Mieszane uczucia

Dodano:   /  Zmieniono: 
W naszym kraju nadal modny jest peerelowski etatyzm i rozbudowany, niezwykle kosztowny interwencjonizm. Kiedy otrzymałem propozycję przygotowania referatu na VII Kongres Ekonomistów Polskich, ogarnęły mnie tzw. mieszane uczucia. Czego ja, liberał (choć nie libertyn!), zdeklarowany zwolennik gospodarki rynkowej, bliższy monetaryzmowi niż keynesizmowi, miałbym szukać na imprezie organizowanej przez wicepremiera rządu PRL z lat 80. i to jeszcze otoczonego wianuszkiem niereformowalnych pogrobowców ustroju najlepszego z możliwych?
Znając strukturę naszego warszawskiego środowiska, wiedziałem, że stronnicy Balcerowicza będą w mniejszości. Uznałem jednak trafność starego porzekadła, że "nieobecni nie mają racji", i podobnie jak wiele innych, bliskich mi poglądami osób, napisałem mały esej pt. "Trzecie drogi a ekonomia". Oczywiście tekst ten nie pozostawia wątpliwości co do tego, że przyszłością i świata, i Polski jest normalna gospodarka rynkowa, a nie omnipotencja państwa czy jakaś "gospodarka mieszana", nie zasługująca na pozostawienie na niej suchej nitki.
Zgodnie z przewidywaniami kongres ujawnił, jak wielu polskich ekonomistów pozostało na pozycjach jeśli nie marksistowskich, to co najmniej etatystycznych i centralistycznych, jak wielu z nich identyfikuje się z tym, co było przed rokiem 1989. Niektóre sesje przekształcały się w festiwal wystąpień potępiających w czambuł cały proces transformacji, oczywiście z wyjątkiem lat 1993-1997, które zawsze i wszędzie są przedmiotem autoreklamy ówczesnego wicepremiera i ministra finansów. Adresatem znakomitej większości zarzutów i żądań było państwo, które powinno wszystko. Nikt nie nawiązywał do nowego spojrzenia na trzecią drogę Blaira i Schrödera, odwołujących się do jednostki, do indywidualizmu ekonomicznego, wycofujących się ze wszechogarniającej pozycji państwa. U nas nadal modny jest peerelowski etatyzm i rozbudowany, niezwykle kosztowny interwencjonizm.
Jeden z notabli poprzedniego (a może i przyszłego) establishmentu, skądinąd wybitny fachowiec, miał do mnie pretensje o to, że swoimi publikacjami wspieram z gruntu złą politykę całego dziesięciolecia 1990-2000. Już mi się nawet zdawało, że za chwilę usłyszymy wykład o teorii rozwiniętego społeczeństwa socjalistycznego.
A jednak szkoda, że nie było na kongresie kilku wybitnych ekonomistów o światopoglądzie zasadniczo odmiennym od peerelowskiej ortodoksji. Byłoby nam wtedy łatwiej ustawić na właściwym miejscu poglądy reprezentantów przeszłości, nie zaniedbując oczywiście krytycznej analizy polityki transformacyjnej ostatnich lat. Głosy i poglądy wielu młodszych uczestników kongresu, odległe od statystycznej ortodoksji, zabrzmiałyby wtedy donośniej. Żałować również wypada, że największa polska gazeta pominęła kongres całkowitym milczeniem, nie poświęcając mu najmniejszej wzmianki. Wśród licznych referatów kongresowych (przedstawiono ich łącznie 130) są bardzo cenne przyczynki analityczne, opracowania o dużej wartości zarówno poznawczej, jak i aplikacyjnej, nie mające nic wspólnego z tonacją chóru krytyków liczących na powrót do establishmentu po wyborczym zwycięstwie SLD. Sądząc po zróżnicowaniu aplauzu dla poszczególnych mówców, można mieć nadzieję, że młodsze pokolenie polskich ekonomistów opowie się po właściwej stronie, po stronie sprawnej gospodarki rynkowej i sprzyjającej jej umocnieniu polityki państwa.
Najbliższa przyszłość przyniesie jednak niemałe zawirowania. W ramach obozu lewicy nastąpi bowiem nieuchronne starcie pomiędzy tymi, którzy znają współczesną ekonomię i wiedzą, o co chodzi w polityce gospodarczej, a tymi, którzy nie potrafili się uwolnić od balastu przeszłości. Zobaczymy, kto wygra.
Więcej możesz przeczytać w 7/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.