Urugwajski Robin Hood

Urugwajski Robin Hood

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jose Mujica (fot.Ricardo Ceppi/Corbis)
Zapuszczone ściany, pies bez nogi i cytrynowe drzewka. Na kontynencie Franciszka, papieża ubogich, mieszka Jose Mujica – najbiedniejszy prezydent świata.

Tylko radiowóz i ciasna budka strażników świadczą o tym, że mieszka tu ktoś ważny. Pałac prezydencki to otynkowany domek przy polnej drodze. Wewnątrz niewielka kuchnia wyłożona starymi kaflami i skromny pokój gościnny z kominkiem. Na ścianach malowane talerzyki. Na podwórku suszy się pranie i biega Manuela, pies bez nogi. W garażu traktor i błękitny volkswagen garbus rocznik 1987 – najdroższy obiekt na farmie. Tak żyje prezydent Urugwaju José Mujica.

Mały Urugwaj sąsiaduje z Argentyną, ojczyzną papieża Franciszka, który wychodząc po konklawe na balkon, wzgardził aksamitną pelerynką. – Niech ksiądz sam to włoży. Skończył się karnawał – powiedział ceremoniarzowi. W Ameryce Łacińskiej nie trzeba być kościelnym dostojnikiem, żeby dostrzegać zalety skromnego życia. Nie trzeba nawet wierzyć w Boga. Można być lewackim terrorystą i partyzantem. Tak jak José Mujica. Rodacy pieszczotliwie nazywają go „Pepe”. Gdy w 2009 r. wygrał wybory, miał się przeprowadzić do luksusowej posiadłości w centrum stolicy, ale odmówił. Wybrał chatę na przedmieściach Montevideo, gdzie od lat mieszka z żoną. Co miesiąc 90 proc. prezydenckiej pensji – 12 tys. dolarów – przeznacza na cele charytatywne. W kieszeni zostaje mu urugwajska średnia krajowa – niecałe 800 dolarów. 77-letni wegetarianin Mujica nie ma konta w banku i za nic w świecie nie włoży krawata. Walczy z biedą, a poza tym legalizuje aborcję i marihuanę. Na szczytach gospodarczych pyta: – Czy jesteśmy w stanie utrzymać planetę, na której 8 mld ludzi konsumuje tyle, ile dziś najbogatsze społeczeństwa? I sam sobie odpowiada: – Nie ma szans.

Jedna z holenderskich organizacji pozarządowych zgłosi jego kandydaturę do pokojowego Nobla. W latach 60. Mujica biegał z karabinem. Razem z bojówkarzami z Tupamaros rabował banki i magazyny – po to, żeby wzorem Robin Hooda pieniądze i żywność rozdawać biednym. Później zaczęły się porwania i zabójstwa. José Mujica strzelał do ludzi i do niego strzelano. Sześć razy był ranny. W więzieniach przesiedział 14 lat.

Gdy w 1985 r. w Urugwaju nastała demokracja, spadkobiercy Tupamaros z hasłami wspomożenia ubogich weszli do polityki. Mujica zamienił karabin na motykę, którą do dziś uprawia przydomowy ogródek. Ze starych czasów pozostała mu niechęć do luksusu. Powtarza, że walczy o nową kulturę, która odrzuci konsumpcjonizm i pozwoli ludziom żyć szczęśliwie. Jak nowy papież. Z tą różnicą, że Pepe nie wierzy w Boga, ale w to, co zostało z ideałów rewolucji Castro. – W Ameryce Południowej rewolucja większości ludzi kojarzy się pozytywnie – mówi Andrzej Lechowicz, podróżnik i kulturoznawca, od kilku lat mieszkający w Meksyku.

Według danych Banku Światowego dziesięć lat temu tylko 15 proc. mieszkańców Ameryki Łacińskiej należało do klasy średniej, zarabiającej 10-50 dolarów dziennie. Ogromna większość to była biedota pracująca za grosze dla bajecznie bogatych elit. W ciągu dekady klasa średnia podwoiła się, m.in. dzięki rządom liderów, którzy mówili o sobie jako o kontynuatorach dzieła Che i Castro. – Che Guevara i inni rewolucjoniści to bohaterowie aspirującej klasy średniej: lekarzy, prawników – dodaje Lechowicz. – Tu rewolucjonista to ktoś, kto nie zgadza na decydowanie za niego i bierze sprawy we własne ręce.

Nic dziwnego, że biografie wielu latynoskich polityków też są rewolucyjne. Oprócz Pepe działaczką partyzantki była np. Dilma Rousseff, obecna prezydent Brazylli. Ale tylko Mujica radykalnie zrezygnował z dobrobytu. Choć niektórzy zarzucają mu, że nie wypełnia funkcji reprezentacyjnej urzędu, on sam się nie przejmuje.

– Nazywają mnie najbiedniejszym prezydentem, ale ja nie czuję się biedny – tłumaczył Pepe reporterom BBC. – Jeśli nie posiadasz wiele, nie musisz pracować całe życie jak niewolnik, żeby to wszystko utrzymać. Masz więcej czasu dla siebie – dodaje. Potem nalewa sobie szklaneczkę whisky i idzie do szopy naprawiać ciągnik.

Artykuł okazał się w jednym z ostatnich numerów (13/2013) "Wprost", który jest dostępny w formie e-wydania .

 "Wprost" jest również dostępny na Facebooku .