Wenecja 2014: Obrazy społeczeństw

Wenecja 2014: Obrazy społeczeństw

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ulrich Seidl (fot. Filmweb / fot. mat. prasowe) 
Ulrich Seidl, Roy Andersson i Andrej Konczałowski pokazali w Wenecji swoje nowe filmy. To panorama społeczeństw, z których wywodzą się reżyserzy.
W klubie przy kortach tenisowych spotykam Ulricha Seidla. W czarnym garniturze, spokojny, nieco posępny. Mówi cicho: - Jestem dumny z austriackiej sztuki. Świetnie opisujemy nasze fobie. Ale zaraz później dodaje: - Jako społeczeństwo miewamy wady, ale nie inne niż Anglicy czy Holendrzy. I zwykle wynikają z potrzeby wiary, miłości.

Ten sam człowiek, kiedy staje za kamerę, zrzuca kostium wyważonego artysty. Opowiada bez kompromisów o nietolerancji i agresji ukrytej pod pozorem ułożonego życia. O pedofilii. Kredensach z równo ułożoną zastawą, w których strach jest zajrzeć pod talerz, bo może na nim widnieć swastyka.

Tak jest również w quasi-dokumencie „W piwnicy”. To opowieść o tym, co Austriacy chowają przed publicznym spojrzeniem. Miłośnik węży i wielbiciel sado-maso, kolekcjoner portretów Hitlera, grupka islamofobów, łowca-fascynat. Ich wszystkich reżyser pokazuje bez jakiegokolwiek znieczulenia. W tym ukrytym pod ziemią świecie granica między dziwnym hobby a patologią jest bardzo cienka.

Podobnie bierne na co dzień społeczeństwo Szwedów, portretuje Roy Andersson w obrazie „Gołąb siadł na ławce rozmyślając o egzystencji”, trzeciej części jego kultowej trylogii. Reżyser pozostaje wierny swojemu stylowi. Filmy robi latami, cyzelując każde ujęcie. Statyczne, ale pełne humoru. Odrealnione, ale wiarygodne.

- Nieprawdą jest, że uciekam od rzeczywistości – komentuje. - Odwrotnie, jestem super-realistyczny. Bo w swojej abstrakcji mogę wyczyścić szum informacyjny, zbliżyć się do ludzkich snów i marzeń, pokazać coś prawdziwego, co ginie w nadmiarze wrażeń.

Ten miłośnik powolnego tempa na ekranie ma dla swoich bohaterów więcej czułości, niż Seidl. I szacunku. To ludzie zamknięci w sobie, tłumiący uczucia, nieumiejący komunikować się z sobą. Ich grzechem jest apatia. Ale przecież, przypomina Andersson, w nich też XX wiek zostawił traumy. 

W tej spektakularnej panoramie Szwedów każdy niesie inną prawdę. Król ukrywa nieprzystosowanie do pełnionej roli. Sprzedawcy sprzętu do rozśmieszania powtarzają, ze pracują w show biznesie. „Chcemy tylko pomagać ludziom bawić się” - mówią. Ale widząc wokół siebie biedę, wojny, tracą wiarę we własną pracę. Klienci baru, codziennie pijący ten sam alkohol prowadzą te same rozmowy. A może raczej: tak samo milczą.

Zwyczajni ludzie są też tematem „Białych nocy listonosza” Andrieja Konczałowskiego, który zatrudnił prawdziwych mieszkańców wsi na północy Rosji, aby pokazać ich stagnację i  codzienne wzloty i upadki (z naciskiem na upadki). Wreszcie, Gabriele Salvatores w dokumencie „Włochy w jeden dzień” poprosili zwyczajnych Włochów, aby rejestrowali swoje codzienne życie tworząc kolaż z olbrzymiej ilości nagrań. Ta potrzeba opisania dzisiejszych społeczeństw jest mocno wyczuwalna w programie tegorocznej Wenecji. 

Jakby twórcy w czasach kryzysu postanowili zmusić ludzi do przyjrzenia się sobie. I zadania sobie w pędzie pytania, jacy naprawdę są.