"Matrix" to nie film, lecz popkulturowy, multimedialny holding
W cztery i pół roku bracia Wachowscy przebyli drogę, która geniuszom kultury masowej zajmuje dekady, a wszystkim pozostałym nigdy nie jest dane po niej stąpać. Bracia Wachowscy to kolejni po Disneyu i Lucasie twórcy popkulturowego imperium. Tyle że swoje stworzyli szybciej i sprawniej. Stworzyli dzieło wielkie i kultowe, a potem z premedytacją rozmienili je na drobne - w warstwie filozoficznej i intelektualnej. Dzięki temu mogli zbudować popkulturowy, multimedialny holding "Matrix".
Wachowscy jak Lucas
Realizując "Matrix", bracia Wachowscy nakręcili dzieło będące kongenialną i przemyślaną konstrukcją, składającą się z mnóstwa idei filozoficznych, nawiązań i porozumiewawczych mrugnięć do wielbicieli wszelkich form kultury. Są tu sekwencje ciosów zaczerpnięte wprost ze znanych gier konsolowych, estetyka japońskich kreskówek, odwołania do najróżniejszych opowieści: od Biblii przez bajkę o Śpiącej Królewnie po najnowsze powieści science fiction. Wachowscy to typowe dzieci współczesnej amerykańskiej kultury: widzieli tyle filmów, przeczytali tyle komiksów i powieści science fiction, zagrali tyle gier komputerowych, że mogą swobodnie żonglować motywami i cytatami. W tym są bardzo podobni do Quentina Tarantino.
Wszystko już było, my to świetnie znamy, ale składamy to w nową porywającą opowieść - zdają się mówić widzom Wachowscy w każdej scenie "Matrixa". To jednak nie wystarczyłoby, by ten film nabrał kultowego charakteru. Trafił po prostu idealnie w swój czas: jego podstawowa myśl - "ten świat jest tylko złudzeniem" - okazała się zawołaniem pokolenia dorastającego na przełomie wieków.
Z wypowiedzi producenta Rona Silvera można wywnioskować (sami Wachowscy są wyjątkowo powściągliwi w publicznych wystąpieniach), że bracia nie mieli pomysłów, jak można by pociągnąć dalej fabułę filmu, ale od razu ogłosili, że od początku myśleli o trylogii, więc dzięki sukcesowi "Matrixa" mogą rozpocząć pracę nad kolejnymi częściami. Wzięli przykład ze starszego kolegi - tak samo ponad dwie dekady wcześniej zareagował George Lucas na sukces "Gwiezdnych wojen" (dziś: "Gwiezdnych wojen epizodu czwartego: Nowa nadzieja"). Jak się potem okazało, był to dopiero początek wzorowania się na Lucasie i jego metodzie tworzenia popkulturowego imperium.
Widzowie w Matriksie
Bracia Wachowscy od lat śledzili sukcesy i porażki wielkich hollywoodzkich produkcji, więc raczej byli świadomi, że trudno im będzie powtórzyć sukces pierwszego "Matrixa". Trzymanie fabuły do ostatniej chwili w tajemnicy czy unikanie jakichkolwiek kontaktów z mediami to w takiej sytuacji zachowania oczywiste. Wachowscy i Silver musieli tylko wymyślić, jak (nie mając wiele nowego i ciekawego do powiedzenia) namówić widzów, żeby poszli do kina dwukrotnie. Zdecydowali się więc nie tworzyć dla drugiego filmu wyrazistego zakończenia ("Matrix: Reaktywacja" urywa się w dramatycznym momencie, jak amerykański serial przed przerwą na reklamy) i wpuścić filmy do kin w niewielkim odstępie czasu. Chodziło o to, by widz nie zdążył ochłonąć po rozczarowującej drugiej części i równocześnie wciąż zadawał sobie pytanie: jak to się ostatecznie skończy? Początkowo była mowa o tygodniowym odstępie między premierami, ale po zastanowieniu zdecydowano się na pół roku.
