Platforma liniowa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak nakręcić koniunkturę, czyli zmniejszyć bezrobocie. Samozwańczych lekarzy polskiej gospodarki jest więcej niż zatrudnionych na kontraktach w "chorych kasach". Gdyby ich - nie daj Boże! - posłuchać, gospodarka stałaby się szybko równie chora jak kasy. Na pewno nasza gospodarka wymaga zmian. Problemem jest tylko to, że zmiany, które dałyby pożądane efekty, są tak odległe od tego, co proponuje większość owych lekarzy, jak Polska od Hawajów.
Pomajstrujmy
Najprościej jest domagać się obniżki stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej. Imaginacja wielu z "lekarzy" nie sięga dalej. Większość w ogóle nie zna teorii leżącej u podstaw takich żądań i nie ma pojęcia o doświadczeniach świata zachodniego z Keynesowską polityką manipulowania popytem (z ministrem Kropiwnickim włącznie). W związku z tym nie mają oni świadomości, że prymitywne "dodrukowywanie dobrobytu" musi się skończyć tak, jak skończyło się w latach 70. na Zachodzie - to znaczy stagflacją, czyli połączeniem rosnącej inflacji i malejącego - do zera - wzrostu gospodarczego.
Tyle że obecnie, w warunkach bardziej otwartej gospodarki niż przed pół- czy nawet ćwierćwieczem, efekty te pojawiłyby się jeszcze szybciej. Polski kapitał uciekłby za granicę w obliczu oczekiwanej lub już rosnącej inflacji, a zagraniczny przestałby napływać do naszego kraju. W rezultacie spadek - zamiast oczekiwanego wzrostu - PKB odnotowalibyśmy w szybszym tempie. A przy polskim sztywnym rynku pracy presja płacowa w warunkach "dolewania pieniędzy do ognia" zaowocowałaby ostrym przyspieszeniem inflacji.
Jeśli nie przy stopach, to właściwie można, według naszych samozwańczych lekarzy, pomajstrować przy czymkolwiek: przy cukrownictwie (recepta: Polski Cukier), hutnictwie (recepta ta sama: Polskie Huty, dwie nawet podobno…), przy zatrudnieniu. W wypadku tego ostatniego recepty są bardziej zróżnicowane. Jest tam regionalne i branżowe zróżnicowanie polityki makroekonomicznej (inne stopy procentowe na Podlasiu, inne w Wielkopolsce?!), ulgi takie, owakie i jeszcze inne, subsydiowanie zatrudnienia absolwentów - i jeszcze trochę.

