Antysojusznik?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Potencjał obronny Polski pozwoliłby na samodzielną obronę najwyżej przez dobę
Mamy wprawdzie ok. 200 tys. żołnierzy, ale aż 90 proc. jednostek nie spełnia standardów NATO. Nie dostosowaliśmy do nich też ani lotnisk, ani baz morskich. Nie przeprowadzono komputerowej ewidencji majątku, program etatyzacji armii jest odwlekany, a pieniądze idą na podtrzymanie anachronicznej struktury (zdominowanej przez wojska taktyczne). W ubiegłym roku udało się obsadzić tylko połowę z 60 przyznanych nam stanowisk w międzynarodowych sztabach i dowództwach NATO. Tak z grubsza wygląda polski wkład w struktury obronne paktu rok po naszym przyjęciu. Co zaskakujące, im gorzej jesteśmy w Brukseli oceniani, tym bardziej nasi politycy i wojskowi upierają się, że wypełniamy sojusznicze zobowiązania. Sekretarz generalny NATO George Robertson z uporem twierdzi tymczasem, że "za objęcie Polski parasolem paktu trzeba ponieść odpowiednio wysokie koszty". Mówi więc wprost, że nadal ich nie ponosimy. Przypomina się rok 1939: większość wojskowych (może z wyjątkiem gen. Wacława Stachiewicza) twierdziła, że jesteśmy "silni, zwarci i gotowi", a do restrukturyzacji armii zabraliśmy się dopiero wtedy, gdy na zmiany nie było już czasu (wcześniej zwykle były pilniejsze wydatki budżetowe). Świat jest już wprawdzie inny, lecz skłonność wojskowych i polityków do prężenia wątłych muskułów pozostała. Sami sprawiamy, że na Zachodzie wraca pytanie: "Dlaczego mamy umierać za Gdańsk? ".

Więcej możesz przeczytać w 12/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.