Tadżyk z Wrocławia

Tadżyk z Wrocławia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Największy wpływ na to, co się dzieje na planie "Dwóch światów", ma Okił Khamidow Tatusiu! Nie zrobiłem ci wstydu!" - krzyczał Okił Khamidow, gdy w styczniu odbierał Telekamerę 2001 za najlepszy polski serial komediowy, wzbudzając tym aplauz warszawskiej publiczności. Klaskali także ci, którzy chwilę wcześniej pytali: a kim właściwie jest ten Tadżyk z Wrocławia? W środowisku producentów telewizyjnych uważany jest za "najlepszą inwestycję", jaką poczynili dotychczas właściciele wrocławskiej firmy ATM, producenta "Świata według Kiepskich", talk-show "Zerwane więzi", teleturnieju "Życiowa szansa" i magazynu kryminalnego "Telewizyjne biuro śledcze".
 

Khamidow, reżyserując wszystkie te produkcje, doprowadzał do rozpaczy autorów scenariuszy, zmieniając je wedle własnej wizji.

Komandos planu
- Okił jest autokratą, ale potrafi też słuchać argumentów innych. Rzeczywiście, często nanosi poprawki. Sukcesy programów, które reżyserował, dowodzą jednak, że ma rację. Dlatego przyjęliśmy, że to do niego należy ostatnie słowo - mówi Anna Skowrońska, kierownik produkcji w ATM.
Wśród realizatorów do dzisiaj krąży opowiastka o tym, jak kilka lat temu, gdy był szefem studia realizacji w lokalnej telewizji TeDe, przyłożył pasem na goły tyłek jednej z realizatorek za to, że sprzeciwiła się jego woli. - To mit. Doszło między nami do spięcia, nie chciała wykonać mojego polecenia, komunikując to bardzo arogancko: "Pilnuj swojej dupy". Zagroziłem jej wtedy, że zaraz zdejmę pas i jej przyłożę. Następnego dnia rozeszła się wieść, że biję kobiety, bo to normalne w Tadżykistanie. Nie mam już siły tego prostować - śmieje się Khamidow.
- Przed przyjazdem do Polski pracowałem, robiąc reportaże z pola walki. W Tadżykistanie trwała wojna domowa. Któregoś dnia oddział, któremu towarzyszyłem, został okrążony. Byliśmy ostrzeliwani przez moździerz. Strzelał coraz bliżej, a załoga czołgu nie mogła go trafić. Okazało się, że czołgista to jakiś dziadek, który się na tym nie zna. Poszedłem do dowódcy i zaproponowałem, że może ja to zrobię, bo w wojsku służyłem w czołgu. Uratowałem wszystkim życie i tak zostałem komandosem - opowiada Okił Khamidow.

Polak z Duszanbe
Gdy strzelał, wrocławskie ATM otrzymało zlecenie od telewizji publicznej na realizację filmu dokumentalnego o zaginionej cywilizacji Sijawusza. - Jeden z członków ekipy, która miała lecieć do Tadżykistanu, powiedział mi, że nie ma sensu zabierać operatora, bo on zna dobrego na miejscu, kolegę ze studiów w Państwowym Instytucie Kinematografii w Moskwie. Zaryzykowałem. Gdy zobaczyłem po powrocie zdjęcia, natychmiast zaproponowałem Okiłowi pracę we Wrocławiu - opowiada Tomasz Kurzewski, współwłaściciel ATM.
Khamidow przyjechał do Polski w grudniu 1994 r. W Tadżykistanie nakręcił 14 filmów fabularnych i kilka dokumentalnych. W dzieciństwie statystował w kilku filmach, jego ojciec przez wiele lat był szefem kinematografii tadżyckiej, jeden z braci jest reżyserem, drugi scenarzystą. We Wrocławiu zaczynał od noszenia statywu za operatorem. - Nie można mu było zaproponować nic więcej, bo nie znał języka. Był wtedy wyznawcą Hare Kriszna, nie pił, nie palił, nie zadawał się z kobietami. To był dla niego trudny okres. Przyjechał do kraju o innej kulturze, której nie znał. Źle się tu czuł. Zadzwoniłem do jego rodziców w Duszanbe i powiedziałem, żeby mu znaleźli żonę, bo w Polsce może być z tym kłopot. I wysłałem go na trzymiesięczny urlop, zakazując powrotu bez "drugiej połowy" - wspomina Tomasz Kurzewski.
Khamidow przez pierwsze dwa miesiące kręcił w Duszanbe teledysk. Jedenaście dni przed końcem urlopu wszedł do baru w wytwórni filmowej, gdzie spotkał Niginę. Podszedł i oświadczył się. Po kilku dniach, dzięki łapówce, byli już małżeństwem. Syn Kamil urodził się już w Polsce. Khamidowowie zamierzają osiąść na stałe między Odrą a Bugiem. - Bardzo mi się podoba polska kultura i tradycja. Ale pierwsza Wigilia była dla mnie zaskoczeniem. Mówiono mi, że to wielkie święto, spodziewałem się więc tańców i muzyki. A tu kolacja przy rybie i bez wódki. Pomyślałem wtedy, że przyjechałem do jakiegoś strasznie ponurego kraju, w którym ludzie nie umieją się bawić. Na szczęście kilka dni później był sylwester - wspomina reżyser, obecnie niepodzielnie panujący na planie reality show "Dwa światy".

Więcej możesz przeczytać w 15/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.