Śpimy na gazie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ile tracimy na oszczędzaniu krajowych zasobów gazu ziemnego. Kościan, niewielkie miasto w województwie wielkopolskim, mógłby się stać gazową stolicą Polski; mógłby - gdyby nie Gazprom. Odkryte tam złoża gazu ziemnego mają objętość 30 mld m3. Największe z nich, o nazwie Kościan, zawiera 10 mld m3 tego surowca, czyli tylko miliard mniej, niż zużyliśmy w 2000 r. Specjaliści obliczają, że kościańskie zasoby mogą przez 70 lat pokrywać zapotrzebowanie rejonu poznańskiego na gaz.
Złoża ciągną się szerokim pasem od Szczecina przez Zieloną Górę, Poznań i Pogórze Karpackie do Przemyśla oraz występują na wielu obszarach poza tym pasem. Polski surowiec jest na razie o 40 proc. tańszy od importowanego z Rosji. Przedsiębiorstwa nie decydują się jednak na zwiększenie wydobycia. Rząd zakłada nawet, że będzie ono spadać. Powodem jest zawarty w 1996 r. rządowy kontrakt z Gazpromem.
Eksploatacja naszych złóż ropy naftowej i gazu ziemnego była przez lata mało opłacalna. Surowce te w krajach arabskich oraz na Syberii gromadzą się w olbrzymich nieckach skalnych. Wystarczy więc je zlokalizować i wykonać jeden odwiert. W Polsce natomiast zbierają się w niewielkich, często pojedynczych oczkach i do wydobycia podobnej ilości gazu potrzeba kilku, a czasami nawet kilkunastu odwiertów. - Na dodatek nasze złoża leżą w twardszych skałach, co utrudnia wiercenia - dodaje Czesław Rybicki z Zakładu Gazownictwa Ziemnego krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej. W rezultacie przez długie lata nikt w Polsce nie myślał poważnie o zakrojonych na szeroką skalę poszukiwaniach i wydobyciu.

Oszczędny dwa razy traci
- Europa Zachodnia eksploatuje swoje złoża bardzo intensywnie. Nie trzyma przez dziesięciolecia pokładów gazu w ziemi, wydobywa je tak szybko, jakby chciała je zużyć w kilkanaście lat. Nasze przy obecnym tempie pozyskiwania starczyłyby na 47 lat - zauważa Wojciech Górecki, szef Zakładu Surowców Energetycznych AGH. Postęp technologiczny oraz zwyżka cen paliw na świecie sprawiły, że bariera opłacalności znacznie się przesunęła, ale polskie kopalnie dostarczają gaz w cenie 75 USD za 1000 m3, podczas gry rosyjski kosztuje już 120 USD.
Z krajowych źródeł pokrywamy mniej więcej 40 proc. naszego rocznego zapotrzebowania na gaz (4 mld m3 na 11 mld m3). W ciągu dziesięciu lat krajowe wydobycie można by podwoić. W 2000 r. tylko Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo odkryło złoża zawierające łącznie 12,6 mld m3 tego surowca. Budowa i wyposażenie kopalń (na przykład w odsiarczalnie) trwa od roku do trzech lat, a rozbudowa istniejących - rok. Dlaczego więc się ich nie modernizuje?
PGNiG jest największą z dwunastu firm poszukujących gazu w Polsce i zainteresowanych jego wydobyciem. Pozostałe, przeważnie z udziałem większościowego kapitału zagranicznego, to Wielkopolska Energia SA, Warmia Petroleum Co., Apache Poland, Apache Poland - Pomerania, CalEnergy Gas Polska, RWE - DEA Polska Oil, Apache Poland - East, Medusa Oil and Gas Poland, Apache Poland - Carpathians, Eurogas i do niedawna Exxon. Łącznie zainwestowały one już w naszym kraju ponad 80 mln USD. Zamiast powiększać wydobycie, najpewniej zaczną je wkrótce zmniejszać. I to zmniejszać drastycznie. Rząd zakłada, że choć do 2020 r. zużycie gazu w Polsce wzrośnie do 26 mld m3, to produkcja naszych kopalń spadnie do 3,6 mld m3. Tym samym zakłada, że udział w rynku krajowego paliwa zmniejszy się z 40 proc. do 15 proc. I tak dochodzimy do Gazpromu.

Gaz ziemny, czyli narkotyk
W ostatnim dziesięcioleciu rosyjski Gazprom, w praktyce mający monopol na dostawy gazu ziemnego na polski rynek, traktował swych odbiorców jak dealer narkotyków: oferował produkt po cenach znacznie niższych niż światowi konkurenci. Ekonomiczność nowoczesnych pieców gazowych i ekologiczne zalety gazu sprawiły, że w latach 90. powszechnie rezygnowaliśmy z pieców węglowych. W dużych miastach i miejscowościach uzdrowiskowych władze stosowały nawet zachęty finansowe, aby właściciele domów zdecydowali się na taką wymianę. Poza tym inwestycje w instalację gazową były opłacalne, bo paliwo rosyjskie było tanie. W 1996 r. ceny gazu ciągle były niskie. Wtedy minister Klemens Ścierski zawarł z Gazpromem kontrakt przewidujący, że w 2010 r. Polska kupować będzie od Rosjan dwa razy więcej tego surowca niż dzisiaj, nie mając żadnego wpływu na jego cenę. A Gazprom podniósł ją na przełomie roku 2000 i 2001 o 30 proc.
Nie chcąc pozostawać na łasce i niełasce jednego dostawcy, następne rządy zaczęły szukać innych rozwiązań. Najbardziej zaawansowane są negocjacje z norweskim koncernem Statoil: ma on współfinansować budowę gazociągu z Norwegii do Polski. W zamian żąda jednak gwarancji odbierania 5 mld m3 gazu. Peter Mellbye, prezes ds. gazu w koncernie Statoil, mówi wyraźnie: bez takich gwarancji kontraktu nie będzie. Gdyby umowa doszła do skutku, Polska zobowiąże się do odbierania w 2010 r. 19 mld m3 surowca (14 mld m3 z Rosji plus 5 mld m3 z Norwegii), czyli... prawie potrojenia importu. W tej sytuacji gaz z krajowych zasobów przestanie być potrzebny!
Nie powstaną więc nowe szyby wiertnicze ani kilkanaście tysięcy miejsc pracy, nie będzie sensu kontynuowania rozpoczętych prac badawczych. Gaz prawie w całości będziemy importować, rezygnując z pożytków płynących z własnej produkcji. Także takich jak napływ zachodnich inwestycji. Zainteresowanie poszukiwaniem i wydobyciem ropy i gazu w Polsce stracił już Exxon.

Więcej możesz przeczytać w 5/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.