Pożegnalna podróż na Wschód

Pożegnalna podróż na Wschód

Dodano:   /  Zmieniono: 
Lech Kaczyński nie był w Moskwie przez całą swoją kadencję, ani razu nie spotkał się z urzędującym prezydentem Rosji na rozmowie w cztery oczy. Kilka razy, w  2006 roku w Helsinkach i w ubiegłym roku na Westerplatte miał okazję wymienić z Władimirem Putinem, nie wprost, opinie, ale w obu przypadkach były to raczej impertynencje ze strony polskiego prezydenta. Z Dmitrijem Miedwiediewem nie doszło nawet do takich kontaktów, choć pełni on już swoją misję już ponad 2 lata.
O polskiej polityce wschodniej, realizowanej siłami Kancelarii Prezydenta, pisano już wielokrotnie. "Urobek" z czasów kadencji Lecha Kaczyńskiego jest żaden. Ta polityka, realizowana głównie w obszarze Gruzji i Ukrainy, była polityką antyrosyjską, konfrontacyjną. Obóz skupiony wokół prezydenta usiłował stworzyć w oparciu o Ukrainę i jej prezydenta, Wiktora Juszczenkę,  Gruzję z watażką Saakaszwilim, a także państwa bałtyckie coś w rodzaju bloku politycznego skierowanego przeciwko Rosji. Przez pewien czas ta opcja polityczna wspierana była przez neokonserwatywną administrację Busha, a dość otwarcie kontestowana przez Unię Europejską. W rezultacie Polska nie stała się ani liderem regionu, ani jego zbawcą, ani tym bardziej regionalnym mocarstwem. Nie udało się wprowadzić do Unii Europejski i NATO Ukrainy i  Gruzji, nie mówiąc o osłabieniu pozycji Łukaszenki na Białorusi. Jeżeli dodamy do tego klęskę przedsięwzięć quasi biznesowych w dziedzinie energetyki, inicjowanych przez obóz prezydencki, będziemy mieli cały obraz beznadziejności tej polityki, zwanej polityką jagiellońską.

Tymczasem kiedy my budowaliśmy zamki na piasku z Ukrainą i Gruzją, inni robili interesy i zacieśniali kontakty na najwyższym szczeblu. Teraz to oni będą czerpać korzyści z Nord Stream i South Stream, a u nas w dalszym ciągu wszyscy się zastanawiają, czy długoterminowy, stabilny kontrakt na dostawy gazu jest korzystny, czy może lepiej dogadywać się rok w rok.

Teraz Lech Kaczyński otrzymał od rosyjskiego ambasadora w Warszawie, Władimira Grinina, zaproszenie na uroczystość 65 rocznicy zakończenia II wojny światowej. To znaczący gest, ponieważ dla Rosjan jest to w dalszym ciągu najważniejsze święto państwowe.

Lech Kaczyński, jak twierdzi szef jego kancelarii, „poważnie rozważa wizytę w Moskwie". Język dyplomacji zawsze był obcy urzędującemu prezydentowi. Otoczenie prezydenckie nie rozumie, że to ze strony Rosjan ważny gest również dla Polaków, ponieważ nasza obecność na tej uroczystości powinna być czymś naturalnym, jako że to polscy żołnierze po państwach wielkiej koalicji byli najpoważniejszą siłą militarną II wojny światowej.

Prawicowi komentatorzy oczywiście oceniają, że zaproszenie Kaczyńskiego jest tylko grą dyplomatyczną, próbą rozgrywki rosyjskiej dyplomacji w Polsce. Przypominają afront, jakiego dopuścił się Władimir Putin w 2005 roku, kiedy to polski prezydent Aleksander Kwaśniewski został ustawiony na trybunie honorowej w drugim szeregu, a w przemówieniu rosyjskiego prezydenta nie wspomniano ani słowem o zasługach polskiego oręża w walce z faszyzmem. Zapewne jest w tym cząstka prawdy, Rosjanie prowadzą politykę zagraniczną bardzo instrumentalnie i bez skrupułów. Mimo to odrzucenie przez Lecha Kaczyńskiego tego zaproszenia byłoby poważnym błędem politycznym.