Alimenty

Dodano:   /  Zmieniono: 
Inicjatorzy zrównania partii z instytucjami skarbu państwa twierdzą,że zaspokojenie z podatków podstawowych potrzeb finansowych tych partii poprawi moralność publiczną i zapobieże korupcji. Partie uchwaliły sobie, że będą się samofinansować z naszych podatków. Idea jest pod każdym względem szlachetna. Już nigdy nie zobaczymy partyjnych aktywistów, śpiewających w przejściach podziemnych kuplety i zbierających wdowie grosze do kapelusza. Działaczy SLD grzebiących po śmietnikach w poszukiwaniu pustych butelek, które można sprzedać w skupie.

Partie uchwaliły sobie, że będą się samofinansować z naszych podatków. Idea jest pod każdym względem szlachetna. Już nigdy nie zobaczymy partyjnych aktywistów, śpiewających w przejściach podziemnych kuplety i zbierających wdowie grosze do kapelusza. Działaczy SLD grzebiących po śmietnikach w poszukiwaniu pustych butelek, które można sprzedać w skupie. Polityków katolickich, drutem wydłubujących drobne ze skarbonek kościelnych. Skarbników partii w desperacji wynajmujących partyjne biura agencjom towarzyskim, co prowadziło do nieporozumień, bo nie było wiadomo, czy to jeszcze egzekutywa, czy już orgia. Już nigdy żaden zgorzkniały, zubożały polityk w wytartym paletku nie jęknie - mówimy "partia", myślimy "pieniądze".
Skończą się upokorzenia i poniżenia, jakie były udziałem spauperyzowanych działaczy partyjnych, których tylko oficjalne bankiety i możliwość wyniesienia w kieszeni kilku kanapek z kawiorem czy innym rostbefem dla głodującej rodziny ratowały przed zamorzeniem. Partie zostaną zaliczone do budżetówki na równi z załogami Huty Katowice i Łucznika, będą się mogły domagać wyrównania inflacji, podwyżek i gwarancji socjalnych.
Dla działalności politycznej idą świetlane czasy. Politykowanie partyjne stanie się w dzisiejszych trudnych czasach najpewniejszym kawałkiem chleba (z omastą). Partie nie będą już powstawały wyłącznie - jak dzisiaj - przez podział i pączkowanie. Będziemy mieli dzieworództwo partyjne i na politycznym ugorze polewanym z budżetowej konewki zakwitnie wielobarwna łąka partyjnego pluralizmu, obstawiona drogowskazami - do kasy państwowej.
Inicjatorzy zrównania partii z instytucjami skarbu państwa, po prostu upaństwowienia działalności partyjnej, twierdzą, że zaspokojenie z podatków podstawowych potrzeb finansowych tych partii i ich działaczy poprawi moralność publiczną i zapobieże korupcji. Łatwo to sobie wyobrazić. Oczyma duszy widzę już, jak do partyjnego czynownika przychodzi z walizką dolarów kapitalista zagraniczny i powiada, że chce złożyć datek na działalność partyjną, na spinacze biurowe, ulotki i transparenty, licząc przy tym na wzajemną życzliwość w czasie przetargu na lottomaty albo nowy Dworzec Centralny w Warszawie. I jak działacz partyjny ze zgrozą odpycha tę walizę, nie chce nawet wiedzieć, ile jest w środku, tylko woła: Apage, Satanas! Wszak mamy dość pieniędzy z budżetu, starcza nam nawet na wodę sodową i syfon. Daj pan tę forsę na biednych, Kotańskiemu dla Markotu, a jak nie, to unieważnimy przetarg bez podania przyczyn. Czemodany z Gazpromu będą wracać do Moskwy tak samo pełne, jak przyjechały, albo jeszcze pełniejsze, bo czynownik partyjny oświadczy z gestem - idź złoto do złota, my, Polacy, w podatkach się lubujemy.
Ach, jakież idylliczne zapanują stosunki! Budżet już nigdy nie będzie w Sejmie kontestowany przez złośliwą opozycję, bo opozycyjne partie będzie można ugłaskać, przyznając im większą działkę niż na oświatę i obronę razem wzięte. To z tęsknoty za harmonią polityczną nawet stronnictwa mające w naz-wie i programie liberalizm, a więc z natury rzeczy żądające ograniczania wydatków państwa, opowiedziały się za braniem forsy od budżetu.
W tej sytuacji pomysły na obniżenie podatków albo wprowadzenie podatków liniowych nie mają żadnych szans. Budżet państwa nie ma pieniędzy - wołają wielkim chórem politycy, którzy są przy okazji liderami partii. Nie ma pieniędzy na pomoc socjalną, na ochronę zdrowia, na zakup samolotu bojowego i na budowę dróg. W ogóle na nic nie ma pieniędzy, a muszą się jeszcze znaleźć kwoty wystarczające dla Millera, Buzka, Kalinowskiego, Rokity i Geremka. I słusznie, bo nie może przecież być tak, żeby tylko zamożnych z domu stać było na uprawianie polityki. Ubodzy, również duchem, muszą mieć także swoją szansę.
Jeśli chcemy, aby aparaty partyjne działały sprawnie, a wydaje się, że na skali oczekiwań społecznych ta akurat sprawa znajduje się na pierwszym miejs-cu, musimy się pogodzić ze wzrostem podatków, podwyżką VAT i akcyzy, a może i powrotem do starych, dobrych tradycji: pogłównego i kopytkowego, podatku od okien i od soli, od łana i od wiana. Od wszystkiego. A jeśli wam przychodzi do głowy, że jeszcze nigdy tak liczni nie musieli oddawać tak wiele tak nielicznym, to się pocieszcie, że także w polityce postęp jest nieuchronny, a alimentacja polityków przez ogół słuszna, boć to krew z krwi i kość z kości naszej, dzieci stosunków w PRL i przebudowy systemowej, te nasze partie. Społeczeństwo nie może się wyrzeć ojcostwa ani SLD, ani PSL, ani AWS. No, to musi płacić.
Jedno mnie tylko niepokoi, że nie będziemy mieli wpływu na to, która złotówka z naszych podatków dostanie się której partii. Mogą się zdarzać niezręczne sytuacje. M.F. Rakowski zapłaci podatek na ROP. Jaruzelski na AWS. Ksiądz Rydzyk na UW. Podatki Millera dostaną się Słomce, a Słomki Ikonowiczowi. Walendziak będzie finansował Rokitę, a Tomaszewski Krzaklewskiego. Powstaną sytuacje niezręczne i może się zdarzyć, że w bufecie sejmowym Geremek spojrzy przez ramię na płacącego za kawę z polskim cukrem Janowskiego i wykrzyknie: poznaję, to moja stuzłotówka!
Jest tylko jedno wyjście - zwolnić działaczy partyjnych od podatków. I to jest zadanie dla Sejmu następnej kadencji. Nie wątpię, że taki projekt zostanie przyjęty z entuzjazmem. Przecież nie wypada opodatkowywać ludzi żyjących z alimentów.

Więcej możesz przeczytać w 14/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.