Jeśli chcemy ograniczyć bezrobocie, musimy usunąć przepisy zniechęcające do zwiększania zatrudnienia i obniżyć koszty pracy Utrata pracy to źródło największego lęku w gospodarce rynkowej. Jest on mniejszy, gdy bezrobocie, nawet wysokie, nie rośnie, a największy przy wysokim i rosnącym. Tak jak dziś w Polsce. Bezrobocie stabilne, choćby duże, to dramat bezrobotnych. Wysokie i rosnące - to lęk wszystkich. W latach 1998-2000 bezrobocie zwiększyło się o jedną trzecią. To najważniejszy powód krytyki rządu i sytuacji w kraju. To także ulubiona maczuga opozycji w atakach na rząd.
Utrata pracy to źródło największego lęku w gospodarce rynkowej. Jest on mniejszy, gdy bezrobocie, nawet wysokie, nie rośnie, a największy przy wysokim i rosnącym. Tak jak dziś w Polsce. Bezrobocie stabilne, choćby duże, to dramat bezrobotnych. Wysokie i rosnące - to lęk wszystkich. W latach 1998-2000 bezrobocie zwiększyło się o jedną trzecią. To najważniejszy powód krytyki rządu i sytuacji w kraju. To także ulubiona maczuga opozycji w atakach na rząd.
Bezrobotnego mało obchodzi, dlaczego nie ma pracy, ale ocena szans walki z tą plagą wymaga odpowiedzi. Za czasów koalicji SLD-PSL splot niezależnych od polityki przyczyn wywołał gwałtowną poprawę koniunktury, znaczny wzrost możliwości zbytu dóbr. Te czynniki to szybsze otwieranie się rynku Unii Europejskiej dla nas niż naszego dla unii, eksplozja handlu przygranicznego i zamarłego wcześniej kredytu konsumpcyjnego, wielka koniunktura w handlu z Rosją. Gospodarka zareagowała wzrostem wysokim i niezdrowym, opartym w dużym stopniu na zwiększaniu zatrudnienia i podwyżkach płac. Wielkość zwrotu można zauważyć, porównując dwa okresy - w latach 1990-1993 zatrudnienie spadło o 15 proc., a płace realne o 6 proc. W latach 1994-1997 zatrudnienie wzrosło prawie o 12 proc., a płace realne o 17,5 proc. Pierwszy okres to ciężki początek transformacji, drugi to na pozór przedsionek nieba, faktycznie - lekkomyślny i przedwczesny relaks. Wina kadry gospodarczej i rządowych ekip, które tej nieroztropności nie zapobiegły. W gospodarce zanikła restrukturyzacja, odpowiedzią na chłonny rynek był wzrost zatrudnienia. Trwała euforia ("tygrys Europy") i demobilizacja jednocześnie, narastały problemy. Warto wiedzieć, że największe rozprucie dziury w handlu zagranicznym nastąpiło w roku 1996, gdy od nadwyżki na rachunku obrotów bieżących w wysokości 4,6 proc. PKB przeszliśmy do jednoprocentowego deficytu.
SLD wykłuwa oczy rządowi spadkiem bezrobocia za swych rządów z 16 proc. do 10 proc. Ten spadek to fakt, ale gdyby był niższy, to i dziś bezrobocie byłoby niższe i lepsze byłyby warunki dalszej walki z nim. Być może SLD będzie rządził, ale powtórki z lat 1993-1997 nie będzie. Ostatni okres - częściowo z przyczyn zewnętrznych, lecz teraz bardziej trwałych - to czas rynku trudniejszego, z coraz silniejszą konkurencją. Nie wróci koniunktura rosyjska i przygraniczna, konsumenci mają długi i ostrożniej będą brać kredyty (banki zaś już tak chętnie nie będą ich udzielać), na rynku krajowym swobodnie operują konkurenci z unii, a dziura w handlu zagranicznym uniemożliwia znaczny wzrost popytu wewnętrznego. Trochę da obniżka stóp procentowych, która zapewne nastąpi, ale złudzeniem jest, że przełom sprawi sam powrót do siedmioprocentowego wzrostu. To musiałby być wzrost bardzo pracochłonny. Żeby takim był przy rynku o wiele trudniejszym niż kiedyś, trzeba usunąć przepisy zniechęcające pracodawców do zatrudniania nowych pracowników. To nie wystarczy - trzeba też wydatnie obniżyć koszty pracy. Tylko wtedy rosnąca gospodarka będzie wybierała bardziej pracochłonne techniki wytwarzania, a poprawa poziomu życia będzie następowała raczej w wyniku zwiększenia w gospodarstwie domowym liczby osób pracujących niż z powodu wzrostu płac realnych.
Sprawa jest poważna. Na Polskę w najbliższych latach przypada 40-50 proc. przyrostu siły roboczej w Europie. Trwa też redukcja odziedziczonego po PRL przemysłu ciężkiego i sfery usług socjalnych, dopiero ostatnio - z różnym skutkiem - reformowanej. Tego nie wolno spowalniać, bo spowolnienie jedynie wydłuży okres, w którym widmo wielkiego bezrobocia będzie nam zaglądało w oczy. Tej plagi nie da się zagłaskać gadaniem ani większymi pieniędzmi na aktywne formy jej zwalczania. Można ją solidną porcją gorzkawego lekarstwa złagodzić, na usunięcie trzeba sporo czasu.
