Bezrobocie: Polityczne rękodzieło

Bezrobocie: Polityczne rękodzieło

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ponad połowa polskich bezrobotnych nie nadaje się do żadnej pracy. W Polsce stopa bezrobocia wynosi 15 proc., na Białorusi - 2,5 proc., a średnia płaca - 50 dolarów, czyli mniej niż polski zasiłek dla bezrobotnego. Godząc się (podczas elekcji swych przywódców) na liche zarobki i ukryte bezrobocie, Białorusini automatycznie godzą się na brak wyboru: u nich nie można się starać o pracę, lecz "ma się zatrudnienie".


W Polsce stopa bezrobocia wynosi 15 proc., na Białorusi - 2,5 proc., a średnia płaca - 50 dolarów, czyli mniej niż polski zasiłek dla bezrobotnego. Godząc się (podczas elekcji swych przywódców) na liche zarobki i ukryte bezrobocie, Białorusini automatycznie godzą się na brak wyboru: u nich nie można się starać o pracę, lecz "ma się zatrudnienie". Polacy zaś wybór mają. Odzyskaliśmy prawo do niego jedenaście lat temu, gdy wprawdzie wszyscy "mieli zatrudnienie", lecz stopa ukrytego (przez socjalizm) bezrobocia przekraczała 30 proc., a przeciętny zarobek nie sięgał 50 dolarów. Wtedy każdy z nas zaczął decydować: czy chce walczyć o pracę i jej utrzymanie, czy też woli nadal żądać zatrudnienia? Czy gonić Europę, czy żyć po białorusku? Czy starać się wciąż zdobywać nowe kwalifikacje i umiejętności, opuścić miasteczko, w którym splajtowała jedyna fabryka, czy czekać na cud?
Nieco ponad połowa naszych bezrobotnych - prawie półtora miliona ludzi: ciągle czeka na zatrudnienie. - Z wyjątkiem młodszych, którzy być może kiedyś się obudzą, najprawdopodobniej już nigdy pracy nie znajdą, bowiem do żadnej się nie nadają - mówi wprost prof. Jan Winiecki, ekspert ekonomiczny Platformy Obywatelskiej. Istnieje jednak całkiem realna groźba, że także te mobilniejsze półtora miliona bezrobotnych nie znajdzie zbyt szybko pracy, gdyż w najbliższych latach w Polsce nie będzie bezrobotnych ubywać, wręcz przeciwnie - będzie ich nadal gwałtownie przybywać: setki tysięcy każdego roku. Stanie się tak, jeśli natychmiast nie pozbawimy pracy naszych zawodowych producentów bezrobocia - tych polityków i związkowców, którzy od lat pod hasłem walki z bezrobociem powiększają je: podnosząc podatki, chroniąc miejsca pracy w nierentownych firmach, podwyższając zasiłki i płacę minimalną!

Syndrom Ślimaka, czyli bezrobotni niemobilni
W Warszawie bezrobocie wynosi tylko 3 proc. (co w praktyce oznacza, że go nie ma), a pracę na czarno znajduje tam około 60 tys. obcokrajowców, w Radomiu natomiast stałego zajęcia nie ma co czwarty dorosły (stopa bezrobocia rejestrowanego sięga 23 proc.). Z Radomia do Warszawy (100 km) jedzie się niecałe półtorej godziny. Dlaczego bezrobotni radomiacy nie wpadli na pomysł szukania pracy w Warszawie?
Praca czeka zresztą nie tylko w Warszawie; także w Gdańsku, Krakowie, Katowicach, Poznaniu, Wronkach (województwo wielkopolskie), Grajewie (województwo podlaskie). Czeka często miesiącami. Kilka lat temu, gdy waliła się Stocznia Gdańska, ze Szczecina nadeszła propozycja zatrudnienia kilkuset ludzi. Niemal nikt się nie zdecydował. Woleli czekać na cud. Podobnie jak polskie pielęgniarki, które niedawno zachęcano do wyjazdu do pracy w Norwegii, i rybacy, których kusili pracą Irlandczycy.

Syndrom magistra analfabety, czyli bezrobotni wykształceni nieucy
Gdyby IBM, Toshiba, Nokia, Microsoft chciały nagle koło Koszalina, Olsztyna, Rzeszowa czy Suwałk zacząć wytwarzać swe produkty, to czy znalazłyby potrzebnych pracowników? Wątpliwe, jeśli zważyć, że aż 76 proc. Polaków nie potrafi zrozumieć informacji zawartych w takich tekstach, jak instrukcje obsługi, ulotki dotyczące sposobu zażywania leków, rozkłady jazdy, mapy pogody, formularze podatkowe, reklamy kredytów, wnioski o pracę itp. Ba, wśród przebadanych absolwentów studiów magisterskich tylko 17 proc. prawidłowo zrozumiało te teksty! - Duży kłopot sprawiają też ludzie - kiedyś nawet nieźli w swoim fachu - którzy nie odczuwają potrzeby ciągłego uczenia się, nadążania za postępem technologicznym. W wypadku naszej branży nie ma nawet nawyku śledzenia prasy fachowej. Aby go wyrobić, musieliśmy zacząć wydawać swoją gazetę i rozdawać za darmo we współpracujących z nami instytucjach - mówi Roman Rojek, prezes Atlasu SA. Mamy więc w Polsce w istocie do czynienia z wysokim bezrobociem przy równoczesnym głębokim deficycie ludzi zdolnych do efektywnej pracy!

