Staniszewski: Pycha zawsze musi być ukarana

Staniszewski: Pycha zawsze musi być ukarana

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mariusz Staniszewski, zastępca redaktora naczelnego tygodnika “Wprost“ (fot.Arek Markowicz/Wprost) 
Platforma Obywatelska dostała cios, po którym się szybko nie podniesienie. Najważniejsze wcale nie jest to, że przegrała wybory – to przecież w demokracji normalne. Obywatele pokazali rządzącym od ośmiu lat politykom, że mają dość ich pychy, zarozumiałości i poczucia wyższości. Polacy odrzucili nie tylko fatalny styl uprawiania polityki, ale skutki tych rządów.
Obóz władzy, czyli Platforma, związane z nią media i zawsze wierni pseudonaukowcy, przez ostatnie tygodnie starał się wtłoczyć wyborcom do głowy, że to nie są zwykłe wybory. Że 25 października rozstrzyga się los polskiej demokracji, naszej wolności i przynależności do kultury Zachodu. Każdego dnia wiele razy Polacy słyszeli, że ich polityczne preferencje to szaleństwo, że są jak dzieci same sobie robiące na złość oraz że trzeba tworzyć kordon sanitarny wokół partii, którą największa liczba wyborców chce widzieć u władzy. Ta nachalna propaganda musiała się przynieść skutek odwrotny. Polacy wybrali demokrację, a nie dyktaturę. 

Starając się odebrać PiS-owi prawo do przejęcia rządów PO i jej apologeci w rzeczywistości zaprzeczali podstawowej zasadzie liberalnej demokracji, czyli możliwości opozycji do uzyskania władzy. PO wyobrażała sobie siebie samą jako formację, która niczym meksykańska Partia Rewolucyjno – Instytucjonalna, będzie kontrolować całe życie społeczno-polityczno-kulturalne i eliminować z niego osoby o innej wizji świata. Albo jak dawna włoska chadecja będzie uczestniczyć w kolejnych rządach przez niemal 50 lat, a przez to stale powiększać swoje wpływy i zagarniać dla swoich ludzi coraz to nowe dziedziny życia. To przekonanie o własnej wyjątkowości, jakie do dziś biło od wielu polityków PO, stało się na tyle odpychające, że uniemożliwiało jakąkolwiek formę dyskusji.

Nie chcieli przyjąć do wiadomości, że ostra krytyka w Interencie to nie tylko hejt, ale przede wszystkim sprzeciw wobec monopolizacji poglądów w najważniejszych mediach. Demonstracje przeciwników PO na wiecach wyborczych to nie akcja kilku krzykaczy, ale domaganie się odpowiedzialności za rządzenie i próba zmuszenia władzy do prawdziwego dialogu ze społeczeństwem. PO i jej admiratorzy nie chcieli zauważyć, bo już dawno uwierzyli, że polityka to nie rozwiązywanie problemów, ale inżyniera finansowa, to nie sztuka podejmowania decyzji, ale zestaw PR-owskich sztuczek ośmieszających przeciwnika, a negocjacje to nie droga do wypracowania kompromisu, ale metoda oszukania partnera. Taka metoda rządzenia zdemoralizowała nie tylko elitę PO, co wszyscy słyszeliśmy na taśmach, ale także pokopała i tak niskie zaufanie obywateli do państwa i jego instytucji.

Te wyniki wyborów nie są więc tylko odsunięciem od władzy skompromitowanej ekipy. To także jasny sygnał, że trzeba instytucjom państwa – prezydentowi, rządowi, ministrom – przywrócić godność. Jej nie buduje się poprzez błyszczenie bon motami, przecinanie wstęg i wykpiwanie politycznych rywali. Ona wynika z ciężkiej pracy i umiejętności do samoograniczenia się przy korzystaniu z przywilejów, jakie daje władza.

Dlatego politycy PiS, którzy dziś otrzymali tak poważny kredyt zaufania powinni dziś uważnie spojrzeć w twarze przegranych. I to wcale nie z poczuciem wyższości. Na ich błędach można się przecież wiele nauczyć. Byłoby nieuczciwością powiedzenie, że przez ostatnich 8 lat nie stało się w Polsce wiele dobrego. Wiele ogromnych projektów – jak choćby gazoport czy autostrady – wykonywaliśmy pierwszy raz w historii. To prawda, że źle się do tych przedsięwzięć przygotowaliśmy, jednak dziś zyskaliśmy już ogromne doświadczenie. W przegranych twarzach polityków PO można dziś zobaczyć uczucie niedosytu. Nie rozumieją jak to się stało, że nagle stali się nielubianym symbolem nieudolności i obciachu. Nie wiedzą, że zniszczyła ich arogancja.

Do wielu z nich jeszcze nie dociera, że wali się właśnie cały świat, który przez ostatnie lata tworzyli. Obywatele odrzucili ich system pojęciowy, system wartości, ich media i ich samych wreszcie. Teraz będą tracić nie tylko stanowiska i wpływy, ale przede wszystkim będą musieli przyzwyczaić się do roli przegranych. To zdrowe, bo uczy pokory, ale bardzo bolesne.