NIKnący raport

NIKnący raport

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dlaczego z raportu Najwyższej Izby Kontroli na temat komputeryzacji ZUS usunięto fragmenty krytyczne wobec polityków SLD?


- Bezstronność Najwyższej Izby Kontroli pod kierownictwem jej prezesa Janusza Wojciechowskiego jest bezstronnością wynajętego mordercy - stwierdził dobitnie Stanisław Alot, były prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. - Taka opinia znieważa kontrolerów - oburza się szef NIK i podkreśla apolityczność swojej instytucji. Jak jednak wytłumaczyć fakt, że NIK dopiero po burzy prasowej zdecydowała się upublicznić raport z kontroli dotyczącej zakładania systemu informatycznego w ZUS?

Dokument ten różni się znacznie od pierwotnej wersji, w której skrytykowano wiele decyzji byłej prezes ZUS Anny Bańkowskiej z SLD. Okazuje się, że kierownictwo NIK miało wątpliwości co do ustaleń własnych kontrolerów i dlatego do Sejmu trafił raport uszczuplony o istotne wątki sprawy komputeryzacji ZUS. - Ja nie chcę mówić, kto jest winien, ale chcę się tego dowiedzieć od NIK, bo to jest jej zadanie, by wyjaśnić, dlaczego ludzie tracą pieniądze - niecierpliwi się Jerzy Gwiżdż, poseł AWS, przewodniczący Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej.
Podczas gdy trwały negocjacje wokół utworzenia rządu Jerzego Buzka, ówczesna prezes ZUS Anna Bańkowska szykowała bombę z opóźnionym zapłonem. 10 października 1997 r. podpisała "kontrakt stulecia" wart 703 mln zł. Przetarg na budowę kompleksowego systemu informatycznego w ZUS wygrała firma Prokom Software SA. Jej faktyczny właściciel, Ryszard Krauze, w 1999 r. zajął czwarte miejsce na liście 100 najbogatszych Polaków przygotowywanej przez "Wprost", a rok wcześniej amerykański magazyn "Forbes" wymienił go wśród najbogatszych ludzi świata, szacując jego majątek na 230 mln dolarów. Do grona znajomych Krauzego zalicza się wiele wpływowych osób zarówno z prawej, jak i lewej strony sceny politycznej, a w tenisa zdarza mu się grać nawet z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim. W lutym tego roku Urząd Kultury Fizycznej i Turystyki przyznał spółce Prokom tytuł Sponsora Roku, w prasie zaś określono Krauzego mianem łowcy państwowych zleceń. Z jego usług korzystał nie tylko ZUS, ale też m.in. GUC, PZU, Warta, Ruch, TP SA, a nawet... NIK. Część kontraktów trzeba było renegocjować, bo dawały nieuzasadnione przywileje Prokomowi. Przed kilkoma dniami posłowie AWS, działacze Ruchu Solidarni w Wyborach: Jerzy Gwiżdż i Edward Daszkiewicz, skierowali do prezesa NIK wniosek o pilne przeprowadzenie kontroli wszystkich instytucji, które zawarły umowę z Prokomem. Gwiżdż zwrócił się też do Ewy Kuleszy, generalnego inspektora ochrony danych osobowych, o sprawdzenie, czy firmy komputeryzujące przedsiębiorstwa państwowe mają dostęp do danych osobowych. Już w 1998 r. NIK proponowała przyjęcie przez rząd ścisłej procedury przy informatyzacji urzędów, bo "błędy i nieprawidłowości" mogą zagrażać działaniu organów administracji państwowej.
I zagroziły. Od nowego systemu komputerowego ZUS zależało powodzenie reformy emerytalnej. Każdy Polak miał posiadać swoje konto po to, by można było przesyłać jego składki do wybranego funduszu emerytalnego. System jednak okazał się wadliwy. Następca Bańkowskiej, prezes Stanisław Alot, renegocjował wiosną 1998 r. umowę z Prokomem. To też nie pomogło. Lesław Gajek, obecny prezes ZUS, uważa, że atmosferę oczyściłoby odtajnienie kontraktu z Prokomem.
Kontrolerzy NIK (kontrolę rozpoczęto w maju 1998 r., zakończono w październiku, a raport przesłano do Sejmu dopiero przed kilkoma dniami) wykazali mnóstwo błędów w umowie zawartej przez prezes Bańkowską. Rozpoczynając procedurę przetargową, kierownictwo ZUS nie wiedziało nawet, czy wartość kontraktu wyniesie 100 czy 200 mln dolarów. - Rozrzut jak na pieniądze publiczne niebywały - komentuje poseł Gwiżdż. W pierwotnej wersji raportu, do której dotarł "Wprost", stwierdzono: "NIK ocenia negatywnie decyzję Komisji o zakwalifikowaniu firmy Prokom Software System do dalszych negocjacji" i dalej: "zamawiający powinien ofertę odrzucić", ponieważ, "jak wynika z ustaleń kontroli, firma Prokom Software System, będąca odrębną osobą prawną, zgłosiła jako swój potencjał techniczny i wykonawczy potencjał wszystkich spółek mających w nazwie Prokom, tworzących tzw. holding". I dalej: "NIK negatywnie ocenia przyznanie firmie Prokom prawie maksymalnej liczby punktów za wiarygodność", bo "z kontroli wynika, że oferent nie dysponował doświadczeniem w opracowywaniu i wdrażaniu systemów informatycznych o takim charakterze, skali i stopniu złożoności". Ponadto "NIK również negatywnie ocenia przebieg postępowania o udzielenie zamówienia publicznego na wybór kancelarii prawniczej".
