Rynek genów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Sklonowany embrion człowieka uznano za wynalazek


Brytyjskie Biuro Patentowe przyznało patenty na klonowanie embrionów, w tym człowieka, a także na uzyskane w ten sposób embriony. Prawo własności otrzymał w styczniu szkocki Institute Roslin, gdzie kilka lat temu zespół Iana Wilmuta sklonował owcę Dolly. Tym samym zarodek człowieka uznany został za wynalazek. Embrion może być własnością do stadium blastocysty (140 komórek).
Źródło zdrowych komórek
Blastocysta to grudka żywej materii, która może się stać człowiekiem, ale embriony uzyskiwane drogą klonowania nie są przeznaczone do życia. Mają służyć jako źródło zdrowych komórek dla ludzi o zniszczonych lub zdegenerowanych tkankach, na przykład z powodu choroby Parkinsona, cukrzycy czy nowotworu. W wielu krajach prowadzenie na ludzkich zarodkach jakichkolwiek eksperymentów, które mogłyby je uszkodzić, jest zabronione. Okazuje się jednak, że są państwa, gdzie można uzyskać prawo własności sklonowanego embrionu.
Nawet czasopisma naukowe, triumfalnie informujące o kolejnych osiągnięciach w dziedzinie genetyki, powściągliwie zareagowały na tę wiadomość. "New Scientist" próbuje raczej usprawiedliwić autorów decyzji, niż sławić ich pomysłowość. Zapowiada też, że podjęto starania, aby poświęcać jak najmniej embrionów. Licencję na wykorzystanie patentu uzyskała firma Geron BioMed, związana ze szkockim Instytutem Roslin. Jej dyrektor zapewnia, że już wkrótce nie trzeba będzie niszczyć ich wielu, aby otrzymać nieograniczone źródło ludzkich tkanek. Wystarczy z kilku wydobyć pierwotne komórki zarodkowe (ang. stem cells) i hodować je w laboratorium. W warunkach naturalnych powstaje z nich sperma lub jaja. Badacze mają nadzieję, że w wyniku modyfikacji - zależnie od tego, jaka część ich genetycznego programu zostanie uruchomiona - staną się źródłem różnych tkanek. Według "New Scientist", wraz z ograniczeniem liczby niszczonych embrionów zostaną usunięte etyczne przeszkody w prowadzeniu takich eksperymentów. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że argument ten przypomina twierdzenie, iż zjedzenie dziesięciu osób jest kanibalizmem, natomiast dwóch - już nie.
Podobnie schizofreniczne są przepisy dotyczące klonowania embrionów. Amerykańskie Narodowe Instytuty Zdrowia (ponad 70 wielkich medycznych i biologicznych ośrodków badawczych finansowanych przez rząd, czyli podatników) zabraniają wydobywania komórek z ludzkich embrionów, gdyż jest to równoznaczne z ich niszczeniem, na co nie zgadza się Kongres i znaczna część wyborców. Administracja instytutów znalazła jednak wyjście z tej sytuacji: pozwolono na prowadzenie doświadczeń, jeśli komórki zostaną wyizolowane przez naukowców z ośrodków prywatnych, a nie publicznych. Amerykański Departament Zdrowia wyjaśnił to następująco: "Prawo nie zabrania doświadczeń na ludzkich pierwotnych komórkach zarodkowych, ponieważ nie mogą się one rozwinąć w człowieka, skoro zostały już wyjęte z embrionu".

Metryki genetyczne
Tak zwane klonowanie terapeutyczne (czyli z myślą o hodowli organów) wróży duże zyski. Amerykańskie pismo "Science" uznało eksperymenty na pierwotnych komórkach zarodkowych za najważniejsze z dziesięciu wybitnych osiągnięć naukowych ubiegłego roku. Dwóm zespołom z John Hopkins University i University of Wisconsin udało się je hodować w laboratorium, co zapowiada możliwość ich wykorzystania na wielką skalę. Obie grupy badaczy opłacane są między innymi przez Geron Corporation z Kalifornii (jej filią jest wspomniana firma Geron BioMed).
Źródłem badań genetycznych dawno przestała być tylko pasja poznawcza. Eksperymenty pochłaniają miliardy dolarów, a sponsorzy oczekują zwrotu kosztów i ogromnych profitów w przyszłości. Przykładem mogą być koncerny produkujące biochipy zawierające materiał genetyczny, w którym zapisany jest genom. Urządzenia zastosowane w różnych przyrządach pozwalają naukowcom na szybkie i tanie wykonanie tysięcy badań biochemicznych. Notowania amerykańskiej spółki Affymetrix, wytwarzającej biochipy, wzrosły w ciągu roku z 600 mln USD do 3 mld USD. Produkcją tą zainteresowały się już takie giganty elektroniczne, jak Motorola, Hewlett-Packard, IBM i Texas Instruments.
Biochipy początkowo wykorzystywały firmy farmaceutyczne wprowadzające na rynek nowe leki, gdyż urządzenia te umożliwiają rozpoznawanie zmian genetycznych w komórkach nowotworowych, a także zainfekowanych przez wirusy. Stosuje się je również do wyszukiwania receptorów, które mogłyby wychwytywać leki (przez nie farmaceutyki łatwiej docierają do wnętrza komórek).
W biochipach może być też zapisany ludzki genom. "Zaraz po urodzeniu będzie można zrobić dziecku testy genetyczne, zamieścić informację na temat skłonności do pewnych chorób i zalecić odpowiedni tryb życia" - przedstawia możliwości zastosowania biochipów jeden z ich twórców. Producenci pracują też nad technologią pozwalającą zaszyfrować dane tak, aby "metryki genetyczne" stanowiły wyłączną własność osoby zainteresowanej. W wyścigu o pierwszeństwo w poznaniu informacji genetycznej bakterii, roślin czy człowieka i prawo do wykorzystania związanych z tym nowych technologii przodują Stany Zjednoczone. - W latach 1981-1995 ponad 70 proc. praw własności dotyczących ludzkich genów uzyskali Amerykanie - wylicza pracownik niemieckiego Instytutu Maxa Plancka, odpowiedzialny za politykę patentową. - Osiągnięcia europejskiego przemysłu biotechnologicznego często opisuje się w pracach naukowych, ale należy do niego tylko 7 proc. wszystkich licencji przyznanych instytucjom zajmującym się tą dziedziną.

