Rwacz nie ma złudzeń

Rwacz nie ma złudzeń

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. REUTERS/P.Andrews/FORUM) 
Drzewica od 20 lat na rwanie przyjeżdża. Z busa to i 20 osób potrafiło wysiąść. Z czego oni mają tam żyć? Z tych piasków?
Jak w tym busie zmieściło się 18 osób? – dziwią się ci, którzy na bambry nigdy nie jeździli. W Drzewicy, skąd pochodziła większość ofiar wypadku pod Nowym Miastem, wszyscy wiedzą, że do zbierania jabłek trzeba dojechać. Im więcej osób upakuje się do samochodu, tym taniej wyjdzie. A innej pracy nie ma.

Na rwanie

– Masz męża w domu? – przed ósmą rano Irenę budzi telefon od siostry. Na wychowawczym jest, więc dłużej sobie zawsze pośpi.
– Nie.
– Pojechał na jabłka?
– Pojechał. Po to urlop wziął.

Po drugiej stronie cisza.

– Irena, ja nie wiem, jak ci to powiedzieć...
– Boże, z mamą coś, z mamą nie tak? – serce Ireny zaczyna szybciej bić. Matka ma przecież 84 lata.
– U nas facet z Nowego Miasta nad Pilicą dojeżdża z chlebem. Mówi, że zderzył się samochód z chłopami, które jechali na jabłka.

Drzewica

Przed południem w Drzewicy po ulicach chodzą tylko emeryci, renciści, dziadki i dzieci do szkoły. Połowa dorosłych na bambry jeździ – na rwanie, na jabłka, bo to koniec sezonu. Jak kto ma pracę, to wolne weźmie, żeby na bambrach dorobić. Płacą 90 zł dniówki, 10 zł idzie dla kierowcy, bo do sadów jest 30-50 km, zostaje 80 zł.

Anna ma 3 hektary pola, ale pieniędzy z tego nie ma. Za to ziemniak jest, warzywa, truskawki. U innych to nawet połowa leży odłogiem. Bo żeby obrabiać, trzeba dopłacać. Za bizona 400 zł trzeba dać, za traktor trochę mniej, ale jak nie ma się swojego, to już przestaje się opłacać, a tu jeszcze nawozy trzeba kupić. – Gdyby ludzie świnkę sobie uchowali, to nie błąkaliby się w tych sadach – mówi Anna.

Reportaż Aleksandry Krzyżaniak-Gumowskiej o Drzewicy w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost".