gdzie do roku 2020 więcej plonów ma pochodzić z upraw modyfikowanych niż konwencjonalnych. Organizacja Greenpeace, słynąca z agresywnych protestów w obronie natury, nie chciała ostatnio wpuścić na Stary Kontynent ładunków z ziarnem soi z USA i Argentyny. Na początku grudnia wyszło na jaw, że kukurydza transgeniczna może wywoływać alergię (w Stanach Zjednoczonych z powodu uczuleń pokarmowych cierpi pięć milionów osób).
Manipulacje genetyczne mogą narażać ludzi spożywających pomidory na przykład na kontakt z alergenami typowymi dla jaj. Już mówi się o "potrawach doktora Frankensteina", zapominając, że co światlejsi rolnicy od wieków krzyżowali rośliny (zmieniając w ten sposób ich kod genetyczny), żeby uzyskiwać większe lub smaczniejsze okazy. Podobnie zmieniały się gatunki zwierząt hodowlanych. Nowoczesna nauka przyspiesza jednak te procesy, co grozi tym, że pewnego dnia uczeni - sami o tym nie wiedząc - posuną się o krok za daleko. Propagatorzy transgenicznej żywności przekonują, że zawiera ona więcej wartościowych składników. Trudno przewidzieć, czy i jak bardzo zagrozi ludzkiemu zdrowiu, tym bardziej że modyfikowane rośliny będą się przecież jeszcze krzyżować w sposób naturalny.
Czy więc instytuty badawcze są wylęgarnią plag nękających ludzkość? Taka teza byłaby z pewnością bliska zwolennikom Pol Pota czy Mao Tse-tunga. Propagatorzy żywności zmienionej genetycznie próbują jednak przekonywać, że tylko ona może radykalnie zmienić sytuację, wywołując następną zieloną rewolucję, na której skorzystają przede wszystkim mieszkańcy obszarów stale dotkniętych brakiem pokarmu. Jak pokazują dane ONZ, liczba osób cierpiących z powodu głodu bądź niedożywienia ciągle rośnie. Dla nich zagrożeniem jest nie rozwój cywilizacji, lecz jego brak. Tymczasem do obywateli krajów rozwiniętych prawie co kilka dni docierają szokujące doniesienia o wyczynach biologów. W grudniu okazało się, że genetycznie zmieniony ziemniak, choć jeszcze nie mruga, świeci, sygnalizując, że powinno się go podlać.

Natura w odwrocie
Żywność jest coraz bardziej nienaturalna, ponieważ takie też jest środowisko. Emitujemy do atmosfery ogromną ilość gazów cieplarnianych, będących produktem ubocznym działalności przemysłowej. Czy na pewno ubocznym? Tracimy w ten sposób dziesięć razy więcej energii niż spożytkowujemy! Ponad połowa roślinności to już nie szata matki natury, ale efekt ludzkiej ingerencji. Światło ultrafioletowe, którego coraz więcej dociera na Ziemię wskutek powiększania się dziury ozonowej, powoduje - bez udziału genetyków - mutacje roślin, zwierząt i ludzi.
Nasze środowisko z najwyższym trudem można więc nazwać naturalnym. Ocieplenie klimatu, spowodowane ludzką działalnością, uznawane jest (m.in. w raporcie ONZ-owskiej komórki do spraw środowiska UNEP) za jedną z głównych przyczyn ostatniej powodzi w Indiach. Kosztowała ona życie setki ludzi, miliony zaś pozbawiła domów. Podobnie było w Chinach, Brazylii, Rosji i Mozambiku. Zdaniem naukowców, groźba trwałego zalania nisko położonych terenów nadbrzeżnych (na przykład w rezultacie topnienia gór lodowych) staje się coraz bardziej realna. W ciągu dwudziestu lat liczba zgonów wskutek udarów ma się podwoić. Przy tym zagrożeniu nawet największe katastrofy ekologiczne (choćby skażenie plaż francuskich tysiącami ton ropy z tankowca "Erika") wydają się mniej straszne ze względu na swą ograniczoną skalę.
Znaczna część ubiegłego stulecia upłynęła na usiłowaniach motywowanego ideologicznie "wychowywania" społeczeństw. Teraz zagrożeniem są próby "doskonalenia" człowieka za pomocą technologii. Brytyjski parlament wywołał burzę, zgadzając się na klonowanie ludzkich embrionów. Zwolennicy przekonują, że ma ono służyć celom terapeutycznym, nie reprodukcyjnym. Chodzi na przykład o hodowanie organów do transplantacji. To dość daleka przyszłość, w zasięgu ręki wydaje się natomiast leczenie choroby Parkinsona dzięki hodowli komórek nerwowych. Przeciwnicy alarmują, że to niemoralne. Przestrzegają, że to wstęp do klonowania ludzi, niedopuszczalna "zabawa w Boga".

Powrót Wielkiego Brata
W świecie zdominowanym przez technologie komputerowe boimy się też o to, kto i jak wykorzysta informacje o nas. W Europie bazy danych osobowych tworzą przede wszystkim instytucje państwowe, w USA - wielkie korporacje. Prawie 70 proc. amerykańskich konsumentów jest zaniepokojonych tym, co dzieje się z ich danymi pozostawionymi w Internecie.
Obywatele boją się, by pod pretekstem walki stróżów prawa z cyberprzestępcami kontrola nad globalną siecią nie zaszła za daleko i nie ograniczyła wolności. W Wielkiej Brytanii podniesiono alarm, że uprawnienia śledcze policji czynią z niej Orwellowskiego Wielkiego Brata. Obrońcy swobód obywatelskich nie zostawili suchej nitki na projekcie europejskiego traktatu o cyberprzestępczości (próba harmonizacji prawa przeciwko hakerom, twórcom wirusów, oszustom internetowym i autorom dziecięcej pornografii), uznając, że jest drakoński, sprzeczny z normami ochrony praw jednostki i dopuszcza inwigilację w wypadku przestępstw poza siecią, uważanych za zbyt błahe, by stosować do walki z nimi tego typu metody.
Przepowiedni o tym, co grozi nam w wyniku rozwoju cywilizacyjnego w rozpoczynającym się stuleciu, przybywa. Według 30 wybitnych myślicieli (wśród nich są Arthur C. Clark, John Kenneth Galbraith i Umberto Eco), którzy opublikowali swoje przewidywania we wspólnej książce, w ciągu dwóch dekad z maszyn o sztucznej inteligencji powstanie nowa forma życia, a ludzie zwrócą się po pomoc ku genetyce i implantom komputerowym, by konkurować ze swoimi tworami. Już pojawiły się osoby z wszczepionymi chipami, służącymi na przykład do otwierania drzwi na odległość czy zdalnego sterowania komputerem. Zdaniem dr. Frencha Andersona, genetyka, niezadowoleni z medycyny ludzie będą chcieli ulepszać siebie i swoje dzieci - eugenika będzie stosowana powszechnie. Mamy też przestać uprawiać seks w celu prokreacji. O idealne potomstwo zatroszczy się nauka.
Czego będą się obawiały przyszłe generacje? Tego samego, co my: kto i jak wykorzystuje wiedzę. Wątpliwe, by cywilizacyjne osiągnięcia, które penetrują naszą codzienność na trudną do ogarnięcia skalę, zdołały przybliżyć ludzkość do stanu powszechnej szczęśliwości. Amerykańska historyczka i feministka Elaine Showalter jest przekonana, że głowy naszych potomnych opanują nowe paranoje, histerie, teorie spiskowe i choroby wyobraźni.

Więcej możesz przeczytać w 3/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.