"Matrix" szybko stał się fenomenem nie tylko kinowym, ale ogólnokulturowym. Zaczęły powstawać filmy, komiksy, gry inspirowane światem wykreowanym przez przez Wachowskich. "Matrix" parodiowano, naśladowano, wzorowano się na jego fabule, efektach specjalnych, strojach, gadżetach. Skoro inni zarabiali na ich pomyśle, Wachowscy byliby nieudacznikami, gdyby najwięcej nie chcieli zarobić sami.
Półroczna przerwa między premierami kinowymi to dokładnie tyle, ile potrzeba na wydanie i sprzedanie DVD. W ostatnich latach rynek sprzedaży DVD urósł do tak monstrualnych rozmiarów, że największe hity przynoszą tu równie dużo pieniędzy jak w kinach. A "Matrix: Reaktywacja" wydana na DVD na kilka tygodni przed premierą kinową "Rewolucji" dodatkowo pomogła w promocji ostatniej części.
Niedawno okazało się też, że w kinach IMAX, które z założenia miały służyć do wyświetlania filmów trójwymiarowych, widzowie coraz chętniej oglądają filmy tradycyjne. W salach tych kin ekrany są znacznie większe (wysokości ośmiopiętrowego budynku) i jakość projekcji jest znacznie lepsza niż w tradycyjnych kinach - używa się tu innych projektorów i specjalnie przygotowanych kopii filmu. W kinie IMAX drugą młodość przeżywały m.in. "Król Lew" czy "Atak klonów". Nic więc dziwnego, że Wachowscy zdecydowali się i tu pójść w ślady Disneya i Lucasa i wprowadzili "Rewolucję" na największe kinowe ekrany. Tyle że jako pierwsi zdecydowali się nie czekać, więc "Matrix: Rewolucje" to pierwszy film fabularny, który w USA wszedł tego samego dnia zarówno do kin IMAX, jak i do tradycyjnych.
Jeszcze przez wiele lat będzie można sprzedawać widzom kolejne tony fabułek i gadżetów. To, co Lucasowi przy "Gwiezdnych wojnach" wyszło trochę niechcący, Wachowscy od początku mieli przemyślane i po prostu realizowali plan marketingowy. Widzowie znaleźli się więc w Matriksie Wachowskich.
Genialni szarlatani
George'owi Lucasowi zajęło prawie dekadę, nim zrozumiał, że zamiast sprzedawać na prawo i lewo licencje, dzięki którym powstają dziesiątki komiksów, powieści, figurek, gier komputerowych, lepiej trzymać wszystko w garści i kontrolować rozszerzanie się świata, który się stworzyło.
Wachowscy od początku panują nad rozwojem wykreowanego przez siebie świata i dbają o jego spójność. Kiedy powstaje komiks czy zbiór animowanych filmów rozgrywających się w świecie "Matrixa", bracia muszą zaakceptować każdą fabułkę, a nawet sami piszą część z nich. Kiedy pojawiła pierwsza gra komputerowa na motywach filmu - "Enter the Matrix" - jej scenariusz stworzyli sami Wachowscy. I zrobili to w taki sposób, że gra dosłownie splata się z fabułą filmową. By zrozumieć losy niektórych postaci z filmów, trzeba kupić grę. I to jest właściwy klucz do odczytania nowych "matrixów". Ich fabuła, przesłanie, imiona postaci, sens są nieistotne. Większość wątków poprowadzono i rozwiązano w taki sposób, by przez lata można je było uzupełniać o kolejne gry komputerowe, komiksy, filmiki animowane czy powieści.
Ocenianie dzieła pod tytułem "Matrix: Rewolucje" w kategoriach filmu jest nieporozumieniem. To po prostu świetnie przygotowana pop-kulturowa pulpa, która będzie przez lata mutować i obrastać nowymi tworami. Wachowscy to genialni szarlatani kina, którym raz udała się świetna kompilacja, a potem szybko się nauczyli, jak wykorzystywać ten sam patent. W marketingu nazywa się to wypełnianiem marki. "Matrix" to rzeczywiście rewolucja - w świecie popkultury.
