Miasta pod terrorem

Miasta pod terrorem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kilkadziesiąt miast w Polsce stało się strefami bezprawia. Nowy Dwór, Wyszków, Barczewo, Garwolin, Karczew, Świnoujście, Wojkowice, Czeladź i co najmniej kilkanaście innych miejscowości stało się strefami bezprawia. Rządzą nimi ogoleni do gołej skóry dresiarze, a policjanci i przedstawiciele lokalnych władz są zastraszani na równi z pozostałymi mieszkańcami.
Przestępcy są dobrze znani, ale bardzo rzadko zatrzymywani - nie ma odważnych, którzy chcieliby złożyć obciążające ich zeznania. Wymuszane przez nich haracze są więc traktowane jak podatek. Ale na haraczach się nie kończy: bandyci porywają ludzi dla okupu, biją i katują swoje ofiary, podpalają samochody zgłaszających się na policję.
Zazwyczaj przestępcy podają się za rezydentów największych polskich gangów, choć często nie mają z nimi nic wspólnego. - Kiedy do mojej restauracji przyszło czterech osiłków i powiedziało, że jeśli nie zapłacę, Pershing się pogniewa, uznałem, że nie mam wyboru. Słyszałem o Pershingu (jeszcze wtedy żył), a nie miałem żadnych szans, by sprawdzić, czy rzeczywiście odwiedzili mnie jego ludzie. Nie chciałem, by porwali mi córkę - opowiada Janusz S., restaurator z Nowego Dworu. Terroryzowani ludzie nie zgłaszają się na policję, bo w ich miasteczkach jest ona po prostu za słaba. - To przejaw inteligencji adaptacyjnej - wybiera się mniejsze zło. Jeśli policja, prokuratura i sądy swoją codzienną praktyką nie potwierdzają, że są po stronie krzywdzonych obywateli, przerażone ofiary będą ulegać - mówi psycholog Katarzyna Kolasińska.

Nietykalny Uchal
Mieszkańcy Wyszkowa są terroryzowani od kilku lat. Napady na mieszkańców i wymuszenia haraczy od sklepikarzy stały się codziennością. Jednego z mieszkańców bandyci napadli na ulicy, skopali, wybili mu zęby. Jedynym łupem padł telefon komórkowy. Kilka miesięcy temu wyszkowscy gangsterzy porwali dla okupu siedemnastoletniego Kamila, syna bogatego przedsiębiorcy z Turzyna. W ostatnich miesiącach spalili kilka hurtowni. Policjanci z Centralnego Biura Śledczego ustalili, że dresiarze z Wyszkowa kilka lat działali na własną rękę, lecz dwa lata temu podporządkował ich sobie Sławomir O., ps. Uchal. To jego - choć nie udowodniono tego procesowo - podejrzewa się o zorganizowanie brutalnego pobicia Zbigniewa Siejbika, prokuratora rejonowego.
Siejbika skatowano dlatego, że chciał skończyć z bezkarnością wyszkowskich "łysych". Było tajemnicą poliszynela, że miasteczkiem rządzi Uchal, a haracze w jego imieniu wymusza grupa Wiesława J. (ps. Kolczyk), lecz nikt nie miał odwagi, by z tym skończyć. Uchal czuł się na tyle mocny, że gdy współpracująca ze Zbigniewem Siejbikiem prokurator Danuta K. wydała nakaz przeszukania jego domu, oświadczył: "Nie po to wam płacę, by mi ktoś bez mojej wiedzy robił przeszukania". Siejbik nie przerwał jednak dochodzenia. Dwa miesiące później, gdy wychodził rano do pracy, został napadnięty i skatowany - o krok od własnego domu. Trzej dresiarze Uchala bili go kijami bejsbolowymi. Złamano mu trzy żebra, miał odbitą nerkę, liczne potłuczenia.
- Sławomir O. został kilka tygodni temu tymczasowo aresztowany - mówi prokurator rejonowy Waldemar Osowiecki. Aresztowanie przestępcy byłoby możliwe już dwa lata temu, gdyby nie zadziwiająca łagodność sądu. Kiedy Uchala zatrzymano pod zarzutem czynnej napaści na funkcjonariusza publicznego, sąd nie zgodził się na jego aresztowanie. W uzasadnieniu stwierdzono: "Poszukiwany jest powszechnie znany, więc nie ma obaw, że będzie się ukrywał". Wypuszczony z aresztu bandyta ukrywał się przez dwa lata. W tym czasie nie przestał kierować gangiem. Przedsiębiorcy, który zwątpił w siłę ukrywającego się Uchala i przestał płacić, spalono hurtownię i samochód dostawczy.

