Co z tą aferą?

Co z tą aferą?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy opublikowane przez „Rzeczpospolitą" stenogramy okażą się polityczną bombą na miarę afery Rywina, która doprowadzi do upadku rządu Donalda Tuska i utraty zaufania wyborców przez PO? – to pytanie spędza zapewne sen z powiek premierowi i wzbudza nadzieję wśród polityków PiS.

Na razie w całej sprawie jest bardzo dużo niewiadomych. Po pierwsze niejasne jest, czy poprawka zaproponowana przez Drzewieckiego 30 czerwca została na którymś etapie prac wprowadzona do ustawy. Na stronie BiP-u wciąż widnieje projekt ustawy z marca, a Ministerstwo Finansów zaprzecza, jakoby uwzględniło sugestię Drzewieckiego. To jedna z linii obrony przyjmowanych przez polityków PO. Twierdzą oni, że afery nie ma, bo do żadnej zmiany w przepisach nie doszło. Dlaczego jednak w lipcu rzecznik wiceministra Kapicy twierdził, że resort zgodził się z sugestią ministra?


Po drugie – wciąż nie wiadomo jakie działania podejmował w tej sprawie Chlebowski. Czy były przewodniczący klubu PO tylko chwalił się Sobiesiakowi, że jest w stanie zablokować nowelizację ustawy? Mógł to robić wiedząc, że prace nad nią i tak się opóźniają w związku z licznymi zastrzeżeniami zgłaszanymi przez resorty gospodarki i skarbu. A może Chlebowski wpływał w tej sprawie na polityków PO, albo był łącznikiem między przedstawicielami rządu a Koskiem i Sobiesiakiem? Jeśli tak to pojawia się pytanie jak wiele osób było zaangażowanych w tę sprawę? W świetle informacji o pracach nad ustawą niejasna wydaje się rola ministra Szejnfelda. Nie wiadomo też jaką rolę odgrywał w Schetyna – wszak MSWiA również zgłaszało poprawki do przepisów. Na udział tego ostatniego w sprawie mogłyby wskazywać rozpaczliwe próby podejmowane przez Chlebowskiego, który chciał ukryć tożsamość „Grzesia" i „Mira" twierdząc, że ma wielu kolegów o tych imionach. Czy Chlebowski postanowił dobrowolnie wcielić się w rolę kozła ofiarnego, niczym Rywin twierdzący, że wymyślił sobie „Grupę Trzymającą Władzę"?

Po trzecie – nie wiadomo dlaczego politycy PO mieliby pomagać Sobiesiakowi i Koskowi? Skoro w grę wchodziło niemal pół miliarda złotych trudno spodziewać się, że była to bezinteresowna koleżeńska przysługa. Z drugiej strony z materiałów ujawnionych dotychczas nie wynika, aby Chlebowski, Drzewiecki, czy jakikolwiek inny polityk PO otrzymał od biznesmenów pieniądze za zablokowanie nowelizacji ustawy. Chlebowski bawił się wprawdzie w czasie Sylwestra 2008/2009 w hotelu należącym do Sobiesiaka – ale dysponuje rachunkiem potwierdzającym opłacenie kosztów balu. Sobiesiak i Kosek wpłacali pieniądze na kampanię wyborczą PO – pierwszy 10 drugi 18 tysięcy złotych, ale jak każdy obywatel mieli do tego prawo. Co najwyżej zastanawiające jest, dlaczego Chlebowski wypierał się, jakoby któryś z biznesmenów finansował wcześniej działania PO. Czy oprócz oficjalnych wpłat zasilali oni kasę partii również inny sposób?

Najważniejsze pytanie brzmi jednak – czy ktoś ostrzegł polityków PO, że są na celowniku CBA? Jeśli doszło do przecieku, mielibyśmy do czynienia ze złamaniem tajemnicy państwowej i narażeniem funkcjonariuszy prowadzących akcję na niebezpieczeństwo. Kto mógł dokonać przecieku? Kaczyński sugeruje, że Tusk i Cichocki, którzy jako jedyni wiedzieli w sierpniu o śledztwie CBA. Ale czy można wykluczyć, że przeciek wyszedł z… samego CBA? Wbrew pozorom Kamiński mógł mieć interes w zdemaskowaniu akcji po ujawnieniu informacji o niej premierowi Tuskowi. Jeżeli bowiem CBA nie zebrało dowodów na popełnienie przestępstwa przez Chlebowskiego i Drzewieckiego Kamiński mógł zastawić pułapkę na Tuska. Wyjawiając mu w sekrecie informację o akcji CBA, a następnie za pośrednictwem jakiegoś anonimowego informatora ostrzegając polityków PO, siłą rzeczy skierował podejrzenia na premiera. Dlaczego bowiem minister Czuma, prezydent i prezydium Sejmu oraz Senatu zostali o wszystkim poinformowani dopiero miesiąc później? Gdyby taka informacja trafiła do nich od razu, potencjalnych źródeł przecieku byłoby więcej. Jeśli taka wersja wydarzeń okazała się prawdą, afera hazardowa mogłaby się okazać gwoździem do trumny… PiS. Po czymś takim partia ta już nigdy nie pozbyłoby się łatki ugrupowania groźnego dla demokracji, sięgającego w walce po władze po pomoc służb specjalnych.

Śledztwo w sprawie afery hazardowej musi dać odpowiedzi na te pytania i to od nich zależy jak ujawnione przez „Rzeczpospolitą" stenogramy wpłyną na kształt sceny politycznej. Na razie wiadomo tylko, że kontakty z Sobiesiakiem najprawdopodobniej zakończą polityczną karierę Zbigniewa Chlebowskiego. Wydaje się również, że trudno będzie uratować posadę Mirosławowi Drzewieckiemu – czuły na sondażowe wyniki Tusk na pewno odnotował wyniki sondażu przeprowadzonego przez TVN24, w którym ponad 50 procent Polaków domagało się wręcz wyrzucenia obu polityków z partii. Platforma musi się również liczyć z tym, że przez najbliższe tygodnie będzie musiała się tłumaczyć z kontaktów Chlebowskiego z Sobiesiakiem przed politykami z PiS i SLD zbijającymi na atakach polityczny kapitał.

Afera hazardowa, niezależnie od jej finału, pokazała jednak coś jeszcze. Po moralnym szoku spowodowanym aferą Rywina i hasłach o konieczności sanacji polskiej sceny politycznej, pozostały tylko słowa. Przewodniczący klubu partii rządzącej obiecuje biznesmenowi, że będzie uchwalał prawo, które zamiast uwzględnić interes państwa, będzie korzystne dla „Rysia". Pomóc mu mają w tym minister i wicepremier rządu. Z kolei „Rysio" w rozmowie z kolegą stwierdza, że „op….ł" polityka, bo ten nie wywiązał się ze swoich obietnic. Jeśli były to tylko słowa, świadczą one o nienajlepszym stanie polskiej demokracji. Jeśli szły za nimi czyny – to znaczy, że jest ona poważnie chora.

arb