Partie z przeszłością

Partie z przeszłością

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z SERGIO ROMANO, historykiem i politologiem, profesorem Uniwersytetu Bocconi w Mediolanie
 

Jacek Pałasiński: - Czy jesteśmy skazani na dominację w Europie "starych" partii, które zniechęcają coraz więcej ludzi do udziału w polityce?
Sergio Romano: - To pewne - "stare" partie nie są zdolne do reprezentowania współczesnych społeczeństw. Większość z nich powstała pod koniec XIX wieku i ma architekturę wewnętrzną przypominającą architekturę państwa - partie są jej lustrzanym odbiciem. Przeżywają kryzys, bo nie są w stanie kontrolować swoich członków, sympatyków i wyborców - z czego bardzo się cieszę, bo uważam, że dzisiejsze społeczeństwa nie powinny być oplecione strukturami tak skostniałymi, nie powinny być zakładnikami przeszłości.
- Do czego doprowadzi ten kryzys?
- Do powstawania nowych partii, co już obserwujemy. Ich tworzenie jest oznaką żywotności społeczeństw, poszukujących organizacji bardziej przystających do ich potrzeb. Naturalnie, nie wszystkie nowe partie przetrwają próbę czasu. Zanikną zwłaszcza te, które dyskontują sukces pojedynczego polityka. Ale część z nich przetrwa i z pewnością lepiej będzie służyć obywatelom.
- We Włoszech nową siłą jest Forza Italia, nazwana przez niektórych partią wirtualną: bez członków, legitymacji, struktur. Czy taki twór ma szanse w walce z partiami dysponującymi rozbudowanym aparatem?
- Ci, którzy mówią o partii wirtualnej, często demonstrują nostalgię za zanikającym systemem. Co zaś do przyszłości Forza Italia, prognozy są różne. Jedni mówią, że zaniknie, kiedy zabraknie Berlusconiego, inni twierdzą, iż po wygranych wyborach przekształci się w partię tradycyjną. Jak będzie naprawdę, dowiemy się za dwa, trzy lata. Bez wątpienia jednak przyszłość należy do partii "lekkich", bez legitymacji, klienteli, rytów i liturgii partii tradycyjnych. Ktokolwiek mieszkał w Wielkiej Brytanii czy w USA, ten wie, że tamtejsze partie są "lekkie": mają niezwykłą zdolność mobilizacji w okresie przedwyborczym. W hrabstwie Surrey czy w okręgu Manchester nie znajdzie się postaci sekretarza powiatowego czy prefekta federalnego.
- Partiom "lekkim" zarzuca się niereprezentatywność. Słusznie?
- W życiu politycznym Europy mamy do czynienia ze sporą dozą histerii, a język, jakiego używają europejscy politycy, jest zazwyczaj o kilka stopni gorętszy niż rzeczywistość, którą opisuje. Tymczasem jest dla mnie oczywiste, że jeśli partie zdobywają głosy, to są reprezentatywne - niezależnie od tego, czy są "lekkie" czy "ciężkie".
- Czy w nowych partiach będzie miejsce na ideologie?
- Ideologie są świeckimi religiami społeczeństw. A ludzie potrzebują wiary w coś. Poza tym za ideologiami kryje się specyficzny magnetyzm. Nie sądzę więc, żeby mogły zaniknąć. Ideologie bywają wprawdzie nieszczęściem społeczeństw, ale zawsze będzie ktoś, kto zechce sprzedać opinii publicznej jakąś wizję przyszłości. Oczywiście, żadna z tych wizji nigdy nie zostanie w pełni zrealizowana.
- A czy podział na lewicę i prawicę będzie miał nadal sens?
- Taki podział wydaje mi się nieunikniony. Fakt, że dwie partie dążą do władzy, wpisuje się w normalny bieg rzeczy. Podobnie jak to, że istnieją co najmniej dwa pomysły na rozwiązanie każdego problemu. To esencja demokracji. Mało tego, ilekroć pojawi się jakiś problem ekonomiczny, będą różne sposoby jego rozwiązania, motywowane odmiennymi prądami myślowymi. Jedni powiedzą: "Najważniejsze jest tworzenie bogactwa, potem można się zastanawiać, jak je sprawiedliwie podzielić". Inni stwierdzą: "Najpierw zadbajmy o ludzi najbiedniejszych, a potem zastanowimy się, jak wzbogacić tych, którzy już są bogaci". Zawsze znajdzie się ktoś, kto tych pierwszych nazwie prawicą, a drugich - lewicą.