Wachowscy jak Lucas
Realizując "Matrix", bracia Wachowscy nakręcili dzieło będące kongenialną i przemyślaną konstrukcją, składającą się z mnóstwa idei filozoficznych, nawiązań i porozumiewawczych mrugnięć do wielbicieli wszelkich form kultury. Są tu sekwencje ciosów zaczerpnięte wprost ze znanych gier konsolowych, estetyka japońskich kreskówek, odwołania do najróżniejszych opowieści: od Biblii przez bajkę o Śpiącej Królewnie po najnowsze powieści science fiction. Wachowscy to typowe dzieci współczesnej amerykańskiej kultury: widzieli tyle filmów, przeczytali tyle komiksów i powieści science fiction, zagrali tyle gier komputerowych, że mogą swobodnie żonglować motywami i cytatami. W tym są bardzo podobni do Quentina Tarantino.
Wszystko już było, my to świetnie znamy, ale składamy to w nową porywającą opowieść - zdają się mówić widzom Wachowscy w każdej scenie "Matrixa". To jednak nie wystarczyłoby, by ten film nabrał kultowego charakteru. Trafił po prostu idealnie w swój czas: jego podstawowa myśl - "ten świat jest tylko złudzeniem" - okazała się zawołaniem pokolenia dorastającego na przełomie wieków.
Z wypowiedzi producenta Rona Silvera można wywnioskować (sami Wachowscy są wyjątkowo powściągliwi w publicznych wystąpieniach), że bracia nie mieli pomysłów, jak można by pociągnąć dalej fabułę filmu, ale od razu ogłosili, że od początku myśleli o trylogii, więc dzięki sukcesowi "Matrixa" mogą rozpocząć pracę nad kolejnymi częściami. Wzięli przykład ze starszego kolegi - tak samo ponad dwie dekady wcześniej zareagował George Lucas na sukces "Gwiezdnych wojen" (dziś: "Gwiezdnych wojen epizodu czwartego: Nowa nadzieja"). Jak się potem okazało, był to dopiero początek wzorowania się na Lucasie i jego metodzie tworzenia popkulturowego imperium.
Widzowie w Matriksie
Bracia Wachowscy od lat śledzili sukcesy i porażki wielkich hollywoodzkich produkcji, więc raczej byli świadomi, że trudno im będzie powtórzyć sukces pierwszego "Matrixa". Trzymanie fabuły do ostatniej chwili w tajemnicy czy unikanie jakichkolwiek kontaktów z mediami to w takiej sytuacji zachowania oczywiste. Wachowscy i Silver musieli tylko wymyślić, jak (nie mając wiele nowego i ciekawego do powiedzenia) namówić widzów, żeby poszli do kina dwukrotnie. Zdecydowali się więc nie tworzyć dla drugiego filmu wyrazistego zakończenia ("Matrix: Reaktywacja" urywa się w dramatycznym momencie, jak amerykański serial przed przerwą na reklamy) i wpuścić filmy do kin w niewielkim odstępie czasu. Chodziło o to, by widz nie zdążył ochłonąć po rozczarowującej drugiej części i równocześnie wciąż zadawał sobie pytanie: jak to się ostatecznie skończy? Początkowo była mowa o tygodniowym odstępie między premierami, ale po zastanowieniu zdecydowano się na pół roku.
"Matrix" szybko stał się fenomenem nie tylko kinowym, ale ogólnokulturowym. Zaczęły powstawać filmy, komiksy, gry inspirowane światem wykreowanym przez przez Wachowskich. "Matrix" parodiowano, naśladowano, wzorowano się na jego fabule, efektach specjalnych, strojach, gadżetach. Skoro inni zarabiali na ich pomyśle, Wachowscy byliby nieudacznikami, gdyby najwięcej nie chcieli zarobić sami.
Półroczna przerwa między premierami kinowymi to dokładnie tyle, ile potrzeba na wydanie i sprzedanie DVD. W ostatnich latach rynek sprzedaży DVD urósł do tak monstrualnych rozmiarów, że największe hity przynoszą tu równie dużo pieniędzy jak w kinach. A "Matrix: Reaktywacja" wydana na DVD na kilka tygodni przed premierą kinową "Rewolucji" dodatkowo pomogła w promocji ostatniej części.