Milczenie owiec, czyli strach bezradnych
terroryzowaniu mieszkańców Nowego Dworu zaczęło być głośno, gdy zbuntowali się biznesmeni zmuszani do płacenia haraczy. Postanowili, że każdy taki wypadek będą zgłaszać policji. Dzięki ich zeznaniom w ostatnich tygodniach aresztowano przeszło dwudziestu dresiarzy. Wcześniej, gdy przedsiębiorcy odmawiali płacenia haraczu, bandyci niszczyli towar w ich sklepach i hurtowniach. Żądali zazwyczaj od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. Dzięki zeznaniom poszkodowanych podczas przejmowania haraczu zatrzymano 32-letniego Jacka B. z Kazunia. Przyznał on, że wkrótce do Nowego Dworu przyjadą bandyci ze Śląska. Sprawę przejęło Centralne Biuro Śledcze. Policjanci przygotowali zasadzkę; wpadło wówczas pięciu śląskich przestępców.
Banda dresiarzy dała się też we znaki mieszkańcom Barczewa. Oprócz wymuszania haraczu demolowali przystanki komunikacji miejskiej, wybijali witryny sklepowe, szyby w samochodach. Grupa czuła się bezkarna, bo miejscowi policjanci bali się interweniować. Bandyci podsłuchiwali zresztą ich rozmowy i wiedzieli o każdym ruchu funkcjonariuszy. Dopiero w lutym tego roku, po nagłośnieniu sprawy w lokalnej prasie, do Barczewa przysłano specjalne oddziały prewencji z Olsztyna. - Zatrzymaliśmy jedenastu młodych mężczyzn - mówi Andrzej Bohdanowicz, oficer policji z olsztyńskiej komendy miejskiej.
Mieszkańcy Barczewa, widząc, że bandyci są nietykalni, wierzyli, iż to groźna, zorganizowana grupa przestępcza, pracująca dla dużego gangu. Dlatego przez kilka miesięcy do policji (nawet do policyjnego telefonu zaufania) i prokuratury nie wpłynęło ani jedno zgłoszenie. - Kilka razy byłem o krok od wstąpienia na policję w Olsztynie, lecz tyle się naczytałem o skorumpowanych policjantach na usługach mafii, że bałem się, iż bandyci szybko się o mnie dowiedzą i zrobią krzywdę mnie lub mojej rodzinie - tłumaczy Marek J., barczewski przedsiębiorca. Mieszkańcy woleli nie ryzykować także dlatego, że w Barczewie działa M., rezydent Pruszkowa, który wcześniej zajmował się kradzieżami samochodów, a teraz prowadzi legalny biznes. Mimo że o ciemnych interesach M. wiedzą w Barczewie wszyscy, nigdy nie był on o nic oskarżony.

Samozwańczy rezydenci Pruszkowa
Przestępcy terroryzujący miasteczka twierdzą, że pracują dla Pruszkowa, Wołomina, dla Oczka, Carringtona czy Krakowiaka. To na ludzi działa, stają się posłuszni. Jak mieszkańcy, a szczególnie właściciele lokali gastronomicznych w Jarosławiu koło Sławna, nadmorskiej miejscowości wypoczynkowej. Przez dwa lata terroryzowali ich ogoleni na łyso mężczyźni podający się za przedstawicieli firmy Dobrodziej, sponsora drużyny bokserskiej, mającej należeć do braci Danielaków z Pruszkowa. Haracz miał być dobrowolną składką na rozwój sportu. W chwilach wolnych urządzali wyścigi po ulicach Jarosławia. Dokonali też kilku gwałtów; poszkodowane zastraszono, więc nie złożyły doniesienia o przestępstwie. - Przyszli do mojego domu i powiedzieli, bym wybrała: chcę mieć twarz pociętą brzytwą czy zachować dotychczasowy wygląd - opowiada jedna ze zgwałconych dziewczyn. Policjanci nie interweniowali, bo bandytów było szesnastu, czyli więcej niż liczyła obsada posterunku.

