Piguła ministra

Dodano:   /  Zmieniono: 
Szef MSZ Radosław Sikorski (fot. A. Jagielak/Wprost) 
Szef polskiej dyplomacji jest jak sinusoida. Góra, dół, góra, dół. Raz o nim głośno, a potem znika, jakby zapadł się pod ziemię. Teraz mamy czas „górki”. I trwa.
Amerykanom właśnie zafundował zimny prysznic, mówiąc, że „jeśli Stany Zjednoczone chciały coś  zrobić dla polskich Żydów,  to dobrym momentem były lata 1943-1944, kiedy większość z nich jeszcze żyła, i gdy ustami Jana Karskiego Polska o to błagała. Można było na przykład zbombardować tory wiodące do niemieckiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau. Teraz ta interwencja jest cokolwiek spóźniona".
To była ostra riposta na słowa Stuarta Eizenstata, doradcy sekretarz stanu ds. Holocaustu, który skrytykował Polskę za wstrzymanie prac nad ustawą reprywatyzacyjną, na podstawie której miała nastąpić restytucja żydowskiego mienia. – To, że jesteśmy z USA sojusznikami w kwestiach bezpieczeństwa czy promocji demokracji, nie oznacza, że nasze interesy w każdej sprawie są identyczne – tłumaczy minister.

Sikorski potrafi ostro zagrać także na krajowym podwórku. Jest autorem takich sformułowań jak „moralne karły" czy „dorżniemy watahy". Pierwsze wygłosił podczas obchodów rocznicy przyznania Lechowi Wałęsie Nagrody Nobla, mówiąc do jubilata: „Pan się nie przejmuje tym, co wygadują niektóre karły moralne" (w domyśle PiS i jego liderzy). O watahach mówił zaś w trakcie wyborów 2007 r. jako świeży nabytek Platformy, przejęty od PiS.

Więcej o niestandardowym życiorysie ministra Sikorskiego w najnowszym poniedziałkowym wydaniu tygodnika "Wprost"