- Skoro podział na lewicę i prawicę jest wciąż aktualny, dlaczego zmieniające się u władzy bloki, formalnie przeciwstawne, tak mało się różnią?
- Większość społeczeństwa stanowi polityczne centrum: umiarkowane, skłonne do kompromisu, zainteresowane rozwojem gospodarczym, ale i sprawiedliwym podziałem bogactw. A skoro centrum dominuje w społeczeństwie, to zarówno lewica, jak i prawica musi rządzić pod jego dyktando.
- Przykłady Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii pokazują, że można rządzić, nie odwołując się do mitycznego centrum.
- Wielka ostatnio popularność modelu dwubiegunowego, dominującego w USA i Wielkiej Brytanii, wynika przede wszystkim z tego, że skończyła się zimna wojna, nie ma więc potrzeby tworzenia silnych koalicji centrystycznych i marginalizacji ekstremistów z lewa i prawa. Nie bez znaczenia jest także to, że model anglosaski jest skuteczny szczególnie w okresach wielkich przemian gospodarczych i społecznych. A my przeżywamy właśnie jeden z najintensywniejszych okresów przemian w historii.
- Na te burzliwe przemiany Europejczycy nie reagują, odwołując się do modelu anglosaskiego, lecz tworząc dziwaczne koalicje. W połowie rządów demokratycznej Europy są komuniści. Austriaccy chadecy weszli w alians z ultranacjonalistami. Nie widać więc marginalizacji ekstremistów, lecz próby ich inkorporacji.
- Ostatnie dziesięć lat przyniosło prawdziwy przełom w Europie: stworzyliśmy wspólny rynek, wspólną monetę i wspólną granicę. Nie należy się dziwić, że ten proces wstrząsa społeczeństwami. Nie do uniknięcia było zatem powstanie antyunijnej opozycji. Znajduje ona oparcie w ruchach ekstremistycznych zarówno na lewicy, jak i na prawicy. Z tą opozycją coś trzeba zrobić - tym można tłumaczyć niektóre dziwne koalicje.
- Oprócz opozycji antyunijnej mamy ożywienie ruchów emancypacyjnych małych narodów w poszczególnych państwach: Basków, Walijczyków, Bretończyków, Abchazów, Czeczenów. Czy to znaczy, że państwo narodowe się przeżyło?
- Państwo narodowe jest czystym wymysłem. Tak naprawdę nigdy nie istniało w czystej formie. Był to model politologiczny, który świetnie zdał egzamin w XIX wieku. Tak świetnie, że wszyscy uwierzyli, iż posiadanie własnego państwa narodowego jest konieczne. W pewnym sensie pojęcie państwa narodowego jest ideologiczne. Kiedy Polska odrodziła się w 1918 r., Polacy stanowili zaledwie 66 proc. jej mieszkańców. Hiszpania zawsze była mozaiką etniczno-religijną, a Francja, która bardziej niż inne państwa chce wyglądać na monolit, ma przecież Bretończyków, Prowansalczyków czy Sabaudczyków. Poza tym Unia Europejska w dużej mierze pozbawiła państwa narodowe ich prerogatyw i władzy.
- Powinniśmy się definitywnie pożegnać z centralizmem państwowym?
- To ewidentne. Dzisiaj znajduje się on w fazie schyłkowej. Rządy państw unii nie mogą już bić monety, nie są gwarantem zewnętrznego bezpieczeństwa własnych obywateli, mają ograniczone pole manewru w dziedzinie legislacji. Dzisiejsze rządy to niewiele więcej niż organy administracyjne średniego szczebla.

Więcej możesz przeczytać w 10/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.