Urzędnicy przeciwni rekonstrukcjom

Urzędnicy przeciwni rekonstrukcjom

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przygotowania do obchodów rocznicy Powstania Warszawskiego zaczęły się od awantury. Ratusz nie zgadza się na inscenizację historyczną na Mokotowie. Woli koncerty i defilady. Poszło m.in. o... golenie głowy - pisze "Życie Warszawy".

Rekonstrukcja historyczna była od czterech lat stałym elementem obchodów. Plenerowe widowisko pokazywało za każdym razem kilka epizodów walk z 1944 r. w różnych dzielnicach. Ostatnią - na Czerniakowie - oglądało ponad 6 tys. widzów. W tym roku inscenizacja miała być na Mokotowie. Nie będzie.

Na 9 sierpnia planowano odtworzenie walk przy Pałacyku Szustra. Scenariusz "Mokotów'44" przygotowała grupa historyczna Zgrupowania "Radosław", która brała już udział we wcześniejszych pokazach. Jednak zaproponowane przez nią ujęcie tematu nie odpowiadało stołecznym urzędnikom z Biura Promocji. A przede wszystkim wicedyrektor biura Hannie Kalińskiej. Uznała, że "nie mieści się to w obecnej stylistyce promocji Warszawy".

Kalińska zażądała wykreślenia scen drastycznych. A za takie uznała na przykład sformułowania: "Niemcy wynoszą rannych" - relacjonuje komendant grupy "Radosław" Tomasz Karasiński. "Miało być na przykład golenie głowy kolaborantce. A nam nie chodzi o naturalistyczne podejście do historii, a bardziej symboliczno- alegoryczne ujęcie" - stwierdza Kalińska. Pytana, czy golenie głowy miałoby być autentyczne, czy zainscenizowane teatralnie - pani dyrektor nie umie odpowiedzieć.

Wicedyrektor Kalińska woli bezpieczne uroczystości, defilady, widowiska teatralne, koncerty. Zażądała więc też "uteatralnienia" scenariusza. Okazuje się, że każda ze stron sformułowanie rozumie jednak inaczej - akcentuje gazeta.

Powstańcy mówią, że to skandal. "My jesteśmy grupą rekonstrukcji historycznej, nie grupą teatralną. Nie robimy spektakli, gdzie wplatamy pieśni, nie recytujemy wierszy i sentencji. To nie ta formuła" - denerwują się członkowie.

"Ale nie chodzi o piosenki i wierszyki, ale o stylistykę. O odejście od dosłowności, uniknięcie pokazywania mordów i rozlewu krwi. Pewne rzeczy można wyświetlić np. na telebimach" - wylicza Kalińska. "Skoro miasto wykłada pieniądze na imprezę, to chce, by spełniała ona nasze oczekiwania. Ten projekt scenariusza nie zasługuje, żeby ładować w niego 180 tys. złotych" - dodaje.

Ubolewają nad tym inni urzędnicy, którzy w ostatnich latach uczestniczyli w przygotowaniach podobnych wydarzeń na Woli i w Śródmieściu. "ŻW" dotarło do wewnętrznej korespondencji między pracownikami. Jeden z nich pisze: "Żadna z osób obecnych na naradzie, podczas której zapadła ta decyzja, nigdy nie organizowała inscenizacji, nie koordynowała prac nad jej stworzeniem, nie była nawet widzem, co pozwoliłoby poznać atmosferę i reakcje publiczności".

"Nie muszę oglądać inscenizacji, żeby widzieć, co mam w scenariuszu" - odpowiada "Życiu Warszawy" dyrektor Kalińska.