Syndrom Arizony, czyli bezrobotni alkoholicy i pijacy
Byli pracownicy PGR-ów, którzy topią swoją biedę i frustrację w butelkach taniego wina Arizona, to jedynie niewielki wycinek szerszego zjawiska. W Polsce (na wsi i w miastach) żyje ponad milion osób zarejestrowanych w przychodniach odwykowych. To ludzie - nie bez własnej winy - bardzo nieszczęśliwi. Ilu z nich jednak nadaje się do pracy i kto odważy się ich zatrudnić? Nie trzeba dodawać, że ów milion to tylko wierzchołek wódczanej góry - przecież nie wszyscy alkoholicy rejestrują się w poradniach. W wielu firmach, nawet całych branżach, pijaństwo to prawdziwa plaga. - W branży budowlanej wiele przedsiębiorstw do dzisiaj boryka się z problemem porzucania pracy po dniu wypłaty - mówi Jeremi Mordasewicz z BCC, przedsiębiorca budowlany. Rosnąca konkurencja sprawia, że ci ludzie albo już stracili, albo wkrótce stracą pracę.

Syndrom bezrobocia dziedzicznego, czyli rodzina bez pracy
1,5 mln ludzi, czyli prawie 60 proc. ogółu bezrobotnych, pozostaje w Polsce bez pracy dłużej niż pół roku. Psychologowie porównują szok związany z utratą pracy ze stresem wywoływanym przez rozpad małżeństwa. Bezrobotny ma wrażenie, że świat wali mu się na głowę - czuje się niepotrzebny, nieprzydatny. - Ludzie pozbawieni pracy przez dłuższy czas zaczynają się urządzać w świecie bez pracy: ograniczają wydatki, popadają w samotność i przygnębienie, tracą kontakt z zapracowanymi znajomymi i krewnymi - komentuje psycholog Andrzej Samson. - Każdego roku 700 tys. bezrobotnych odmawia przyjęcia oferowanej im posady - mówi Piotr Kołodziejczyk, wiceminister pracy. Dlaczego? Pracują na czarno czy może odwykli od pracy, przyzwyczaili się do życia byle jak? Na dodatek swoją postawę przekazują - często jako jedyny posag - swoim dzieciom. W ten sposób choroba bezrobocia staje się chorobą dziedziczną.

Bezrobotny: zawód wyuczony w szkole
- Po ukończeniu szkoły młody człowiek gotowy jest do podjęcia pracy u kogoś, ale nie do prowadzenia nawet skromnego biznesu na własną rękę - zauważa Andrzej Olechowski, lider Platformy Obywatelskiej. - Uczy się go biologii, geografii, przedmiotów zawodowych, ale nie tego, jak prowadzić księgowość, prawidłowo wypełnić wniosek kredytowy, wystawić fakturę, zbadać lokalny rynek.
Tego wszystkiego nauczyć ma ich życie, a nie szkoła. Tyle że to bolesna nauka. Na skutek wyżu demograficznego na polski rynek pracy trafi w ciągu kilku najbliższych lat tylu młodych ludzi, ilu we wszystkich państwach Unii Europejskiej łącznie. A przecież stopa bezrobocia wśród nich już teraz dwukrotnie przewyższa i tak wysoką średnią krajową!

Walka z bezrobociem, czyli produkowanie bezrobotnych
Polskę czeka w najbliższych latach bezrobocie, które przekroczy 20 proc., a może nawet 25 proc.! Henryka Bochniarz, prezes Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych, uważa, że przyczyną tego stanu rzeczy jest to, iż w Polsce żadna partia i żaden związek zawodowy nie zajmuje się rzeczywistą walką z bezrobociem. - Jeśli już interesują się bezrobotnymi, to wyłącznie po to, by wykorzystać ich podczas kampanii wyborczej. I na tym się kończy - mówi Henryka Bochniarz.
Walka z bezrobociem po polsku to w istocie produkowanie bezrobotnych, w czym wyspecjalizowało się wielu polityków z PSL, SLD, ROP, AWS i wielu innych drobniejszych partii. To oni wymyślają wciąż nowe "programy walki z bezrobociem", które tak naprawdę zawsze skutkują jego zwiększeniem. Od 3 do 5 punktów procentowych - jak się szacuje - wzrosło polskie bezrobocie tylko na skutek "ochrony miejsc pracy", czyli dotowania nierentownych zakładów i tolerowania narastania ich długów wobec skarbu państwa przy bezwzględnym drenowaniu podatkami tych rentownych!

