Trzeci plan Balcerowicza

Trzeci plan Balcerowicza

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polska nie ma szczęścia do reformy systemu podatkowego. Najlepiej chyba przygotowana i - obok emerytalnej - mająca najwięcej sensu spośród proponowanych przez rząd Jerzego Buzka, jako jedyna została w praktyce zablokowana. Mało który polityk chciał się pod nią podpisać, a wielu ją krytykowało, by zdobyć dodatkowe głosy wyborcze.
Dyskusję nad nią sprowadzono na manowce, eksponując sprawy o znaczeniu drugorzędnym, a pomijając milczeniem najważniejsze. W rezultacie mamy i będziemy mieć taki sam system jak dotychczas: nieefektywny, niekorzystny dla wzrostu gospodarczego, zagmatwany, skłaniający do oszustw i nadużyć.

Prawda na temat tego, jakiego systemu podatkowego potrzebuje Polska, jest dość prosta i sprowadza się do pięciu stwierdzeń. Po pierwsze, wzrostowi gospodarczemu służą niskie podatki. Po drugie, zasady opodatkowania powinny być klarowne i stabilne. Po trzecie, system nie powinien karać i nagradzać za wysokość dochodów, lecz skłaniać do oszczędzania i inwestowania. Po czwarte, jak najmniej powinno być w nim miejsca na rozwiązania uznaniowe, zależne od ocen urzędników i interpretacji prawników. I po piąte, powinien zachęcać do tworzenia miejsc pracy.
Powyższe pięć stwierdzeń wydaje się oczywiste i mało kto w Polsce będzie im przeciwny. Kiedy jednak pada konkretna propozycja zmian systemu podatkowego zmierzająca w tym właśnie kierunku, natychmiast formuje się różnobarwna koalicja jej przeciwników. W skład takiej federacji wchodzą i politycy protestujący przeciw możliwemu ograniczeniu wydatków konsumpcyjnych rządu, i działacze związkowi sprzeciwiający się "robieniu prezentów bogaczom", i doradcy podatkowi uzasadniający, jak niezbędne jest utrzymywanie różnorodnych ulg (przecież żyją z doradzania, jak po nie sięgnąć!), i przedsiębiorcy domagający się dla siebie preferencji podatkowych, i wreszcie ostrożni ekonomiści sugerujący, że na obniżki podatków czas przyjdzie dopiero wówczas, gdy w budżecie pojawią się nadwyżki. Część z tych zastrzeżeń może być nawet słuszna - na przykład gdy mowa o ostrożności lub rezerwowaniu niezbędnych sum na dziedziny rozwojowe. Problem polega jednak na tym, że krytyka jest najczęściej albo przesadna, albo chybiona. Nikt nigdy nie proponował, żeby reforma podatków odbywała się w sposób awanturniczy, by w jej wyniku z roku na rok gwałtownie zmniejszyć dochody budżetowe lub wydatki na naukę. Oczywiście na każdej zmianie zasad gry ktoś traci. Chodzi o taką zmianę, przy której stracą nieliczni, a zyskamy niemal wszyscy
Zamiast prowadzić ideologiczne spory, czy mniej progresywny (a w skrajnej wersji liniowy) podatek dochodowy jest "sprawiedliwy społecznie", czy też nie, powinniśmy wrócić do początku dyskusji i zapytać o pożądane kierunki zmian. Jeśli zgodzimy się co do spraw podstawowych, można będzie jeszcze raz spróbować sformułować takie zasady reformy systemu, które na dłuższą metę przyniosą korzyści każdemu.
Tych kilka prawd musi być jednak sformułowanych w sposób jasny, bez unikania problemów trudnych i niepopularnych. Godzimy się niemal wszyscy, że niskie podatki wspierają wzrost gospodarczy, zachęcając ludzi do aktywności, poprawy jakości świadczonych usług oraz rozwijania przedsiębiorczości. Należy jednak powiedzieć i o minusach takiego rozwiązania. Jeśli państwo pobiera mniej podatków, musi relatywnie ograniczyć wydatki. Ponieważ tych ostatnich w niektórych dziedzinach zmniejszać nie wolno, a nawet należałoby je zwiększyć (mówię tu na przykład o inwestycjach publicznych, oświacie i nauce, bezpieczeństwie i wymiarze sprawiedliwości), wydatki muszą być zredukowane głównie w dziedzinach o charakterze konsumpcyjnym. Nie jest wcale prawdą, że państwo musi spełniać te wszystkie funkcje, które spełnia nasze. Oczywiście, jeśli przyzwyczailiśmy się do gwarancji w pewnych dziedzinach (na przykład finansowania strat przedsiębiorstw państwowych, subsydiowania w 90 proc. systemu emerytalnego rolników, nadmiernie szczodrego jak na nasze możliwości dotowania rent), trudno nam sobie wyobrazić, by można się było z tego wycofać. Zwracam