O skutecznym rad sposobie
Wszystkie te przedsięwzięcia skazane są na klęskę, przy czym efekty jednych są oczywiste i bezsporne, bo już wielokrotnie sprawdzone gdzie indziej, a innych niepowodzeń należy oczekiwać na podstawie posiadanej wiedzy teoretycznej. W gruncie rzeczy wiadomo, jakie cele skutecznie realizują poszczególne instrumenty. Już kilkadziesiąt lat temu Jan Tinbergen, laureat Nagrody Nobla, wprowadził zasadę odpowiedniości. Osiągnięciu danego celu najlepiej służy określony instrument polityki ekonomicznej - i skutecznie służy osiągnięciu tylko tego celu. Jeśli będzie się chciało "przy okazji" osiągnąć jeszcze inne cele, osłabi się lub zniekształci siłę oddziaływania danego instrumentu na osiągnięcie celu podstawowego.
Najlepiej wyklarować tę kwestię na przykładzie propozycji Platformy Oby-watelskiej, by zredukować podatki od dochodów indywidualnych do jednej, 15-procentowej stawki. Jak wiadomo z teorii ekonomii i rozlicznych badań gospodarki, obniżka podatków bezpośrednich (PIT i CIT) służy realizacji jednego celu lub - bardziej precyzyjnie - jednej sekwencji celów: oszczędności - inwestycje - wzrost gospodarczy. Następstwem obniżki podatków będzie większa skłonność do oszczędzania, która w normalnych warunkach przekłada się na wyższe inwestycje, a te na wyższy wzrost PKB.
Zwolennicy majsterkowania, w tym prezydent Kwaśniewski, chcieliby jednak obniżyć podatki tylko przedsiębiorcom, "bo to oni tworzą miejsca pracy". Prezydent, w związku z "przemożną potrzebą wolności", studiów ekonomicznych nie ukończył, ale ma doradców, którzy powinni mu wyjaśnić, że kapitalizm nazywa się kapitalizmem nie przez przypadek, tylko dlatego, że najistotniejsza rola przypada w nim kapitałowi. To rynki finansowe rozdzielają oszczędności według produktywności projektów inwestycyjnych przedstawianych im przez przedsiębiorców. W związku z tym z punktu widzenia zwiększenia oszczędności w celu inwestowania nie ma znaczenia, czy przedsiębiorcy sięgają do własnych oszczędności, czy do cudzych. I jedne, i drugie mają taką samą wagę w procesie przekuwania oszczędności w inwestycje. Redukcja podatków nie ma więc na celu bezpośredniego stymulowania przedsiębiorczości. Dlatego "majsterkowicze" mogą tylko zaszkodzić, gdyż oszczędności w wyniku obniżki stawki PIT ograniczonej do przedsiębiorców będą po prostu znacznie mniejsze.
Tak samo system podatkowy (a zwłaszcza podatki bezpośrednie) nie jest poręcznym instrumentem do załatwiania przy okazji celów o charakterze socjalnym. Odpis niewielkiej kwoty od podatku, mający - wedle dorobionej ideologii - pomagać najbiedniejszym, stosowany jest wobec wszystkich podatników. W rezultacie niewiele pomaga najsłabszym, natomiast przemnożony przez kilkanaście milionów podatników staje się kosztownym elementem każdego mechanizmu podatkowego, utrudniając jego zmianę.
Wracając do zasady odpowiedniości, to instrumenty polityki społecznej, a nie podatkowej, powinny stanowić narzędzie redystrybucji. Realizacja wielu celów z pomocą jednego podatkowego instrumentu nie może dać dobrych efektów, tak jak nie może ich dać jednoczesna gra nawet najlepszego pianisty na trzech fortepianach…

Mądry Czech po szkodzie
Tego, że wzrost gospodarczy nie musi się przekładać na wzrost zatrudnienia, mogliśmy się nauczyć w Polsce na własnym przykładzie. Ale jest to - jak widać - trudna wiedza, gdyż na przykład autorzy ogłoszonego niedawno programu SLD też twierdzą (podobnie jak rządowi "lekarze" gospodarki), że Polsce potrzebny jest wyższy wzrost PKB w celu zwiększenia zatrudnienia.
Oczywiście, wzrost gospodarczy kiedyś doprowadzi do wzrostu zatrudnienia. Powstaje pytanie - kiedy? Pomocne w udzieleniu odpowiedzi na to ważne pytanie mogą być cytowane przez prof. Borkowską w "Nowym Życiu Gospodarczym" wyniki badań nad elastycznością rynku pracy w USA i Europie Zachodniej. Otóż w tej ostatniej po przekroczeniu 2,75 proc. PKB wzrost gospodarczy o każdy procent generuje wzrost zatrudnienia o 0,4 proc., podczas gdy w USA po przekroczeniu zaledwie 0,5 proc. PKB każdy procent wzrostu gospodarczego generuje wzrost zatrudnienia o 0,7 proc.!
Weźmy teraz pod uwagę, że w Polsce dopiero wzrost gospodarczy powyżej 5 proc. PKB stymuluje wzrost zatrudnienia. Rodzi się więc pytanie, kiedy uda nam się zderegulować gospodarkę, a przede wszystkim rynek pracy, w takim stopniu, byśmy osiągnęli tę - jakże niską w porównaniu z USA - zdolność tworzenia zatrudnienia, jaką ma Unia Europejska?
Przyjrzyjmy się Czechom. Po trzech latach zerowego wzrostu (spowodowanego kryzysem walutowym) osiągnęli oni wzrost PKB o 2,8 proc. Jednocześnie jednak wzrost ten spowodował zauważalny spadek bezrobocia. Jak widać, gospodarka czeska jest bardziej elastyczna niż gospodarka UE, a polska - znacznie mniej.
Co należy zrobić w takich wypadkach, również wiadomo nie od dziś. Porównanie elastyczności rynku pracy w USA i sztywności w UE podpowiada drogę tzw. ekonomii podaży, czyli deregulacji i debiurokratyzacji, zwiększającej elastyczność reagowania przedsiębiorców, także w wypadku zatrudnienia.

