Gminy zadłużają się na potęgę. W parabankach

Gminy zadłużają się na potęgę. W parabankach

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. Domin SE/EAST NEWS, fotografia z 34 nr. tygodnika "Wprost") 
Zadłużone gminy zastawiają ziemię, płacą zbójeckie odsetki i balansują na granicy wypłacalności. Żeby wybudować kolejny aquapark albo halę sportową, gminy zaczęły na potęgę zadłużać się w parabankach.
Wójt Ostrowic Wacław Micewski nie za bardzo wie, jak to się stało, że w ciągu kilku lat jego gmina zadłużyła się na 33 mln zł. Czyli trzy razy więcej, niż wynoszą jej dochody. – Tak wyszło. Nałożyło się wiele czynników. Jak pan chce, to mogę przesłać nasze wytłumaczenie – mówi.

Po chwili wysyła kilkustronicową historię, jak to już od 1989 r. Ostrowice wpadały w spiralę zadłużenia. A tam cała seria niefortunnych wypadków: upadek PGR, wzrost bezrobocia, odpływ dzieci ze szkół, susze, powodzie i inne kataklizmy, które popchnęły małą gminę z woj. zachodniopomorskiego na skraj bankructwa. Na łatanie strat państwo pieniędzy dawać nie chciało. Banki po szybkiej analizie stanu gminnej kasy też odmówiły kredytów. Gmina poszła więc do parabanków, z którymi na lichwiarski procent podpisała kilkanaście umów pożyczkowych. W sumie na kwotę 26 mln zł. Dzisiaj Ostrowicom grozi likwidacja i wcielenie do pobliskiego Drawska Pomorskiego.

Takich przypadków jest więcej. Eksperci szacują, że do tej pory pieniądze od parabanków zdążyło pożyczyć ok. 300 polskich gmin. Niektóre podpisały tak niekorzystne umowy, że nie mogą się wyplątać z gigantycznych odsetek, inne pod zastaw pożyczki dały najcenniejsze budynki. Jeżeli państwo nie przestanie udawać, że problemu nie ma, czeka nas plaga samorządowych bankructw.

ILE KOSZTUJĄ MARZENIA

Podobny problem ma gmina Wierzchosławice z Małopolskiego. To kolebka PSL. To tutaj co roku przyjeżdżają ludowcy, żeby złożyć wieniec na grobie Wincentego Witosa. Jadąc na cmentarz, mogą przy okazji podziwiać liczne pomniki głupoty zbudowane przez poprzedniego wójta gminy. Jest całoroczne lodowisko, z którego nikt nie korzysta, bo gmina nie ma fachowca, który dobrze oszlifowałby taflę lodu. Jest kryty basen rehabilitacyjny, ale zamknięty dla mieszkańców. Jest farma fotowoltaiczna, która zamiast słonecznych zysków przynosi budżetowi milion złotych strat rocznie.

To na tę ostatnią inwestycję poprzedni wójt zaciągnął w łódzkim Magellanie i wrocławskim MW Trade dwie pożyczki na ponad 650 tys. zł. Pod zastaw gmina dała grunty, sprzęt i kawałek stacji uzdatniania wody. – Wszyscy liczyli, że farma będzie przynosić zyski, ale nie jesteśmy drugą Hiszpanią. Nie ma aż tyle słońca, a panele są nieruchome i nie mogą się obracać w kierunku promieni. Projekt inwestycji nie był poparty żadną analizą ryzyka – mówi asystentka wójta Izabela Zwoleń.

Więcej o "samorządowej ruletce" przeczytasz w najnowszym numerze tygodnika "Wprost". "Wprost" można zakupić także  w wersji do słuchania oraz na  AppleStoreGooglePlay.