Licencje na życie
Prawo własności odkrytego genu, zmodyfikowanej bakterii czy myszy transgenicznej oznacza zyski z ich wykorzystania i sprzedaży patentu, dlatego warto o nie zabiegać. Jeszcze kilkanaście lat temu przyznawanie licencji na żywe organizmy wydawało się absurdem. Pracownik firmy General Electric, który w 1980 r. wystąpił o przyznanie mu prawa do zmodyfikowanej bakterii rozkładającej węglowodory, musiał czekać na decyzję kilka lat i odwołać się do Sądu Najwyższego. Dopiero siedemnaście lat temu Amerykańskie Biuro Patentowe uznało, że licencja może dotyczyć istot żywych, z wyjątkiem człowieka. Od tego czasu badaczom, firmom oraz instytucjom naukowym i medycznym udzielono ich setki - na genom drożdży, bakterie transgeniczne, myszy produkujące ludzki interferon. W marcu ubiegłego roku amerykańskie biuro przyznało prawo własności fragmentów ludzkich genów, a w styczniu tego roku brytyjski urząd opatentował klonowanie embrionów ssaków. Na rozpatrzenie czekają jeszcze tysiące zgłoszeń.
Kraje Unii Europejskiej postanowiły poprawić swoją pozycję w porównaniu z gigantami zza Atlantyku. Niemcy przekazały instytutom naukowym znaczne fundusze na rozwój biotechnologii, a rząd francuski, zaniepokojony opóźnieniami swoich badaczy w tej dziedzinie, przeznaczył półtora miliarda franków na przyspieszenie prac nad rozszyfrowaniem ludzkich genów. Grupa farmaceutyczna Hoechst Marion Roussel w celu zintensyfikowania współpracy między instytucjami państwowymi i prywatnymi powołała Zgrupowanie Interesu Publicznego i przekazała na badania 220 mln franków. Po kilku latach dyskusji Rada Europy i Parlament Europejski podjęły decyzję o skróceniu i ułatwieniu procesu opatentowywania odkryć dotyczących istot żywych. Dania, Włochy, Belgia i Holandia nie zgodziły się z tymi zaleceniami, ale wielu zainteresowanych uważa, że są one szansą dla europejskiej inżynierii genetycznej i przemysłu biotechnologicznego.

Rasizm genowy?
Część naukowców sądzi jednak, że poznanie ludzkich genów i manipulacje na embrionach nie uwolnią nas od chorób ani nie pomogą w produkcji tkanek i nowych leków czy poczęciu idealnego potomstwa. Optymizm studzi między innymi prof. Jacques Testart, dyrektor jednego z Instytutów Zdrowia i Badań Medycznych. Testart pierwszy we Francji przeprowadził zapłodnienie kobiecego jaja w laboratorium. Dziś piętnuje "wtargnięcie handlarzy w domenę badań medycznych" i "dziką konkurencję firm biotechnologicznych w społeczeństwie opętanym wizją zysku". Zdaniem profesora i wielu naukowców, opracowanie mapy ludzkiego genomu nie zlikwiduje chorób, a zapisywanie informacji genetycznej na biochipach może spowodować rasizm genowy - gorsze traktowanie osób z defektami dziedzicznymi przez firmy ubezpieczeniowe i pracodawców. Takie polowanie na zmiany w materiale genetycznym nie wydaje się potrzebne. Wiele z nich nie wywołuje bowiem negatywnych skutków, a niektóre mogą się nawet okazać potrzebne.


Więcej możesz przeczytać w 11/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.