Sad nad sądem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Trzecią władzę w praktyce może uzdrowić tylko zorganizowanie jej od nowa. Patologii trzeciej władzy nie da się zlikwidować bez zastosowania radykalnej kuracji, przeprowadzonej nawet wbrew środowisku sędziowskiemu. Dlaczego nie zweryfikować sędziów, choć najlepiej było to zrobić dziesięć lat temu? Dlaczego nie rozwiązać i nie stworzyć od nowa wszystkich sędziowskich ciał samorządowych? Może trzeba wprowadzić kadencyjność sędziów, objąć ich obowiązkiem wypełniania deklaracji majątkowych?
Czy nie okaże się konieczne przenoszenie do innych miast całych składów sędziowskich? Może warto powołać w sądownictwie wydział spraw wewnętrznych, podległy ministrowi sprawiedliwości i kontrolowany przez komisję sejmową?
W 1989 r. PRL-owscy sędziowie nie zostali poddani weryfikacji, choć objęła ona prokuratorów. Uwierzono, że obdarzony zaufaniem stan sędziowski dokona samooczyszczenia i zbuduje prestiż wymiaru sprawiedliwości na miarę prawdziwej trzeciej władzy. Miały temu sprzyjać stabilne warunki płacowe i zawodowa autonomia, również w sferze administracyjnej. Właściwie żadne z tych oczekiwań nie spełniło się: trzecią władzę dotknęła korupcja, wyszły na jaw powiązania sędziów z przestępczym podziemiem, wypadki bezkarnego łamania procedur i etyki. A wszystko to pod ochronnym parasolem immunitetu sędziowskiego.

Trzecia władza, czyli sędziowska monarchia absolutna
Sądy i sędziów darzy zaufaniem zaledwie co piąty obywatel i zaufanie to wciąż spada - o punkt procentowy co kwartał. Według badań PBS, w marcu 2000 r. pracę sądów dobrze oceniało 23 proc. Polaków, we wrześniu - 21,6 proc., w grudniu - 20,3 proc. Gorsze notowania mają tylko rząd, Sejm, Senat, służba zdrowia i narodowa reprezentacja piłkarska.
O ile jednak parlament i rząd zmieniają się przynajmniej co cztery lata, służbę zdrowia da się uzdrowić lancetem prywatyzacji, a kadrę piłkarską można powołać od nowa, o tyle na trzecią władzę jesteśmy dożywotnio skazani. Sędziowie powoływani są na wniosek Krajowej Rady Sądowniczej, złożonej z sędziów. Zgromadzenia sędziów wybierają prezesów sądów. Sędziego praktycznie nie można zwolnić, ukarać za złą pracę, zdegradować. Wszelkie sankcje mogą stosować wobec nich wyłącznie ich koledzy sędziowie. Nawet w wypadku ujęcia sędziego na gorącym uczynku, gdy zatrzymanie jest niezbędne do zabezpieczenia śladów, prezes sądu może nakazać natychmiastowe zwolnienie. Zakres nietykalności sędziowskiej jest równy poselskiej i senatorskiej, ale obejmuje trzynastokrotnie większą grupę ludzi. Wymiar sprawiedliwości stał się wyjątkową domeną państwa: utrzymywaną z pieniędzy podatników, na którą ani państwo, ani podatnicy nie mają żadnego wpływu. Czy nie nastał czas, aby istniejące ciała samorządowe rozwiązać, ograniczyć ich uprawnienia, a z niektórych w ogóle zrezygnować?

Immunitet, czyli prawo do bezkarności
W 2000 r. Sąd Najwyższy uczynił kolejny krok stawiający sędziów w komfortowej sytuacji. Uznał, że nie dotyczy ich postępowanie sprawdzające przewidziane w ustawie o ochronie informacji niejawnych, ani jej przepis zakazujący piastowania stanowisk związanych z dostępem do takich informacji osobom nie mającym certyfikatu bezpieczeństwa. Procedurze sprawdzenia pod kątem interesów bezpieczeństwa państwa są więc poddawani wysocy urzędnicy państwowi, w tym prezydent, premier i ministrowie, ale nie sędziowie. Sąd Najwyższy uznał w ten sposób, że wszyscy oni - osiem tysięcy osób - są z definicji ludźmi bez skazy.
Zdaniem posłów zajmujących się kodyfikacją prawa dotyczącego sądów, nie da się obecnie przeforsować powszechnej weryfikacji sędziów. Nie ma nawet takich przymiarek. - Ale w ten sposób ważne pytanie, co zrobić z bardzo słabym sędzią, który nie "uchybił godności", tylko się po prostu nie nadaje do tej pracy, pozostaje bez odpowiedzi - martwi się poseł Stanisław Iwanicki, przewodniczący sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Podobnie jak pytanie o sędziów wydających surowe wyroki podczas stanu wojennego (np. sędziego Andrzeja Węglowskiego) bądź łagodne na recydywistów przyznających się przed sądem do korumpowania sędziów - jak w wypadku procesu Dombasa. Dlaczego uczciwi sędziowie mieliby się bać czy sprzeciwiać weryfikacji?