Spirala terroru, czyli jak bezkarność rozzuchwala
Bezkarność rozzuchwala przestępców do tego stopnia, że zaczynają już terroryzować całkiem duże miasta, na przykład Włocławek. Zaledwie kilka dni temu bandyci spalili tam jeden z barów. Skrępowali dwie znajdujące się w środku kobiety, które przeżyły tylko dzięki szybkiej interwencji straży pożarnej. Włocławek zyskał miano miasta bezprawia już pięć lat temu - po głośnej strzelaninie w jednym z hoteli. Wtedy doszło do pierwszej konfrontacji dwóch zwalczających się lokalnych gangów, kontrolujących agencje towarzyskie i zbierających haracze. Grupy Włodzimierza C. i jego konkurenta Czyżyka były uzbrojone w pistolety maszynowe. Kiedy na drodze stanął im policyjny samochód, po prostu zepchnęli go do rowu. Wkrótce nastąpiła seria zamachów i morderstw. Mimo informacji o przestępstwach popełnianych przez Włodzimierza C. jego hotel odwiedzali lokalni politycy i policjanci.
Dotychczas dresiarze praktycznie nie działali w blokowiskach wielkich miast, przykład Nowej Huty pokazuje jednak, że to się zmienia. Najczęściej przestępcy okradają ludzi wychodzących ze sklepów, zabierają odzież skórzaną, walkmany, zegarki, biżuterię. Okradanej osobie sprawdzają dane z dowodu osobistego, strasząc, że gdyby poszła na policję, bez trudu ją znajdą. To wystarcza, by zastraszyć ofiary. W Krakowie grupy blokersów terroryzują mieszkańców osiedli w Bieżanowie, Prokocimiu, a także nowohuckie osiedla Bohaterów Września i Piastów.
Psychozę strachu przeżyli również mieszkańcy osiedla przy ul. Wiosny Ludów w Szczecinie. Dresiarze pocięli tam nożem chłopaka z osiedla. Innego siłą wyciągnięto ze sklepu i katowano na oczach sparaliżowanych ze strachu klientów. Jednego z pasażerów wywleczono z autobusu i zaciągnięto w stronę garaży, gdzie go bito i kopano. - Baliśmy się wychodzić z domu, spacerować z psem, powiedzieć komukolwiek o tym, co się tu działo. Mieszkańcy wieżowców nie wsiadali do windy, bo gdyby natknęli się na "łysych", nie mieliby dokąd uciekać - opowiada Marian G., sprzedawca w sklepie na szczecińskim Zakolu. - Docierały do nas sygnały, że po osiedlu grasuje grupa, która "łoi ludzi", ale nie mieliśmy ani jednego oficjalnego zgłoszenia - mówi Jarosław Kłos, kierownik sekcji operacyjnej komisariatu policji na Zakolu.

Samoobrona, czyli licz na siebie
Mieszkańcy terroryzowanych miejscowości próbują się sami bronić. Zrzeszenie Handlowców i Kupców powołali na przykład nękani przez bandytów biznesmeni z Wyszkowa. W podwarszawskim Komorowie w zeszłym roku przedsiębiorcy odmówili płacenia haraczy i zwrócili się o pomoc do samorządu i policji. Podobnie zrobiono w Nowym Dworze. Biznesmeni z Olsztyna i okolic wynajęli do ochrony firmę detektywa Krzysztofa Rutkowskiego. - Kosztuje to 500 zł od osoby miesięcznie. To abonament za komfort psychiczny. Nie można prowadzić interesów, żyjąc w ciągłym strachu - wyjaśnia jeden z olsztyńskich biznesmenów. Ochroniarze Rutkowskiego mają patrolować okolice prowadzonych przez przedsiębiorców firm i organizować szkolenia dotyczące zasad zachowania się w sytuacji zagrożenia.
Śladem olsztyńskich przedsiębiorców mogą pójść mieszkańcy innych terroryzowanych miejscowości. Ale oznaczałoby to przyznanie, że w Polsce organy ścigania i wymiar sprawiedliwości są wobec gangów nękających spokojnych mieszkańców i biznesmenów bezradne.

Więcej możesz przeczytać w 12/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.