Rozmrażacz serc

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z CARLOSEM SANTANĄ
Roman Rogowiecki: - Karierę zaczął pan, grając bluesa. Ale zdradził go pan, wprowadzając do muzyki rockowej rytmy kubańskie i latynoskie.
Carlos Santana: - Blues to muzyka dla mężczyzn. Nie można go tańczyć i nie ma w nim niczego, co mogłoby się podobać kobietom. Dlatego postanowiłem połączyć melodyjną muzykę, która jest dźwiękowym wyrazem kobiety, z rytmem będącym odpowiednikiem mężczyzny. W ten sposób chciałem uzyskać w moich kompozycjach duchowe zespolenie.
- I tak powstała należąca już do klasyki rocka "Samba Pa Ti".
- Ten utwór chciałem zatytułować pierwotnie "Freedom". Napisałem go, mając w pamięci pewnego czarnego, mocno pijanego mężczyznę, który w jednej ręce trzymał butelkę, a w drugiej saksofon. Obie dłonie kierował do ust i nie mógł się zdecydować, czy wziąć łyk alkoholu, czy może zagrać na saksofonie. Wówczas pomyślałem, że jest on duchowym więźniem i - jak każdy - zakładnikiem tkwiącego w nas dobra i zła.
- Większość ludzi odczytuje ten utwór jako miłosne wyznanie.
- Wielu nawet twierdzi, że przy "Sambie Pa Ti" poczęły się ich dzieci. Ta wiadomość sprawia mi szczególną przyjemność.
- Dlaczego sam pan nie śpiewa?
- Mam zbyt delikatny głos, nieodpowiedni, by oddać to, co jest w mojej muzyce. Zawsze powtarzam wokalistom: śpiewanie to forma modlitwy, rodzaj podziękowania, śpiewaniem obejmujesz drugą osobę, dajesz jej różę bez kolców.
- A muzyka instrumentalna?
- Na pewno nie jest sposobem na zarabianie pieniędzy. Dzięki niej docieram do serc. To raczej lekarstwo dla duszy, co widać podczas koncertów, kiedy ludzie tańczą, śmieją się lub płaczą. Wówczas giną pretensje i żale. Kiedy grałem w Jerozolimie, przy mojej muzyce bawili się razem Palestyńczycy i Żydzi - przez cztery godziny. Grałem również w surowym więzieniu w St.
Quentin w Stanach Zjednoczonych. Odsiadują tam wyroki wyjątkowo groźni kryminaliści wszystkich ras: Meksykanie, czarni, biali. Muzyka sprawiła, że potrafili tańczyć razem ze strażnikami. To było niesamowite. Muzyka może rozmrozić serca i sprawić, że ludzie bawią się jak dzieci. Ale to nie jest takie łatwe! Trzeba mieć ją w sobie. Ja wszędzie ją słyszę. Czasami czuję się jak kobieta w ciąży, która jest zainteresowana tylko tym, by jej dziecko się urodziło.
- W latach 70. był pan pod wpływem duchowego przywódcy Sri Chimnoy. Czego się pan od niego nauczył?
- On mnie przekonał, że to od nas zależy, czy Ziemia stanie się rajem. Musimy wreszcie przestać zanieczyszczać wodę i rozsądnie gospodarować zasobami mineralnymi. A muzyka jest narzędziem, które ma obudzić w ludziach poczucie odpowiedzialności.
Więcej możesz przeczytać w 11/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Rozmawiał: