Sąd uniewinnił Tomasza Nałęcza

Sąd uniewinnił Tomasza Nałęcza

Dodano:   /  Zmieniono: 
 
Sąd uniewinnił Tomasza Nałęcza, b. szefa sejmowej komisji śledczej ds. afery Rywina. B. prezes TVP Robert Kwiatkowski domagał się skazania Nałęcza za pomówienie go w związku z aferą; teraz zapowiada apelację.

W środę Sąd Rejonowy dla miasta st. Warszawy uznał, że Nałęcz nie działał bezprawnie, bo miał prawo wypowiadać się o sprawie badanej przez komisję śledczą. Kwiatkowskiego obciążono kosztami procesu. Żądał on wobec Nałęcza "stosownej kary" oraz 5 tys. zł nawiązki na PCK.

Kwiatkowski mówi, że po takim wyroku każdy członek komisji śledczej może powiedzieć każdą bzdurę i nie będzie za to karany. Nieobecny na ogłoszeniu wyroku Nałęcz, który wnosił o uniewinnienie, mówił wcześniej, że proces to "szykana za jego pracę w komisji śledczej".

Za pomówienie w mediach w celu poniżenia w opinii publicznej lub narażenia na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska artykuł 212 kodeksu karnego przewiduje grzywnę, karę ograniczenia wolności lub do 2 lat więzienia.

Na ten właśnie artykuł b. prezes TVP powoływał się w swym prywatnym akcie oskarżenia. Zarzucał Nałęczowi, że w wywiadzie prasowym w 2003 r. mówił m.in., że Kwiatkowski brał udział w pracach legislacyjnych, którymi "w ogóle nie powinien się zajmować", działał za kulisami afery Rywina "w sferze szarości i nieformalności", "ingerował w kwestie politycznej własności mediów", przeprowadzał pozorne reorganizacje w TVP, "służące tuszowaniu afery Rywina" i szykanował ówczesną dziennikarkę "Wiadomości" Jolantę Pieńkowską. Nałęcz dodawał, że Kwiatkowski "posługiwał się czysto peerelowską metodą szykanowania ludzi"; że "uczestniczył w grupie związanej z aferą Rywina" i że zachowuje się jak "peerelowski prezes Radiokomitetu".

W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Alina Sobczak-Barańska podkreśliła, że prawo nie zabrania udzielania wywiadów członkom komisji śledczych co do spraw będących tematem ich prac. Nie było zatem zakazu wyrażania swych opinii - dodała sędzia, konkludując, że Nałęcz miał prawo dokonać "swoistego resume prac komisji" na podstawie zebranych dowodów. Podkreśliła, że wywiad Nałęcza nie miał "samoistnego wydźwięku" i mieścił się "w pewnej sekwencji zdarzeń".

Według sędzi, komisja śledcza działa niczym sąd, bo w trybie karnym zbiera dowody i ocenia je, wyciągając wnioski. "Czyli pociągnięcie oskarżonego do odpowiedzialności za to, że wyciągnął takie a nie inne wnioski, i dał temu wyraz w wywiadzie prasowym, byłoby podobnym do zachowania oskarżonego, który np. ma pretensje do sędziego, że skazał go za popełnienie jakiegoś przestępstwa" - mówiła sędzia.

Jej zdaniem, członkowie komisji śledczej są zatem chronieni prawnie tak samo, jak sędziowie. "Tzn. nie można ich karać za to, że dowody przeprowadzone w sprawie doprowadziły ich do takich, a nie innych wniosków" - dodała. Przyznała, że te wnioski mogą być błędne, ale nie zmienia to faktu, że mają do nich prawo.

Sędzia podkreśliła, że posła nie chroni immunitet, "jeśli narusza prawa osób trzecich". W tym jednak wypadku Nałęcz działał w granicach swych obowiązków służbowych jako szef komisji śledczej - i dlatego trzeba go było uniewinnić. Ponadto - według sądu - przedstawiał on nie fakty, ale oceny, które nie poddają się weryfikacji.

Sąd powołał się też na zasadę wolności słowa, zapisaną w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i orzecznictwo Trybunału w Strasburgu. Sędzia przypomniała, że Trybunał uznaje, iż osoby pełniące funkcje publiczne muszą akceptować ryzyko wystawiania się na drastyczne nawet oceny swych działań.

Zarazem sędzia przyznała, że "być może" polskie prawo nienależycie chroni interesy osób stających przed komisjami śledczymi. Podkreśliła jednak, że nie sąd jest adresatem tych postulatów, bo jest to kwestia "właściwej inicjatywy ustawodawczej, która może zabezpieczyć interesy tych osób".

Kwiatkowski powiedział po wyroku, że sąd uznał, iż Nałęcza chroni funkcja członka komisji. "Przekładając z polskiego na nasze (...), oznacza to, że można pleść dowolne bzdury pod warunkiem, że jest się w komisji śledczej i na to w zasadzie nie ma ochrony" - dodał b. prezes TVP. Ocenił, że taka sama sytuacja może spotkać osoby, które będą stawać przed obecnie powstałymi komisjami śledczymi.

Z wyroku zadowolony był obrońca Nałęcza mec. Rafał Maciejczyk, który zgadza się z uzasadnieniem sądu.

pap, ss