Żona już wie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kłamstwo, także to związane z wiarołomstwem, ma zazwyczaj krótkie nogi i gdy wychodzi na jaw, często staje się żałosnym końcem potajemnego uczucia, rzadziej kończy się happy endem. Zdrada ma swoje kłamstwa i tajemnice. Duszną atmosferę potajemnych spotkań, telefonów z łazienki i nieustanny niepokój o to, kiedy zostanie odkryta. Podobno właśnie ten dreszcz zagrożenia dodaje zdradzie niedefiniowalnego uroku. Zdrada ma swoich głównych bohaterów, ale i postronnych świadków, którzy dowiadują się o niej wcześniej niż żona. Ta z reguły dowiaduje się ostatnia.

Zdrada ma swoje kłamstwa i tajemnice. Duszną atmosferę potajemnych spotkań, telefonów z łazienki i nieustanny niepokój o to, kiedy zostanie odkryta. Podobno właśnie ten dreszcz zagrożenia dodaje zdradzie niedefiniowalnego uroku. Zdrada ma swoich głównych bohaterów, ale i postronnych świadków, którzy dowiadują się o niej wcześniej niż żona. Ta z reguły dowiaduje się ostatnia. Wiarołomni w zależności od tego, jaki jest finał "skoku w bok", albo przegrywają swoje dotychczasowe życie, albo wracają do normalności, albo też wygrywają los na loterii. Nowe życie u boku nowego partnera. To właśnie ta niewiadoma - co też z tego miłosnego oszustwa może wyniknąć, może nawet ślub? - powoduje, że szczególnie podatne na bajeczki o niedobrej żonie, która niczego nie rozumie, są inne kandydatki na żony. Kandydatów na mężów tego rodzaju socjotechnika raczej nie dotyczy.
Kłamstwo jednak, także to związane z wiarołomstwem, ma zazwyczaj krótkie nogi i gdy wychodzi na jaw, często staje się żałosnym końcem potajemnego uczucia, rzadziej kończy się happy endem. Cokolwiek miałby on oznaczać.
Bywają zdrady banalne, zwyczajne i te spektakularne. Pierwsze przechodzą zazwyczaj bez echa i nie dalej niż na sąsiednią ulicę. Kończą się rozstaniem albo wspólnym wyznaniem grzechów i miłosiernym wybaczeniem. Spektakularnym towarzyszą światła reflektorów i ogromne zainteresowanie opinii publicznej. Wszystko wówczas nabiera innych, wyolbrzymionych rozmiarów, jak pod szkłem powiększającym.
Ostatnio takim właśnie rozpiętym pod mikroskopem "niewiernym okazem" stał się niemiecki tenisista Boris Becker, który po siedmiu latach "idealnego" małżeństwa i spłodzeniu dwóch synów wypowiedział miłosny kontrakt swojej żonie Barbarze Feltus, ciemnoskórej byłej piosenkarce, aktorce i modelce. W Niemczech na wieść o ich rozstaniu zapanowała medialna żałoba. Nie, to niemożliwe, oni muszą się kochać, oni nie mogą się rozstać. Dywagacje na temat przyczyn, ale i skutków ich rozstania pojawiły się we wszystkich najpoważniejszych pismach. Czy już się nie kochają, bo ona nigdy nie ugotowała zupy, czy też dlatego, że on nie godził się na jej artystyczne ambicje? - pytano w wielkich nagłówkach.
Becker w uzasadnieniu ich decyzji (jego żona milczała) powoływał się na tzw. wartości wyższe. Nie ma sensu przedłużać tej bolesnej dla nas dwojga sytuacji, nie możemy ranić naszych dzieci, najważniejsze są priorytety - wyliczał. Nikt nie pytał jakie. Wszyscy liczyli, że Beckerowie jednak się zejdą. Stało się inaczej. Zapanował smutek. Rozwód, którego transmisję chciała przeprowadzać jedna z niemieckich stacji telewizyjnych (i nawet dostała na to sądową zgodę), odbył się w iście ekspresowym tempie. Stacja nie miała czego sprawo-zdawać. Barbara Becker zamiast proponowanych jej przez byłego męża pięciu milionów marek dostała sześć razy więcej. Synowie zostają przy niej. I właściwie całą sprawę można by odłożyć ad acta, gdyby nie dziennikarze i ich niepohamowana chęć sprawdzenia, jak to było naprawdę. A było banalnie. Becker zakochał się w jednej z przyjaciółek żony, ciemnoskórej piosenkarce rapowej Sabrinie Seltur. W niemieckiej telewizji można właśnie obejrzeć zrobione ukrytą kamerą zdjęcia kochanków całujących się w jednym z nowojorskich hoteli. Niemcy po raz pierwszy się zdziwili: czyżby nasz Bobele kłamał?
To jednak jeszcze nie wszystko. Właśnie wyszło na jaw, że rok temu podczas turnieju w Wimbledonie, gdy Becker marzył o triumfalnym powrocie na korty, a jego żona była w siódmym miesiącu ciąży, przydarzyło mu się... wiarołomstwo. A było tak. Turniej przerwano po raz kolejny z powodu ulewnego deszczu i zestresowany tenisista zawitał do jednego z ekskluzywnych londyńskich barów. Cóż w tym dziwnego, że dopadł - dokładnie nie wiadomo gdzie: czy na schodach, czy na zapleczu - 33-letnią ciemnoskórą Rosjankę, byłą modelkę, która w barze pracowała jako kelnerka. Po dziewięciu miesiącach od tego zdarzenia urodziła córkę. Ale dopiero w tym momencie zaczyna się obyczajowa szmira. Tenisista utrzymuje bowiem, że między nim a kelnerką doszło jedynie do seksu oralnego i że po tym incydencie jego sperma została skradziona w celach prokreacyjnych. To znaczy wykradła ją kelnerka. Nic to. Testy podobno już potwierdziły, że ojcem dopiero co narodzonej dziewczynki jest Becker. Ten zaś - zgodnie z zasadą, że tonący brzytwy się chwyta - zapewnia, że w jego rodzinie rodzą się jedynie chłopcy. I nieśmiało przebąkuje, że padł ofiarą spisku.
Od kilkunastu dni nie wypiera się już jednak gorącego uczucia, jakie połączyło go z panną Seltur - to ta rapowa piosenkarka - chociaż nadal utrzymuje, że zakochał się w niej dopiero po podjęciu decyzji o rozwodzie. Pozory muszą być zachowane, zwłaszcza że potężne niemieckie koncerny, między innymi Mercedes, zaczynają rozważać, czy przedłużyć z Beckerem reklamowe kontrakty. Nie ma wątpliwości, że każda zdrada zostawia po sobie wygranych i przegranych. O tych ostatnich przez litość więcej już ani słowa. A wygrani, a właściwie wygrana? Żona, to znaczy była żona, już wie. To także zwycięstwo.

Więcej możesz przeczytać w 7/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.