„Powinien uważać na to, co je”. Polski generał o przyszłości Prigożyna

„Powinien uważać na to, co je”. Polski generał o przyszłości Prigożyna

Władimir Putin i Jewgienij Prigożyn
Władimir Putin i Jewgienij Prigożyn Źródło:Wikimedia Commons
Jewgienij Prigożyn zawarł z Aleksandrem Łukaszenką porozumienie. Bojownicy grupy Wagnera po nieudanym buncie przeniosą się na Białoruś. – Putin został przez Prigożyna upokorzony i będzie chciał go zabić. Na pewno powinien uważać na to, co teraz je – twierdzi w rozmowie z „Wprost” były dowódca jednostki GROM i były wiceszef BBN, gen. Roman Polko. I dodaje, że Aleksandr Łukaszenka może wykorzystać Prigożyna do brudnych interesów i przemytu ludzi.

Agnieszka Kaszuba, „Wprost”: Dlaczego doszło do buntu? Wydawało się, że Prigożyn i Władimir Putin mają wspólny cel.

Gen. Roman Polko: Do buntu i próby przewrotu doszło przede wszystkim dlatego, że prywatna armia kontraktowa konkurowała na polu walki w Ukrainie z regularną armią. To na pewno wielu generałom czy dowódcom się nie podobało, a na pewno już rosyjskiemu ministrowi obrony.

Dochodziło do takiej niezdrowej rywalizacji, że prywatni żołnierze popisywali się, że są lepsi od regularnych wojsk. Trzeba było wybrać jednego głównodowodzącego w tej wojnie, bo nie mogło być dwóch dowódców i w tej sytuacji wyraźnie Putin postawił na Szojgu.

Dlatego grupa Wagnera miała być podporządkowana pod struktury ministerstwa obrony. Mówię grupa, ale to tak naprawdę prywatna banda złożona z kryminalistów. I otóż ta grupa nigdy nie byłaby w stanie się nikomu podporządkować, bo zajmowała się bandyckimi działaniami, czy to w Afryce czy na Bliskim Wschodzie. Łatwo zarabiała. Dlatego dla nich to nie byłoby takie proste podporządkowanie się i wejście w jakieś regularne struktury. To było coś nie do przyjęcia i tak naprawdę nie do realizacji, bo tego typu ludzie, których werbował twórca tej grupy, w takie struktury po prostu nie wchodzą. Dlatego pojawił się ten wyraz buntu.

A może to była przemyślana strategia Prigożyna?