„Potęga dwójki i dwukropka”. Jak HBO i Disney zarabiają na odgrzewanych kotletach

„Potęga dwójki i dwukropka”. Jak HBO i Disney zarabiają na odgrzewanych kotletach

HBO, zdjęcie ilustracyjne
HBO, zdjęcie ilustracyjne Źródło:Shutterstock / Casimiro PT
Spośród wszystkich emocji, których dostarczają nam kino i seriale, na pierwszy plan wysuwa się nuda. Producenci rywalizują głównie w kategorii najlepiej uruchomionej nowej franczyzy, która zmieni się w kurę, przez dekady znoszącą złote jaja. Za tym, że to wygrywająca strategia w branży kultury stoi splot przemian ekonomicznych, technologicznych, ale przede wszystkim społecznych kilku ostatnich dekad.

W połowie kwietnia HBO, konkurujące z Disneyem o drugie miejsce w polskim świecie serwisów VOD, zapowiedziało rebranding. Trzecia z kolei wersja aplikacji nazywać się będzie już nie HBO Max, ale po prostu Max, a jej oferta rozszerzyć się ma o treści z Discovery. Choć w Polsce poczekamy na nią jeszcze około roku, zazdroszcząc jednocześnie Amerykanom, którzy Max zobaczą już za miesiąc, warto spojrzeć, co w związku z tym ma się pojawić na platformie.

A premierę Maxa uświetniać będą, jak zapowiedział przy okazji koncern Warner Bros Discovery, głośne produkcje. Colin Farrell zagra Człowieka-Pingwina w serialu będącym odpryskiem ostatniego filmu o Batmanie. Będzie też reality show oparty na popularności Barbie, o której film z Margot Robbie i Ryanem Goslingiem zapowiada się smakowicie. Będą animowane Gremliny, czwarty sezon, „True Detective” ze znaną z „Milczenia owiec” Jodie Foster. Rick and Morty doczekają się wersji anime, a „Gra o tron” – kolejnego prequelu, czyli filmu poprzedzającego akcję niezwykle popularnego kilka lat temu serialu. Czy o czymś zapomniałem? Ach, zapowiedziano też powrót „Big Bang Theory” (Teorii Wielkiego Podrywu) – serialu skasowanego po 12 (dwunastu!) sezonach w 2019 roku. I wisienka na torcie: serial na podstawie... Harry'ego Pottera (tak jakby siedem filmów, w tym jeden w dwóch częściach, nie były już dostatecznym serialem).

Czy coś na tej liście zwraca naszą uwagę? Oczywiście, tendencyjnie pominąłem kilka pozycji, w tym miniserial szpiegowski w reżyserii Park-Chan Wooka oraz thriller o polityczkach z Kate Winslet, produkowany przez showrunnerów „Sukcesji” i reżyserowany przez samego Stephena Frearsa. Jednak to, co rzuca się w oczy (choć przesadnie nie zaskakuje), to niebywała liczba tytułów, które są restartami, wznowieniami, sequelami lub remake'ami wcześniejszych filmów.

To już nawet nie kwestia adaptacji innych dzieł (jak powieści czy komiksy), ale recykling sprawdzonych kinowych rozwiązań. A przy tym działanie jak najbardziej zgodne z trendami – poszukiwaniem „more of the same”, więcej tego samego, człapanie wydeptanymi ścieżkami. I choć mówimy o kulturze (nawet jeśli popularnej), mechanizm, który stoi za takim podejściem do produkcji jest splotem czynników kolejności ekonomicznych i technologicznych, które już od lat kładą się cieniem na kulturę.

Zyskowny dwukropek

Zacznijmy od pieniędzy, bo przecież motyw finansowy jest tu najbardziej oczywisty, choć tylko pośrednio dotyka istoty problemu.

Cały artykuł dostępny jest w 18/2023 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.