Półdemokracja

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jedyne książki wydane ostatnio w Tadżykistanie opiewają prezydenta Rachmonowa i osiągnięcia kraju


Wybory parlamentarne w Tadżykistanie były istotne nie tylko dla tej górskiej republiki. Ich stawką było tym razem pokojowe pokonanie opozycji muzułmańskiej, która przez pięć lat prowadziła krwawą wojnę ze wspieranymi przez Moskwę "niewiernymi" z Duszanbe. Bezapelacyjnym zwycięzcą została prorządowa Partia Ludowo-Demokratyczna. Miało jej przypaść prawie 65 proc. głosów, zaś blokowi komunistycznemu - 20 proc. Partia Odrodzenia Islamskiego zdobyła 7,5 proc. głosów i weszła do izby niższej Medżlisu. Jej przywódca, Said Abdullah Nuri, zaakceptował wyniki wyborów. Oznacza to, że przynajmniej na razie ponowny wybuch konfliktu wewnętrznego krajowi nie grozi.


Inne ugrupowania nie zdołały przekroczyć pięcioprocentowego progu wyborczego. Nie ma to zresztą większego znaczenia, gdyż żadne z nich nie dysponuje własnymi siłami zbrojnymi, mogącymi po raz kolejny wzniecić rewoltę. W 1992 r. rebelię antyrządową wywołały grupy islamistów żądających przestrzegania nakazów Koranu. W najuboższej republice dawnego Związku Radzieckiego wybuchła wojna domowa, do której wkrótce włączył się rosyjski korpus ochrony pogranicza. W ciągu pięciu lat pochłonęła ona 50 tys. ofiar.
Międzynarodową komisję nadzoru wyborów (JEOMT) firmowały OBWE i ONZ. Szefem misji, w której skład weszło ponad stu obserwatorów, został polski dyplomata, Zenon Kuchciak, wcześniej wsławiony skuteczną działalnością negocjacyjną na Kaukazie. Przedstawiciele JEOMT byli w 300 spośród 2761 lokali wyborczych. Członkowie miejscowych komisji wyborczych bardzo nieudolnie ukrywali nadużycia i retuszowanie wyników. Zauważono między innymi wiele wypadków wywożenia wypełnionych kart do głosowania, które trafiały do biur lokalnej administracji. Miejscowi bonzowie ustalali, kto został "zwycięzcą" i w jakiej proporcji. Po takiej obróbce dokumenty wracały do punktów wyborczych. Podliczanie głosów było już formalnością. Międzynarodowi obserwatorzy wielokrotnie zwracali uwagę, że tadżycki egzamin z demokracji wypadł bardzo słabo. Najważniejsze jest jednak to, że się w ogóle odbył i to w kraju targanym jeszcze niedawno wojną. Paradoksalnie w znacznie lepiej prosperujących sąsiednich republikach poradzieckich udział islamskiej opozycji w wyborach byłby dzisiaj raczej niemożliwy.
Ważność wyborów została ostatecznie uznana. Obserwatorzy z JEOMT wyrazili nadzieję, że w przyszłości procedury wyborcze nie będą wypaczane. - Mimo nagannych praktyk elekcja miała historyczny charakter - podkreśla Hrair Balian z warszawskiego Biura Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka (ODIHR), członek zespołu obserwatorów. Wieńczy ona proces, zapoczątkowany układem pokojowym sprzed dwóch i pół roku. Poza tym Tadżycy po raz pierwszy mogli głosować na listy wielopartyjne. Waldemar Rokoszewski, reprezentujący w Tadżykistanie ONZ, jest przekonany, że kraj ten prędzej czy później osiągnie międzynarodowe standardy demokratyczne. Na razie stuprocentowe przestrzeganie reguł wyborczych nie jest w tym kraju proste. Wszelkie kompromisy są kruche, na pewne zjawiska patrzy się przez palce.
- Dla Tadżykistanu, zaliczanego do grona gospodarczych pariasów świata, istotny jest dziś spokój. Ubóstwo jest tu dotkliwsze niż w pozostałych postradzieckich republikach Azji Środkowej - Uzbekistanie, Kazachstanie, Kirgizji i Turkmenistanie. Silniejsze są również wpływy radykalnych ugrupowań muzułmańskich - przypomina Inna Baranowa z ODIHR, która sama pochodzi z Duszanbe. Obserwatorzy ONZ oceniają, że nędza dotyka 80 proc. sześciomilionowej ludności tej górzystej krainy, położonej w cieniu łańcuchów górskich Pamiru. Na obszarze ponaddwukrotnie mniejszym od Polski tylko 7 proc. ziemi nadaje się do uprawy. Oficjalnie bez stałego zajęcia jest co trzecia zdolna do pracy osoba. Płace w wysokości 3-4 USD miesięcznie są niemal regułą. Na dodatek nawet te głodowe pensje nie zawsze na czas trafiają do pracowników, a Tadżycy muszą jakoś wyżywić liczne rodziny. Pięcioro albo sześcioro dzieci w rodzinie nie należy tu bowiem do rzadkości. Ludzie najczęściej zaopatrują się na bazarach, które jednak nie wyglądają tak barwnie jak inne orientalne targowiska. Sambusa, chlebowy pieróg z baraniną i cebulą, kosztuje 100 rubli tadżyckich (1 USD to ok. 1800 rubli tadżyckich), tyle samo pęczek ulubionej selerowej zieleniny. Za bułkę pszenną w kształcie talerza (nan) trzeba zapłacić 200 rubli, za porcję szaszłyka - 400 rubli, zaś za flaszkę najtańszej wódki - 1500 rubli.