Chodziło o kolejną sprawę budzącą coraz większe kontrowersje - powierzenie obsługi prawnej kancelarii Krzysztofa Czeszejko-Sochackiego, który do sejmiku województwa mazowieckiego dostał się z listy SLD. Kancelaria zarobiła na tym zleceniu 100 tys. zł (400 zł za godzinę), podczas gdy ZUS ma własny departament prawny. Zaciekawia fakt, że Aleksandra Fąfara, wicedyrektor departamentu prawnego w NIK, w uwagach do raportu wnioskowała, by sprawę kancelarii jako nieistotną w ogóle pominąć. Z jej analizy wynika, że ani ZUS za czasów Bańkowskiej, ani Prokom nie są winni nieprawidłowości w funkcjonowaniu systemu. Za to prezesowi Alotowi kontrolerzy NIK zarówno w projekcie raportu, jak i w przesłanym do Sejmu oficjalnym raporcie zarzucili podpisanie aneksu do umowy z Prokomem, bowiem aneks na tyle zmieniał warunki kontraktu, że powinien zostać przeprowadzony nowy przetarg. Prezes ZUS zmienił bowiem całą koncepcję systemu informatycznego. Co jednak znamienne, w pierwotnej wersji raportu kontrolerzy przyznali rację Alotowi, podkreślając, że za zmianą systemu "przemawiała m.in. oszczędność w jego realizacji oraz łatwość i szybkość wdrożenia". Z raportu przekazanego Sejmowi usunięto wyżej cytowane, korzystne dla Alota, a niekorzystne dla Bańkowskiej wątki, co rodzi pytania na temat obiektywizmu działalności NIK. Kolegium NIK tłumaczy, że postanowiło sporne kwestie jeszcze raz skontrolować.
Do samego końca trwały spory, kto jest bardziej winien: Anna Bańkowska z SLD czy Stanisław Alot z AWS, tym bardziej że "bezpartyjne" kierownictwo NIK miało w tej materii podzielone zdania, podobnie jak odmienną ma przeszłość. Prezes NIK Janusz Wojciechowski zasiadał w Sejmie II kadencji jako poseł PSL. Wiceprezes Jacek Jezierski związany był z Komisją Krajową "Solidarności". Nadzorował m.in. kontrolę Eko-Sękocina, w wyniku której nakazano rozebrać willę wicepremiera Grzegorza Kołodki. Tak więc w raporcie skierowanym do Sejmu winą obarczono zarówno Bańkowską, jak i Alota. Wiceprezes Jezierski podkreślił, że obala to zarzuty, jakoby późne opublikowanie raportu miało podtekst polityczny. - Ostatnie wypadki wokół ZUS potwierdzają wątpliwości co do poziomu funkcjonowania izby - uważa Kazimierz Michał Ujazdowski, poseł AWS, przewodniczący sejmowej Komisji ds. Kontroli Państwowej. NIK zatrudnia 1650 osób. Kosztuje 157 mln zł rocznie. A czasami robi to, co w UE tak zwane biura obrachunkowe - merytoryczne urzędy kontroli. Faktem jest jednak, że kwota odzyskana w wyniku kontroli wynosi 358 mln zł. - Toczy się fundamentalny spór wokół działalności izby, dla mnie jest to test na odporność. Można oczywiście zlikwidować NIK, ale wtedy przestaniemy wiedzieć, na co są wydawane nasze pieniądze i budżet się zawali. Izba odczuwa czasem naciski polityczne, ale nigdy im nie ulega - odpiera ataki prezes Wojciechowski.
Posłowie tymczasem zaczęli krytykować NIK już parę miesięcy wcześniej. Ich zdaniem, izba powinna się skupić na strategicznych działaniach, na przykład ocenie skuteczności ustawodawstwa antykorupcyjnego. - NIK to organ, który bardzo dużo kosztuje, a jego działalność przynosi niewielkie efekty - uważa poseł Jerzy Gwiżdż, który chce, by Komisja ds. Kontroli Państwowej zbadała działalność NIK. - Nie wierzę w stuprocentową apolityczność NIK, zawsze będzie wdzięczność za stołek - dodaje Gwiżdż, zarzucając NIK, że utajnia raporty niewygodne dla byłej koalicji SLD-PSL. - Zdarzają się raporty poufne i tajne, co jest związane głównie z obronnością kraju, ale zawsze dziennikarze są informowani o najważniejszych wynikach kontroli. Zarzut utajniania prac NIK to ostatni, jaki można nam postawić. Jesteśmy otwarci do granic możliwości - oponuje prezes Wojciechowski, który podczas audycji telewizyjnej wręczył Gwiżdżowi niebieską teczkę z "rzekomo utajnionymi" raportami i dyskietką. - Prezydent Wałęsa mógłby się czuć zazdrosny, bo Kwaśniewski na dowód swojej niewinności podczas telewizyjnej debaty wręczył mu tylko kopertę, a i tak nie miał przecież racji - ironizuje Gwiżdż.
x
Więcej możesz przeczytać w 11/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.