Jeszcze jedno: jeżeli rosnące bezrobocie będzie dla dzisiejszej opozycji głównie maczugą do walenia w rząd, to taką samą maczugą będzie ono w atakowaniu jutrzejszego rządu przez jutrzejszą opozycje. I będzie rosło, rosło, rosło.
Bezrobotnego mało obchodzi, dlaczego nie ma pracy, ale ocena szans walki z tą plagą wymaga odpowiedzi. Za czasów koalicji SLD-PSL splot niezależnych od polityki przyczyn wywołał gwałtowną poprawę koniunktury, znaczny wzrost możliwości zbytu dóbr. Te czynniki to szybsze otwieranie się rynku Unii Europejskiej dla nas niż naszego dla unii, eksplozja handlu przygranicznego i zamarłego wcześniej kredytu konsumpcyjnego, wielka koniunktura w handlu z Rosją. Gospodarka zareagowała wzrostem wysokim i niezdrowym, opartym w dużym stopniu na zwiększaniu zatrudnienia i podwyżkach płac. Wielkość zwrotu można zauważyć, porównując dwa okresy - w latach 1990-1993 zatrudnienie spadło o 15 proc., a płace realne o 6 proc. W latach 1994-1997 zatrudnienie wzrosło prawie o 12 proc., a płace realne o 17,5 proc. Pierwszy okres to ciężki początek transformacji, drugi to na pozór przedsionek nieba, faktycznie - lekkomyślny i przedwczesny relaks. Wina kadry gospodarczej i rządowych ekip, które tej nieroztropności nie zapobiegły. W gospodarce zanikła restrukturyzacja, odpowiedzią na chłonny rynek był wzrost zatrudnienia. Trwała euforia ("tygrys Europy") i demobilizacja jednocześnie, narastały problemy. Warto wiedzieć, że największe rozprucie dziury w handlu zagranicznym nastąpiło w roku 1996, gdy od nadwyżki na rachunku obrotów bieżących w wysokości 4,6 proc. PKB przeszliśmy do jednoprocentowego deficytu.
SLD wykłuwa oczy rządowi spadkiem bezrobocia za swych rządów z 16 proc. do 10 proc. Ten spadek to fakt, ale gdyby był niższy, to i dziś bezrobocie byłoby niższe i lepsze byłyby warunki dalszej walki z nim. Być może SLD będzie rządził, ale powtórki z lat 1993-1997 nie będzie. Ostatni okres - częściowo z przyczyn zewnętrznych, lecz teraz bardziej trwałych - to czas rynku trudniejszego, z coraz silniejszą konkurencją. Nie wróci koniunktura rosyjska i przygraniczna, konsumenci mają długi i ostrożniej będą brać kredyty (banki zaś już tak chętnie nie będą ich udzielać), na rynku krajowym swobodnie operują konkurenci z unii, a dziura w handlu zagranicznym uniemożliwia znaczny wzrost popytu wewnętrznego. Trochę da obniżka stóp procentowych, która zapewne nastąpi, ale złudzeniem jest, że przełom sprawi sam powrót do siedmioprocentowego wzrostu. To musiałby być wzrost bardzo pracochłonny. Żeby takim był przy rynku o wiele trudniejszym niż kiedyś, trzeba usunąć przepisy zniechęcające pracodawców do zatrudniania nowych pracowników. To nie wystarczy - trzeba też wydatnie obniżyć koszty pracy. Tylko wtedy rosnąca gospodarka będzie wybierała bardziej pracochłonne techniki wytwarzania, a poprawa poziomu życia będzie następowała raczej w wyniku zwiększenia w gospodarstwie domowym liczby osób pracujących niż z powodu wzrostu płac realnych.
Sprawa jest poważna. Na Polskę w najbliższych latach przypada 40-50 proc. przyrostu siły roboczej w Europie. Trwa też redukcja odziedziczonego po PRL przemysłu ciężkiego i sfery usług socjalnych, dopiero ostatnio - z różnym skutkiem - reformowanej. Tego nie wolno spowalniać, bo spowolnienie jedynie wydłuży okres, w którym widmo wielkiego bezrobocia będzie nam zaglądało w oczy. Tej plagi nie da się zagłaskać gadaniem ani większymi pieniędzmi na aktywne formy jej zwalczania. Można ją solidną porcją gorzkawego lekarstwa złagodzić, na usunięcie trzeba sporo czasu.
Jeszcze jedno: jeżeli rosnące bezrobocie będzie dla dzisiejszej opozycji głównie maczugą do walenia w rząd, to taką samą maczugą będzie ono w atakowaniu jutrzejszego rządu przez jutrzejszą opozycje. I będzie rosło, rosło, rosło.
Więcej możesz przeczytać w 8/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.