Niedawno okazało się też, że w kinach IMAX, które z założenia miały służyć do wyświetlania filmów trójwymiarowych, widzowie coraz chętniej oglądają filmy tradycyjne. W salach tych kin ekrany są znacznie większe (wysokości ośmiopiętrowego budynku) i jakość projekcji jest znacznie lepsza niż w tradycyjnych kinach - używa się tu innych projektorów i specjalnie przygotowanych kopii filmu. W kinie IMAX drugą młodość przeżywały m.in. "Król Lew" czy "Atak klonów". Nic więc dziwnego, że Wachowscy zdecydowali się i tu pójść w ślady Disneya i Lucasa i wprowadzili "Rewolucję" na największe kinowe ekrany. Tyle że jako pierwsi zdecydowali się nie czekać, więc "Matrix: Rewolucje" to pierwszy film fabularny, który w USA wszedł tego samego dnia zarówno do kin IMAX, jak i do tradycyjnych.
Jeszcze przez wiele lat będzie można sprzedawać widzom kolejne tony fabułek i gadżetów. To, co Lucasowi przy "Gwiezdnych wojnach" wyszło trochę niechcący, Wachowscy od początku mieli przemyślane i po prostu realizowali plan marketingowy. Widzowie znaleźli się więc w Matriksie Wachowskich.
Genialni szarlatani
George'owi Lucasowi zajęło prawie dekadę, nim zrozumiał, że zamiast sprzedawać na prawo i lewo licencje, dzięki którym powstają dziesiątki komiksów, powieści, figurek, gier komputerowych, lepiej trzymać wszystko w garści i kontrolować rozszerzanie się świata, który się stworzyło.
Wachowscy od początku panują nad rozwojem wykreowanego przez siebie świata i dbają o jego spójność. Kiedy powstaje komiks czy zbiór animowanych filmów rozgrywających się w świecie "Matrixa", bracia muszą zaakceptować każdą fabułkę, a nawet sami piszą część z nich. Kiedy pojawiła pierwsza gra komputerowa na motywach filmu - "Enter the Matrix" - jej scenariusz stworzyli sami Wachowscy. I zrobili to w taki sposób, że gra dosłownie splata się z fabułą filmową. By zrozumieć losy niektórych postaci z filmów, trzeba kupić grę. I to jest właściwy klucz do odczytania nowych "matrixów". Ich fabuła, przesłanie, imiona postaci, sens są nieistotne. Większość wątków poprowadzono i rozwiązano w taki sposób, by przez lata można je było uzupełniać o kolejne gry komputerowe, komiksy, filmiki animowane czy powieści.
Ocenianie dzieła pod tytułem "Matrix: Rewolucje" w kategoriach filmu jest nieporozumieniem. To po prostu świetnie przygotowana pop-kulturowa pulpa, która będzie przez lata mutować i obrastać nowymi tworami. Wachowscy to genialni szarlatani kina, którym raz udała się świetna kompilacja, a potem szybko się nauczyli, jak wykorzystywać ten sam patent. W marketingu nazywa się to wypełnianiem marki. "Matrix" to rzeczywiście rewolucja - w świecie popkultury.
TECZKA WACHOWSKICH |
---|
rocznik: 1965 - Larry, 1967 - Andy miejsce urodzenia: Chicago wyksztaŁcenie: bez matury zawód wyuczony: cieśle (wspólnie prowadzili warsztat stolarski) pochodzenie: polskie (po dziadkach) stan cywilny: żonaci; Larry - Thea (ślub 1988 r.), obecnie w separacji, związany z Karin Winslow; Andy - Alisa (ślub 1991 r.) ulubiona potrawa: hamburger ulubiona lektura: komiksy, książki Tolkiena ulubiony strój: czapeczki baseballowe, T-shirty kontakty z mediami: dwuminutowa konferencja prasowa w 1999 r. osiĄgniĘcia przed "Matrixem": scenariusz filmu "Zabójcy" (1995 r.), scenariusz i reżyseria filmu "Bound" (1996 r.) honorarium za "Matrixa" (2 i 3): po 4 mln USD plus udział w zyskach nie zrealizowane scenariusze: "Carnivore", "Plastic Man", "Primavista" |
Więcej możesz przeczytać w 46/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.