Wybory w Rzeszowie to zła wiadomość dla polskich miast i miasteczek

Wybory w Rzeszowie to zła wiadomość dla polskich miast i miasteczek

Rzeszów. Konrad Fijołek z żoną
Rzeszów. Konrad Fijołek z żoną Źródło:Newspix.pl / Maciej Goclon / Fotonews
Opozycja wieszczy przełamanie na miarę Stalingradu. Władza powtarza, że jak na duże miasto nie było tak źle. Jedni i drudzy wybory w Rzeszowie traktują jak manewry przed wyborami parlamentarnymi za dwa i pół roku. A gdzie w tym wszystkim sam Rzeszów i jego potrzeby? Wygląda na to, że polityka ogólnopolska – ta z ekranów telewizorów, ta gdzie są duże pieniądze i władza – zjada tę lokalną do reszty.

Nie tak dawno, w samym środku pandemii, doszło do kolejnego starcia o Górski Karabach między Armenią i Azerbejdżanem. Wielu analityków postrzegało ten konflikt jako „proxy war” – wojnę zastępczą między Turcją, czyli NATO, a Rosją, gdzie „natowskie” drony wygrały z rosyjskimi systemami przeciwrakietowymi.

Wygląda na to, że nasza polityka ogólnopolska, konflikt między władzą a opozycją, też ma takie „proxy wars”. To wszelkie możliwe wybory odbywające się gdziekolwiek. Rzeszów jest tu dobrym przykładem.

Charakterystyczne były komentarze. Nadmierny triumfalizm krajowej opozycji i buńczuczne zapowiedzi nowego prezydenta Rzeszowa, że od tego miasta zaczyna się marsz po władzę w Polsce. Oraz skomplikowane samopocieszanie się zwolenników PiS, że ich partia poprawiła wyniki na tle tego, co było kiedyś.

Ale co z samym Rzeszowem?

Źródło: Wprost