Szwedzka statystyka
Czy to wystarczy? Może warto wspierać działania deregulacyjne aktywną polityką rynku pracy? Na pewno, tylko zawsze trzeba się zastanowić, jakim kosztem. Przykładem może być Szwecja, która od wielu lat wydaje na aktywną politykę więcej niż inne państwa zachodnioeuropejskie (około 4 proc. PKB!). Szwedzi ostatnio chwalili się, że zmniejszyli bezrobocie o połowę - do 4,2 proc. Powyższy wskaźnik nie uwzględnia jednak około 2 proc. Szwedów w wieku produkcyjnym, którzy podnoszą lub zmieniają kwalifikacje. To dobrze, ale ci kształcący się ludzie jeszcze nie pracują, a już zostali skreśleni ze statystyk bezrobotnych. To zwiększa stopę bezrobocia do 6,4 proc. (ciągle jeszcze przyzwoitego wskaźnika). Do tego należy jednak doliczyć również dużą grupę ludzi, których - skąd my to znamy? - przeniesiono na wcześniejsze emerytury. To powiększa stopę bezrobocia do 7,5-8 proc. A przecież są jeszcze inne, poza kształceniem, programy aktywnej polityki rynku pracy, z których korzysta kolejne 2-3 proc. siły roboczej (ci ludzie też nie są objęci statystykami bezrobocia). Mamy więc, w efekcie, rzeczywiste bezrobocie na poziomie dwucyfrowym!
Przyjrzyjmy się jednemu jeszcze przedsięwzięciu, które cieszy się powodzeniem w wielu krajach i proponowane jest także u nas (m.in. w programie SLD), mianowicie subsydiowaniu przedsiębiorców przyjmujących do pracy nowych pracowników. Otóż racjonalni przedsiębiorcy - a innych nie ma - wezmą to, co im się ofiaruje. Tyle że przyjmując nowego, za którego otrzymają takie lub inne subsydium od państwa, zwolnią jednocześnie już zatrudnionego o podobnych kwalifikacjach. Inaczej dzieje się tylko w warunkach silnej ekspansji, kiedy naprawdę pojawia się potrzeba zwiększenia zatrudnienia. Tyle że najczęściej pojawiłaby się ona i bez subsydiów za "tworzenie miejsc pracy". Rzeczywiste efekty programu są więc w najlepszym razie marginalne, a koszty - bardzo wysokie.

Zdjąć gorsety
Z powyższego przeglądu widać wyraźnie korzyści z proponowanej zasady stosowania odpowiednich instrumentów do osiągania pożądanych celów. Nie oczekujmy więc, że niskie podatki załatwią to, czego od nich można oczekiwać, i "przy okazji" parę innych spraw.
Tak samo deregulacja, w tym zwłaszcza rynku pracy, ma służyć rozluźnieniu więzów krępujących przedsiębiorczość w Polsce. W połączeniu z większymi oszczędnościami doprowadzi to do wzrostu aktywności gospodarczej. A wzrost aktywności w pozbawionej gorsetu gospodarce zaowocuje dopiero wzrostem zatrudnienia, gdyż obniży aberracyjnie wysoki próg PKB, od którego zaczyna się u nas wzrost zatrudnienia.
Nie oczekujmy zbyt wiele - jak widać choćby z przytoczonych szwedzkich doświadczeń - od instrumentów aktywnej polityki rynku pracy. Stosujmy je rozsądnie, z umiarem (nas nie stać na wyrzucenie w błoto 4 proc. PKB!), koncentrując wysiłki tam, gdzie w dłuższym okresie możemy pomóc w wyjściu z dzisiejszej sytuacji. Najlepsze efekty możemy osiągnąć w długofalowej pomocy - socjalnej i edukacyjnej - skierowanej do młodej i najmłodszej generacji. W ten sposób bowiem możemy pomóc im samym w wyrwaniu się z kręgu dziedziczenia bierności, biedy i zacofania cywilizacyjnego.

Więcej możesz przeczytać w 16/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.