Po ulicach Chodżentu czy Chorogu w pamirskiej prowincji Badachszan krążą tłumy nędzarzy i szukających okazji złodziejaszków. Żebraczki natarczywie domagają się jałmużny. W Tadżykistanie nigdy nie było dostatku. W czasach radzieckich stopa życiowa w tej republice była o połowę niższa od skromnego skądinąd poziomu egzystencji innych narodów ZSRR. Upadek imperium i powstanie suwerennego państwa spowodowały klęskę ekonomiczną. - Moskwa przestała bowiem dawać pieniądze i dostarczać za półdarmo towary przemysłowe i konsumpcyjne - mówi Paweł Jurczak, przedstawiciel ODIHR.
W porównaniu z 1991 r. dochody budżetu są dziś o połowę niższe, zaś produkcja przemysłu spadła o 40 proc. Kwitnie natomiast przestępczość, prostytucja i hazard. Funkcjonują nieliczne zakłady przetwórstwa spożywczego, wytwarzające jednak wyroby słabej jakości. Dzięki eksportowi we względnie dobrej kondycji jest fabryka jedwabiu w Duszanbe. Ponieważ na rynku nie ma oryginalnych wyrobów, mnożą się kiepskie podróbki, produkowane metodą chałupniczą. Fałszuje się wszystko - wódkę, mydło, proszek, gumę do żucia, lekarstwa, zaopatrując je w "markowe" etykietki. W Duszanbe jest mnóstwo aptek, które są jednocześnie miejscami dystrybucji narkotyków. Taką samą rolę odgrywają przydrożne stoiska, oficjalnie handlujące kilkoma artykułami, choćby słodyczami.
W Duszanbe nie ma księgarń. Zostały zlikwidowane, "bo Tadżykom dziś nie do czytania" - mówi szofer Rustam. Książki (przeważnie bardzo zniszczone) można znaleźć na bazarach. Nowych pozycji prawie się nie wydaje. Jedyne dwie nowe publikacje z ostatniego roku opiewają czyny prezydenta Emomali Rachmonowa oraz piękno i osiągnięcia kraju, któremu ów mąż przewodzi. Gazety wychodzą raz na tydzień. Są cienkie, zawierają materiały państwowotwórcze, niewinne ciekawostki i trochę ogłoszeń. - Są beznadziejne i dlatego ich nie kupuję - podsumowuje Rustam. - A dziennikarze są sprzedajni, bo boją się wylecieć z pracy.
Media na wyścigi wychwalają prezydenta Rachmonowa. Tadżycki lider pochodzi z południa, z Dargany w obwodzie kulabskim. Przenosząc się do Duszanbe, wziął z sobą zastępy sojuszników. Złożone z rodaków zauszników oddziały zbrojne dbają o bezpieczeństwo szefa państwa. Dowódca gwardii prezydenckiej, Gafur Mirzojew, wyrósł na drugą postać miejscowej sceny politycznej. Ma nie najgorszą reputację wśród Tadżyków, choć wcześniej siedział w więzieniu.
Złą sławą cieszy się natomiast dowódca "sił szybkiego reagowania", Suchrab Kasymow. Żołdacy tego byłego kierowcy ciężarówki są bezkarni. Napady na samochody, konfiskaty pojazdów i bagażu są smutną codziennością w okolicach Duszanbe. Suchrabowcy bezlitośnie rozprawiają się ze wszystkimi, którzy wejdą im w drogę. Niedawno zastrzelili kierowcę auta, które przypadkowo zderzyło się z limuzyną należącą do jednego z ludzi watażki. Suchrab nie boi się nikogo. Na bazarach szepce się, że niedawno wdarł się do pałacu prezydenckiego, obrzucił Rachmonowa wyzwiskami, spoliczkował go i wyszedł nie niepokojony przez nikogo. Po ogłoszeniu korzystnych dla siebie wyników wyborów Rachmonow chyba nie będzie już chciał tolerować ekscesów i bezkarności watażki. Tadżycy uważają, że jego dni są policzone.
Brak poczucia bezpieczeństwa i korupcja aparatu władzy pogłębiają frustrację i poczucie bezsiły przeciętnych obywateli. Coraz większa jest też nostalgia za ZSRR. Osławione KGB we wspomnieniach ludzi urasta do rangi stowarzyszenia dobrych stróżów porządku. Skwer koło budynków tadżyckiego MSW nadal zdobi popiersie Feliksa Dzierżyńskiego. U stóp twórcy Czeka umieszczono dużą gwiazdę, skomponowaną z wiecznie zielonych i starannie pielęgnowanych roślin. Tęsknotę za KGB i ZSRR symbolizuje także monumentalny pomnik Lenina, dominujący nad panoramą Chodżentu, drugiego co do wielkości miasta Tadżykistanu.
W epoce ZSRR (Tadżykistan stał się jego częścią w 1929 r.) politycy z Chodżentu zawsze rządzili krajem. Pochodził stamtąd również wybrany na prezydenta po rozpadzie ZSRR Rachmon Nabijew, któremu marzył się renesans komunizmu. Ułatwiło to szerzenie haseł narodowo-religijnych, które wypisywały na sztandarach ugrupowania islamskie. Rosnące napięcie polityczne eksplodowało wojną domową. Broń rozdawano wszystkim zwolennikom Nabijewa. Do dziś jest jej mnóstwo w prywatnych rękach. Bratobójczy konflikt pociągnął za sobą nie tylko śmiertelne żniwo, ale również przesiedlenie pół miliona osób. Następne 500 tys. wyemigrowało za chlebem, głównie do Rosji.


Więcej możesz przeczytać w 12/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.