PZP(b)R, czyli Partia Zwolenników Polskiego bezRobocia
"Dzisiaj głównym źródłem bezrobocia w Polsce jest import bezrobocia. Plany Unii Europejskiej są dość oczywiste - ograniczyć polską wytwórczość, polską produkcję rolną, a kraj nasz uczynić rynkiem zbytu swoich towarów" - mówi Jan Łopuszański z Porozumienia Polskiego. Łopuszański usiłuje dowieść, że to nie nasza niska wydajność i niskie kwalifikacje, ale francusko-niemiecko-portugalski spisek jest przyczyną niepowodzenia polskich bezrobotnych. Wniosek? Trzeba zamknąć granice, podwyższyć cła i porzucić zamiar przystąpienia do Unii Europejskiej, to bezrobocie spadnie, być może nawet do białoruskiego ideału - 2,5 proc. Oficjalnie, bo faktycznie oznaczać to będzie, że bezrobocie dotknie nie 15 proc., a 60 proc. Polaków, tyle że będzie to bezrobocie ukryte, na którym "zatrudnieni" dostawać będą pensje równe 50 dolarom.
"We Francji skrócono czas pracy do 35 godzin tygodniowo i bezrobocie spadło o 3 proc." - zgłasza kolejny pomysł na rozłożenie polskiej gospodarki i zupełne pozbawienie nas szans na konkurowanie z firmami UE Piotr Ikonowicz. Z kolei prezydent Aleksander Kwaśniewski podczas kampanii prezydenckiej zaproponował, by mieszkańców popegeerowskich wsi obdarować stałym zasiłkiem. "Czteroosobowa rodzina powinna mieć zagwarantowane minimum socjalne w wysokości 2500 zł miesięcznie" - poszerzył katalog życzeń Andrzej Lepper. Poseł Maciej Manicki (SLD, OPZZ) przelicytował go żądaniem podniesienia płacy minimalnej do 52 proc. średniej krajowej; tymczasem na Węgrzech, gdzie płaca minimalna jest dwukrotnie niższa od obecnej polskiej, dwukrotnie niższa jest też stopa bezrobocia.

Przeciw bezrobociu - tylko dobra koniunktura!
Aby zmniejszyć bezrobocie, trzeba nakręcić koniunkturę, gospodarka musi się rozwijać szybciej - ocenili w poświęconym Polsce raporcie eksperci ING Barings. Dla nikogo nie jest chyba tajemnicą, jak poprawić koniunkturę: trzeba obniżać koszty pracy, obniżając podatki, uelastyczniając prawo pracy, utrzymując pod kontrolą inflację i deficyt budżetowy. Leszek Balcerowicz w 1998 r., gdy był jeszcze ministrem finansów, sformułował plan, który z pewnością zahamowałby obecny wzrost bezrobocia - zaproponował, by w ciągu kilku lat wprowadzić w Polsce jeden, liniowy podatek od dochodów firm i osób prywatnych w wysokości 22 proc. Plan nie doczekał się, niestety, realizacji, utrącony najpierw przez polityków AWS, a rok później - co prawda już w okrojonej postaci - ostatecznie pogrzebany wetem prezydenta Kwaśniewskiego. Leszka Balcerowicza nie mieli odwagi posłuchać politycy populiści, sojusznicy wysokiego bezrobocia, którzy w rezultacie zafundowali nam obecną spiralę wzrostu bezrobocia.
Dwadzieścia lat temu bezrobocie w USA i Europie miało podobne rozmiary - około 10 proc. Amerykanie zaczęli je zwalczać, tworząc warunki do powstawania nowych miejsc pracy, czyli obniżając podatki i redukując świadczenia socjalne, natomiast Europejczycy (z nielicznymi wyjątkami) walczyli z nim po europejsku: wypłacali pozostającym bez pracy wysokie zasiłki, za które zapłacili wzrostem bezrobocia. W efekcie w Europie bezrobocie zwiększyło się dwukrotnie, a w USA - przy wysokim wzroście wydajności pracy i postępie automatyzacji - dwukrotnie spadło. Tak naprawdę tę społeczną plagę udało się zwalczyć tylko tym politykom, którzy potrafili nakręcić koniunkturę, korzystając ze starych jak świat sposobów (obniżka podatków, zliberalizowanie prawa pracy, zrezygnowanie z dotowania nierentownych branż, odebranie związkom zawodowym przywilejów) - Ronaldowi Reaganowi, Margaret Thatcher i José Marii Aznarowi. Ten ostatni w ciągu zaledwie kilku lat zredukował hiszpańskie bezrobocie do 12 proc. (wcześniej dochodziło ono nawet do 25 proc.). Czy polscy bezrobotni doczekają się swojego Aznara? Czy raczej OPZZ do spółki z "Solidarnością" i politykami przyjaciółmi wysokiego bezrobocia sprawią, że w kolejkach po zasiłek lub zapomogę stać będzie co czwarty Polak!?

Więcej możesz przeczytać w 8/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.