Pełzająca reforma, czyli sędziowskie dożywocie
W projekcie nowej ustawy o ustroju sądów powszechnych proponuje się półśrodki, które niczego nie załatwią. Wzmocni się tylko wpływ ministra na wymiar sprawiedliwości metodami administracyjnymi, a rozpatrywanie spraw dyscyplinarnych zostanie przekazane z sądów korporacyjnych do powszechnych. Autorzy projektu utrzymują jednak zasadę nieusuwalności sędziów, co oznacza, że nawet zły sędzia może orzekać dożywotnio. Dlaczego wzorem Stanów Zjednoczonych nie wprowadzić kadencyjności sędziów, którzy co kilka lat są oceniani? Bez takiego rozwiązania zapowiedziana przez ministra Lecha Kaczyńskiego możliwość likwidacji sądów zagrożonych korupcją i przenoszenia zespołów sędziowskich na inny teren (co praktykuje się w wypadku celników i funkcjonariuszy straży granicznej) nie rozwiąże problemu sędziów podatnych na pokusy. Będą oni mieli nadal dożywotnie prawo wykonywania zawodu.
Atmosferę nieufności wokół sędziowskiej społeczności - w kontekście ujawnionych ostatnio skandali orzeczniczych i towarzyskich - mogłyby oczyścić rozwiązania antykorupcyjne, podobne do tych, jakim podlegają urzędnicy państwowi. Skoro deklaracje majątkowe muszą składać parlamentarzyści, nie ma powodu, by nie mogli ich składać sędziowie.

Sądy dyscyplinarne, czyli towarzystwo wzajemnej pobłażliwości
Trzeba się też zastanowić nad sensem utrzymania stosowanych wobec sędziów kar dyscyplinarnych: upomnienia, nagany, usunięcia z zajmowanego stanowiska, przeniesienia i wreszcie wydalenia ze służby. Wszystkie oprócz ostatniej są lekceważone, a ta najsurowsza jest stosowana niezwykle rzadko - w 2000 r. ze służby usunięto trzech sędziów. W 2000 r. na 8 tys. sędziów i asesorów pełniących obowiązki sędziego do sądu dyscyplinarnego wpłynęły zaledwie 52 sprawy, z czego 23 dotyczyły uchybień w dyscyplinie pracy, a 21 - uchybienia godności urzędu (w tym jedna sprawa o łapówkę). W dziewięciu wypadkach wniosek dotyczył prowadzenia pojazdu pod wpływem alkoholu. Decyzje o wszczęciu postępowania dyscyplinarnego zapadły w 33 sprawach. Wymierzono 17 kar.
Wewnątrzsędziowska Temida nie poraża surowością. Werdykty, na przykład w sprawach katowickiej i toruńskiej, w których sądy dyscyplinarne nie wyciągnęły żadnych sankcji wobec skompromitowanych sędziów, wywołały tylko irytację i ujawniły bezradność ministra nie dysponującego odpowiednimi narzędziami. Złej atmosferze wokół korporacyjnej solidarności sędziów i pomówieniom o klikowość sprzyja tajność procedur dyscyplinarnych. Zakazane jest nie tylko ujawnianie przebiegu postępowania, ale nawet treści orzeczenia, jeśli sąd dyscyplinarny nie wyrazi na to zgody w specjalnej uchwale. Złamanie tego zakazu jest karalne.
Sędziowie uważają, że tak powinno być. - Upublicznianie postępowania byłoby kolejnym krokiem w procesie niszczenia autorytetu sądownictwa. Obywatel musi w końcu mieć zaufanie do sądów, inaczej rozstrzyganie sporów lub wymierzanie sprawiedliwości powierzy człowiekowi z kałasznikowem - wywodzi dr Józef Musioł, sędzia Sądu Najwyższego. Innego zdania jest minister sprawiedliwości Lech Kaczyński i wielu posłów. - To wynaturzona forma demokracji ateńskiej - uważa Stanisław Iwanicki. Czy nie nastała pora, by utworzyć w sądownictwie wydziały spraw wewnętrznych, podległe ministrowi sprawiedliwości i kontrolowane przez komisję sejmową?

Dziedzictwo PRL, czyli sędziowska dyspozycyjność
Konstytucja z 1952 r. zadania sądów określiła w takiej kolejności: stoją na straży ustroju, zdobyczy ludu pracującego, strzegą praworządności ludowej, własności społecznej i praw obywateli, a dopiero na końcu karzą przestępców. Sędziowie traktowani byli jak funkcjonariusze władzy wykonawczej i wykonywali jej polecenia. Część z nich także dziś słucha sugestii władzy wykonawczej, co wypacza orzekane kary. Tymi patologiami w ogóle nie zajmują się sądy dyscyplinarne.
Sędziowie sami nie traktują zbyt poważnie swej profesji. Wymownym memento była sprawa, jaką ośmiu sędziów Sądu Okręgowego w Warszawie wytoczyło skarbowi państwa, domagając się wyrównania pensji. Kiedy odczytywano wyrok (niepomyślny dla powodów), na sali nie było sędziów, którzy wnieśli pozew. Albo wyrok znali wcześniej, co byłoby skandalem, albo zademonstrowali brak szacunku dla sądu. Takie incydenty umacniają przekonanie, że sądy i sędziowie stoją ponad prawem, że nikt z nimi nie wygra, zwłaszcza prokuratura i policja. Bo czy ukarano ostatnio choć jednego sędziego prowadzącego auto po pijanemu? Przyłapani na tym przestępstwie zasłaniają się immunitetem.
Czy w takiej sytuacji minister ma się przyglądać patologiom i polegać na decyzjach sędziowskiego samorządu? Czas przerwać to błędne koło - szybko i radykalnymi metodami. Jaki sens ma bowiem wymiar sprawiedliwości, któremu ufa jeden na dziesięciu obywateli, do czego może wkrótce dojść?

Więcej możesz przeczytać w 10/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.