jednak uwagę, że w wielu krajach zakres funkcji państwa jest znacznie skromniejszy. Zawsze zdumiewało mnie to, że niemal wszyscy Polacy z podziwem i bez zastrzeżeń akceptują model gospodarki USA z jego minimalną rolą państwa i pozostawianiem większości pieniędzy (ale i odpowiedzialności za ich wydawanie) w kieszeniach podatników, ale jednocześnie zaraz po powrocie do Polski domagają się, by nasze państwo brało na siebie odpowiedzialność za kolejne dziedziny życia społecznego. Państwo, którego instytucjom w dodatku nie ufają, uważając je za nieefektywne i kosztowne. A unikanie zapłacenia podatku widzą raczej w kategoriach cnoty niż oszustwa.
Druga z trudnych prawd, które bardzo niechętnie przechodzą politykom przez usta, dotyczy konsekwencji oczywistego wymogu, by system podatkowy skłaniał do oszczędzania i inwestowania. Oszczędza się i inwestuje wówczas, kiedy dochody są odpowiednio duże i gdy ma to sens. Obniżka podatków dla osób o bardzo niskich dochodach, w naturalny sposób niezadowolonych ze swojego poziomu życia, nie skłania ich zazwyczaj do oszczędzania, lecz do zwiększenia konsumpcji. Nie da się stworzyć systemu prowzrostowego, obniżając stawki opodatkowania dochodów najniższych. W konsekwencji trzeba się pogodzić ze znienawidzonym przez większość społeczeństwa "robieniem prezentów bogatym", dbając tylko o to, by pozostawione w kieszeniach "bogatych" pieniądze rzeczywiście zostały - w skali całego kraju - zainwestowane, a nie przejedzone. Nie ma powodu, by równolegle z obniżkami wysokich stóp podatku dochodowego nie zwiększyć akcyzowego opodatkowania luksusowych dóbr konsumpcyjnych. Nie ma też powodu, by się nie zastanowić nad rzeczywistymi, generalnymi zasadami obniżenia podatku w wypadku łatwego do zweryfikowania zainwestowania części dochodu na przykład w budowę mieszkania, kształcenie się lub rozwój działalności gospodarczej. Wiele jednak przemawia za tym, by się sprzeciwiać tworzeniu fikcyjnych ulg, służących tylko ucieczce od podatku za cenę dokonania fikcyjnej inwestycji z korzyścią dla podatnika i jego doradcy podatkowego, a ze stratą dla państwa i gospodarki.
Trzecią trudną prawdą jest to, że w wyścigu polskiego urzędu podatkowego z obywatelem rzadko wygrywa fiskus. W kraju kwitnie szara strefa, unikanie podatków i korupcja, a administracja nie jest zdolna przeciwstawiać się tym zjawiskom. A skoro tak, to należy zdać sobie sprawę z tej słabości i zmienić system podatkowy tak, aby był jak najprostszy i najklarowniejszy oraz stwarzał jak najmniej zachęt i okazji do uciekania w szarą strefę. I znowu wymaga to dość niskich stóp podatkowych (zwłaszcza w wypadku dochodów wysokich, które najłatwiej jest ukrywać) oraz minimalnej uznaniowości w stosowaniu ulg i zwolnień.
Musimy się także liczyć z ogólnoświatową konkurencją - to czwarta i ostatnia trudna prawda, którą trzeba sobie uświadomić. Polska do szybkiego rozwoju dramatycznie potrzebuje kapitału zarówno krajowego (który można zebrać, skłaniając obywateli do oszczędzania i inwestowania), jak i zagranicznego. Żyjemy jednak w świecie, w którym kapitał jest w coraz mniejszym stopniu związany z jednym państwem i poprzez ucieczkę za granicę coraz skuteczniej wymyka się próbom obciążenia go większymi podatkami. Obecnie sprawą najważniejszą jest przyciągnięcie zagranicznych inwestorów do naszego kraju, ale być może już wkrótce (zwłaszcza po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej) pojawi się kwestia ucieczki dochodów bogatszych obywateli do krajów, w których podatki są najniższe.
Kiedy kilka lat temu zaproponowano u nas po raz pierwszy głęboką reformę podatkową - wówczas w formie podatku liniowego wicepremiera Balcerowicza - mogliśmy być w czołówce europejskich zmian. Dziś znajdujemy się dokładnie tam, gdzie byliśmy wówczas, tyle że świat popędził do przodu. Reformy podatkowe, bardziej lub mniej radykalne, przeprowadziło od tego czasu już kilka państw. Jeśli naprawdę chcemy być najszybciej rozwijającym się krajem Unii Europejskiej, musimy się zdobyć na wysiłek również w tej trudnej dla społeczeństwa dziedzinie.

Więcej możesz przeczytać w 12/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.