Źródła medyczne w Kabulu podały, że w mieście zginęły co najmniej dwie osoby, a pięć zostało rannych.
- Dzisiejsze ataki to początek wiosennej ofensywy, planowaliśmy je od miesięcy - powiedział rzecznik talibów Zabihullah Mudżahid w rozmowie telefonicznej z agencją Reutera. W innym oświadczeniu rzecznika talibów podano, że rebelianci zaatakowali też silnie strzeżony kompleks pałacowy prezydenta Hamida Karzaja.
Jak podał rzecznik afgańskiego MSW Sedik Sedikki, w atakach brali udział rebelianci z siatki Hakkaniego, mającej siedzibę w Pakistanie. Organizację tę uznaje się za największe zagrożenie dla wojsk NATO i afgańskich sił bezpieczeństwa.
W Kabulu talibowie przypuścili atak na parlament oraz dzielnicę dyplomatyczną, w tym na ambasady Niemiec, Wielkiej Brytanii i USA. O zmierzchu w mieście nadal słychać było eksplozje i ogień z broni maszynowej po niemal pięciu godzinach walk. Według Sedikkiego starcia trwają nadal w centrum stolicy, w tym w rejonie Szer Pur i supermarketów, w których cudzoziemcy najczęściej robią zakupy.
Kabulem wstrząsnęło w niedzielę co najmniej 10 eksplozji. Napastnicy ostrzelali afgański parlament, a wielu z nich wdarło się do budynku i parlamentarzyści - jak podało kilku z nich - stawili im opór. Jak informują afgańskie media, bojownicy wkroczyli również do hotelu Kabul Star niedaleko pałacu prezydenckiego i irańskiej ambasady. Talibowie przypuścili również ataki na placówki sił rządowych i NATO w stolicach prowincji Nangarhar, Logar i Paktia.
is, PAP