Farmakokracja

Dodano:   /  Zmieniono: 
Powiedz mi, co łykasz, a powiem ci, kim jesteś. W listopadzie 1970 r. Stanisław Lem napisał "Kongres futurologiczny". To czarna utopia, wizja społeczeństwa rządzonego przez środki chemiczne. Wpływając na procesy intelektualne, zastępują one nie tylko medycynę, ale i edukację. Wreszcie całkowicie zakłamują rzeczywistość, paraliżują wszelkie drogi poznania i tworzą nowy świat - świat farmakokracji. Lem z właściwym sobie humorem, ale i przenikliwością kreuje obraz chemicznej apokalipsy.
 
Trzydzieści lat później jest już jasne, że jego proroctwo zaczyna się spełniać. Dzieląc leki na dawki - poranną, obiadową i wieczorną - spróbujmy się zastanowić, jak wiele funkcji ludzkiego organizmu zależy od farmaceutyków. Zacznijmy od początku - od poczęcia. Aby do niego doszło, kobieta powinna zrezygnować z zażywania pigułki antykoncepcyjnej. Ten wynaleziony w latach 50. specyfik wpływa na tak zwane ciałko żółte. Dziś mamy do czynienia z trzecią generacją tych środków. Mężczyzna nadal musi się wykazać pewną aktywnością; jeżeli nie pojawia się ona w sposób naturalny, można ją wywołać za pomocą niebieskiej pigułki o nazwie viagra. Nawet gdy rzecz dojdzie do skutku, nic nie jest przesądzone, bo kobieta może połknąć środek wczesnoporonny. Tak więc od samego początku jesteśmy zależni od farmaceutyków, i tak będzie do końca.
W drugiej połowie życia zapadniemy zapewne na choroby wieku dojrzałego, właściwe dla naszego kręgu cywilizacyjnego, takie jak cukrzyca czy nadciśnienie. Zażywanie codziennej porcji leków będzie kwestią naszego być albo nie być. Zanim to jednak nastąpi, przypomnijmy sobie, że nie tylko nasz układ krwionośny, ale i pokarmowy często był wspomagany chemicznie. Przyśpieszaliśmy lub spowalnialiśmy przemianę materii; braliśmy na wstrzymanie bądź przeczyszczenie. O tym, jak działają powidła śliwkowe, wiadomo od czasów Imperium Rzymskiego. Współczesne metody wykorzystują znajomość chemii organicznej. Wpływają na działanie hormonów, sterujących chemizmem naszego ciała i ducha. Już nie to, co mamy w kiszkach, nie to, co mamy na wątrobie, lecz to, co mamy w głowie, staje się przedmiotem chemicznej obróbki. Przykładem jest popularny prozac, który dostarczając serotoniny, rozprasza wszelkie smutki. I tu dochodzimy do punktu, w którym chemia dotyka nie tylko naszego życia biologicznego, ale i psychicznego.
Czy jesteśmy weseli, czy smutni, zrezygnowani czy pełni optymizmu - wszystko to zależy od miligramowych dawek chemikaliów. Hormony, które w naturalny sposób kierowały reakcją organizmu na świat, zastąpiliśmy pigułkami odmieniającymi nie tyle rzeczywistość, ile nasz stosunek do niej. Farmaceuci nie lubią hormonów naturalnych, bo nie dostają pieniędzy za prawa autorskie do nich. Kiedy chcemy spać, bierzemy pigułkę nasenną, gdy chcemy wstać i szybko być w dobrej formie, łykamy coś na pobudzenie. Człowiek produkuje hormony w określonych warunkach, a firmy farmaceutyczne go w tym wyręczają. Powiedz mi, co łykasz, a powiem ci, kim jesteś - to nowe porzekadło XXI wieku.
Coraz więcej uczniów i studentów uzależnionych jest od środków pobudzających pozwalających zachować koncentrację w czasie przeznaczonym na sen. Ten rodzaj specyfików wymyślono dla alianckich pilotów, żeby bez uczucia zmęczenia mogli brać udział w wielogodzinnych lotach bojowych. Po pół wieku pokoju wiedza poszła "w lud" i dziś faszeruje się nimi wiele całkiem przyziemnych osób. Dotyczy to nie tylko sportowców, choć ich "koksowanie" jest najbardziej spektakularne. Wiemy, że zawodnicy są pod specjalnym nadzorem; trochę już słyszeliśmy o ich sposobach na oszukanie natury i arbitrów. Wiemy, że potrafią sobie zacewnikować obcy mocz, by w ich własnym nie wykryto dopingu. W czasie Tour de France w 1998 r. oskarżeni o przyjmowanie zakazanych substancji kolarze bronili się, przywołując prosty argument, że przecież biorą wszyscy (w Sydney podczas paraolimpiady doping wykryto u większej liczby sportowców niż w czasie głównych igrzysk). I mieli rację, bo nawet statystyczny Kowalski zjada swoją dawkę "koksu". Zawodnicy uprawiający sport wyczynowy doszli do kresu ludzkich możliwości i aby pójść dalej, muszą sobie trochę pomóc. Zasady obowiązujące w czasie wyścigów na tartanie sprawdzają się też poza bieżnią: uczestnicząc w wyścigu szczurów, również potrzebujemy dopingu.
W przywołanym na wstępie dziele Lem wskazał nieco inny sens i cel farmakokracji. Jeżeli nie można zapobiec globalnej katastrofie ekologicznej, demograficznej czy klimatycznej, można ją przynajmniej zasłonić. To jak malowanie drzwi piekieł w ładne wzorki. "Kiedy nie ma już chleba - narkoza cierpiącym". Tak ma być wedle Lema w 2098 r. My jeszcze do tego nie doszliśmy, ale czy na pewno?
Organizatorka naszej zbiorowej wyobraźni, telewizja, zastąpiła reklamy środków piorących reklamami lekarstw. Kilka razy dziennie jesteśmy namawiani do zakupu preparatów przeciwbólowych czy chroniących przed przeziębieniem. Gdy przyjrzymy się ulicom naszych miast, znajdziemy kolejne potwierdzenie tej tezy. Jaki typ budownictwa dominował u nas ostatnio? W latach 80. - kościół, w latach 90. - bank. Dzisiaj jest to apteka.
Więcej możesz przeczytać w 5/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.