"Bunkier" w centrum Berlina

"Bunkier" w centrum Berlina

Dodano:   /  Zmieniono: 
Z wielką pompą Amerykanie otworzą w piątek nową siedzibę swojej ambasady w Berlinie. Niewysoki budynek z piaskowca w tuż pod Bramą Brandenburską nie podoba się jednak Niemcom. Media porównują go z "bunkrem" albo "twierdzą".

Specjalnie na uroczystość, odbywająca się w dniu amerykańskiego Święta Niepodległości, do stolicy Niemiec przyjechał były prezydent USA George H. Bush. Wśród 4500 gości na Placu Paryskim będzie także kanclerz Angela Merkel.

Politycy podkreślają przede wszystkim symboliczne znaczenie przeprowadzki. Już w 1931 roku Amerykanie kupili działkę na Placu Paryskim wraz ze zniszczonym po pożarze dawnym Pałacem Bluechera, jednak przenosiny powstrzymał okres narodowego socjalizmu oraz II wojna światowa.

Po wojnie władze NRD ostatecznie rozebrały zniszczony budynek ambasady USA, a w jej miejscu przebiegał Mur Berliński. "Panie Gorbaczow, niech pan zburzy ten mur" - wołał w 1987 roku ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych Ronald Reagan, stojąc kilkadziesiąt metrów od miejsca, w którym dziś znajduje się nowa ambasada USA.

Pomimo tej symboliki wielu mieszkańców niemieckiej stolicy, w tym nawet żyjący w tym mieście Amerykanie, ze złością spogląda na czteropiętrowy, jasny budynek, z dwóch stron otoczony wysokim stalowym płotem.

"Embassy-bunker", "Ukryta twierdza", "Bezpieczeństwo wygrało z urodą" - piszą od kilku dni niemieckie media.

"Nie zachowano przyjemnych proporcji, ani rytmicznych akcentów. Okna są tak toporne, jak we wschodnioeuropejskich szkołach. A kraty wyglądają tak, jakby ktoś miał zamiar upiec na grillu gigantycznego hamburgera" - ironizuje w piątek dziennik "Sueddeutsche Zeitung"

"Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung" opisał zaś pozbawioną okien tylną część budynku, jako "pomieszczenia odnowy i... waterboardingu", nawiązując do stosowanej przez amerykańskie służby specjalne metody przesłuchać polegającej na podtapianiu więźnia.

O wyglądzie wybudowanej kosztem 130 milionów dolarów nowej ambasady USA przesądziły przepisy dotyczące bezpieczeństwa, zaostrzone szczególnie po zamachach na amerykańskie placówki dyplomatyczne w Kenii i Tanzanii w 1998 roku oraz po atakach z 11 września 2001 roku. Wykluczają one na przykład wbudowanie okien o dużej powierzchni.

Projekt architektów Buzza Yudella i Johna Ruble'a, wybrany w 1995 roku, był wielokrotnie zmieniany. Zastanawiano się nawet nad tym, czy nie wybudować ambasady na skraju miasta.

Potem toczono walkę z władzami Berlina o zamknięcie ulic i terenów wokół budynku; Amerykanie żądali nawet początkowo zablokowania całego Placu Paryskiego. Ostatecznie zdecydowano się na nieznaczne zwężenie odcinków dwóch ulic, postawienie stalowego ogrodzenia oraz pancerne szyby.

Kamień węgielny pod budowę ambasady wmurowano w 2004 roku, a w maju tego roku pracownicy placówki USA wprowadzili się do nowego budynku.

Niektórzy amerykańscy dyplomaci poczuli się dotknięci krytyką budowli i twierdzą, że wcale nie estetyka jest powodem nieprzychylnych komentarzy mediów.

"Za tą czasem pozbawioną umiaru krytyką w niektórych mediach kryje się w dużej mierze chęć dowalenia (obecnemu prezydentowi George'owi W.) Bushowi" - ocenia w rozmowie z tygodnikiem "Spiegel" były ambasador USA w Niemczech John Kornblum.

Jego zdaniem jeszcze nigdy USA nie miały tak złego wizerunku w Niemczech. "W związku z tym wszyscy są zawsze gotowi i mają wielką potrzebę napisania czegoś negatywnego o naszej ambasadzie" - ocenił dyplomata.

Być może zatem należało poczekać z otwarciem nowej placówki przynajmniej do listopadowych wyborów prezydenckich w USA. Jeśli wygrałby je popularny nad Szprewą Demokrata Barack Obama, prasa być może oszczędziłaby krytyki amerykańskim projektantom. 

ab, pap