Kapłan Palikota

Kapłan Palikota

Dodano:   /  Zmieniono: 
Roman Kotliński, fot. Facebook
Kiedyś zabójca księdza Popiełuszki pomógł jemu. Teraz on pomaga Januszowi Palikotowi.
Czy w polskim Kościele są duchowni, których szanuje? Roman Kotliński odpowiada, nieco się ociągając: – Niektórzy zakonnicy i misjonarze. Bo  praca na misji to prawdziwe poświęcenie. Cenię też ks. Bonieckiego. – A  spośród hierarchów?

– Raczej nie.

– Ale o abp. Życińskim mogliście chociaż po śmierci napisać coś pozytywnego…

– Był mądrym człowiekiem, tylko że hierarchą kościelnym. A Kościół to  taka organizacja, w której pewnie można być dobrym człowiekiem, ale jest to bardzo trudne – odpowiada Kotliński.

Oto naczelny antyklerykał III RP, wydawca tygodnika „Fakty i Mity" i człowiek, którym księża straszyliby dzieci, gdyby je oficjalnie mieli. Teraz już poseł Ruchu Palikota. Choć od wyborów minęły ponad dwa tygodnie, na łódzkich murach ciągle wiszą plakaty Kotlińskiego. Stoi na nich obok Palikota i  deklaruje: „Byłem księdzem. Teraz walczę o świeckie państwo".

– Po cóż ci tam pisać, że byłeś księdzem? – pytali w kampanii koledzy redakcyjni.

– Bo z tego jestem znany – odpowiadał.

„Byłem księdzem" – stustronicowa książeczka podpisana przez Romana Jonasza –  była hitem wydawniczym lat 90. Choć z początku nic tego nie zapowiadało. Bo Jonasz – czyli Kotliński – popełnił swoje dziełko świeżo po  zrzuceniu sutanny, nie mając umowy z wydawcą. Chodził z nim tu i tam, podesłał nawet samemu Urbanowi, ale naczelny „Nie" nie docenił wagi utworu. Być może za bardzo skupił się na warstwie literackiej – co tu dużo mówić, kulawej.

Kotliński rozkręcał własny biznes i  zarobione pieniądze wpakował w druk. Bez żadnej redakcji, bez śladów korekty. Pchnął do warszawskich księgarń. Wtedy książka wpadła w ręce komuś w redakcji „Super Expressu". Bulwarówka zrobiła wywiad z autorem i  zaczęło się na dobre. „Byłem księdzem" szło jak woda, Kotliński nie  nadążał z dodrukami.

Był rok 1997. Wkrótce wydał drugą część, zaraz potem trzecią. Wszystkiego razem sprzedał milion egzemplarzy. I  spostrzegł, że na antyklerykalizmie można zarobić duże pieniądze. O czym opowiada ta swoista trylogia? O Kościele jako siedlisku rozpusty, dewiacji i hipokryzji. Umoczeni są tam niemal wszyscy, na kilka ciepłych słów zasługują nieliczni, a jedynym sprawiedliwym jest autor. Tłumaczył we wstępie do II części: „Trzy lata byłem w Kościele – jak biblijny Jonasz we wnętrznościach ryby. Wyszedłem – aby nawracać na ścieszki Pana" [pisownia oryginalna – red.].

Więcej o Romanie Kotlińskim przeczytacie w najnowszym numerze tygodnika "Wprost"