Opłacalność

Dodano:   /  Zmieniono: 
Podejrzanie opłacalne stało się dla państwa uiszczanie przez Polaków alimentów. Podatek od nich inkasuje się dwukrotnie: raz od płacącego alimenty, drugi raz od ich odbiorcy. Proste, zgrabne i skuteczne. Nie ukrywajmy, że przy określaniu życiowych dróg i decyzji mówimy często o rzeczach bardzo szlachetnych, ale po cichu wyliczamy, co nam się opłaca. Mamy teraz na szczęście wolną prasę, która udziela nam w tej mierze szeroko dostępnych i niczym nie skrępowanych wskazówek.
Pod koniec lutego można się było na przykład dowiedzieć, że od 1 marca zasiłek porodowy wzrośnie o 29 złotych i 20 groszy, czyli o 7,66 proc., i będzie wynosić 410 złotych i 35 groszy. Już się sposobiłem, żeby sobie szybko w marcu coś urodzić, kiedy trzy linijki dalej znalazłem źródło przychodów wymagające znacznie mniejszych zabiegów, a przynoszące nieporównanie większe korzyści materialne. Otóż kwota zasiłku pogrzebowego wzrosła w tym samym terminie również o 7,66 proc., ale wzrost ten odbył się - gdy ujmiemy rzecz w liczbach bezwzględnych - na dziesięciokrotnie wyższym poziomie, co daje 4103 złote i 48 groszy. Nie trzeba się długo zastanawiać, co bardziej się opłaca. Państwo zręcznie stymuluje inicjatywę obywateli w pożądanych kierunkach. Najwartościowszy element ludzki znajdzie sposoby, żeby w pełni wykorzystać stwarzane możliwości. Element ten poznamy po tym, że będzie rodzić na początku miesiąca i umierać po trzech tygodniach, powtarzając ten cykl co miesiąc i zgarniając w ten sposób całą pulę dwanaście razy w roku. Osoby poprzestające na jednorazowym porodzie zostaną słusznie odtrącone na margines z opinią naiwnych nieudaczników, jeszcze bardziej nieporadnych życiowo niż ci, którzy tylko raz umarli.
W podsuwaniu sugestii dotyczących wyboru naprawdę opłacalnych dróg życiowych uczestniczą oczywiście nie tylko centralne władze państwowe, ale także samorządy terytorialne. Edyta Różańska opublikowała w "Gazecie Wyborczej" reportaż na temat rodzinnych domów dziecka. "W powiecie eł-ckim - czytamy - wyliczyli, że dziecko można wyżywić za niecałe dwa złote dziennie, i tyle dawali. W tym czasie stawka żywieniowa w więzieniu wynosiła 10 złotych". Gdzie zatem spotkamy pokolenie lepiej rozumiejące swój dobrze pojęty interes rozwojowy i w związku z tym lepiej rokujące na przyszłość? W rodzinnym domu dziecka w powiecie ełckim czy w tamtejszym więzieniu? Odpowiedź narzuca się sama, chociaż to więzienie należy rozumieć raczej jako perspektywę. Więzień dostaje jedzenie za 10 złotych, bo jest duży. Dziecko - jak wiadomo - duże nie jest, a poza tym dobrze mu wyznaczyć jasno określony cel, do którego może dążyć: przesunąć się z dwóch złotych na dziesięć. Autorka reportażu przytacza słowa Antoniego Szymańskiego, przewodniczącego sejmowej komisji rodziny: "Chyba za bardzo zaufaliśmy samorządom i uwierzyliśmy, że jeśli są bliżej ludzi, to czują ich problemy i mają serce. Okazuje się, że z tym sercem różnie bywa". Panie pośle, co pan z tym sercem? Podrobów się teraz nie reklamuje. Przecież pryszczyca, BSE, wiadomo, trzeba uważać. Nieodpowiedzialny jakiś.
Wpływając na opłacalność postępowania obywateli, państwo nie zapomina, że i jemu samemu to i owo może się opłacać. Rzecznik praw obywatelskich zwrócił niedawno uwagę ministrowi finansów, że podejrzanie opłacalne stało się dla państwa uiszczanie przez mieszkańców RP alimentów. Dopóki podatek płaciła osoba otrzymująca alimenty jako przychód, wszystko było w porządku. Ostatnio jednak zniesiono możliwość odliczania - jak pisze "Rzeczpospolita" - "rent i innych trwałych ciężarów" od podstawy opodatkowania osób, które te "trwałe ciężary" opłacają. Jeżeli zatem alimenty pochodzą z jakiegokolwiek opodatkowanego dochodu - a tak jest, jak można się domyślać, w większości wypadków - państwo inkasuje podatek dwa razy od tych samych pieniędzy: raz wtedy, gdy występują one jako dochód płacącego alimenty, a drugi raz wtedy, gdy przeistaczają się w dochody ich adresata. Proste, zgrabne i skuteczne - aż miło popatrzeć. Rzecznik sugeruje, żeby państwo zdecydowało się na jedno albo drugie rozwiązanie, ale rozumiemy, że choćby ze względu na urodę całości państwu będzie trudno się z nią rozstać. Inna urodziwa konstrukcja podatkowa została opisana w "Rzeczpospolitej" przez Andrzeja Rosnera, wiceprezesa Polskiej Izby Książki. Od 1 stycznia produkcję książek i czasopism obciążono siedmioprocentowym VAT. Można mniemać, że u podstaw tego pomysłu leży konsekwentne dążenie władz do otwarcia Polski na świat, ponieważ decyzja ta powoduje, iż bardziej się obecnie opłaca drukowanie książek i czasopism za granicą, gdzie VAT za tę usługę jest zerowy, a "gotowy produkt wjeżdża na polski obszar celny bez żadnych opłat podatkowych". Im więcej wydawców dostrzeże tę wskazywaną przez państwo opłacalność, tym więcej drukarni w Polsce zacznie upadać. W związku z tym państwo coraz mniej będzie otrzymywać z tytułu opodatkowania działalności produkcyjnej, a coraz więcej będzie musiało wydawać na zasiłki dla bezrobotnych drukarzy. A co najśmieszniejsze, zamiast spodziewanych wpływów z siedmioprocentowego VAT będzie dostawać figę z makiem, bo druk będzie się odbywać gdzie indziej. Za dużo podatków zabija podatki - wiadomo to w niektórych częściach świata, ale jeszcze nie we wszystkich.

Więcej możesz przeczytać w 14/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.