Janusz Kurtyka. "Nie chciał kapitulować"

Janusz Kurtyka. "Nie chciał kapitulować"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Na łamach ostatniego numeru tygodnika "Wprost" Janusza Kurtykę wspomina Antoni Dudek: "To nie będzie typowe wspomnienie o dobrym szefie. Relacja, która łączyła mnie z Januszem Kurtyką, nie była bowiem prosta. Było w niej miejsce na wzajemny szacunek i współpracę, ale był też spór, nieraz ostry" - pisze znany historyk.
Jest niedziela, 11 kwietnia 2010 r. Przed chwilą wyszedłem z żoną i córką z katedry św. Jana, gdzie uczestniczyliśmy w nabożeństwie w intencji prezesa NBP Sławomira Skrzypka, szefa mojej żony. Przeciskamy się przez tłum gęstniejący przed Pałacem Prezydenckim, idziemy na plac Piłsudskiego. W pewnej chwili dzwoni mój telefon. Jakaś dziennikarka dostała zadanie napisania artykułu wspomnieniowego o Januszu Kurtyce. Miałem już od sobotniego południa kilka takich telefonów. Przez wszystkie jakoś przeszedłem. Teraz jednak jest inaczej. Pada pytanie: „Ktoś mi powiedział, że on był taki… przedwojenny. Co pan o tym sądzi?". Łzy stają mi w oczach, na chwilę tracę głos. Dopiero teraz, ponad dobę od sobotniego poranka, gdy w studiu TVN 24 dowiedziałem się o katastrofie pod Smoleńskiem, dociera do mnie w pełni, co się stało.

W łączącej mnie z Januszem Kurtyką relacji było miejsce na wzajemny szacunek i współpracę, ale był też spór, nieraz ostry, gdy jako doradca starałem się go przekonać do rozmaitych pomysłów. Niekiedy to mi się udawało, a wówczas szybkość, z jaką przystępował do ich realizacji, wielokrotnie przyprawiała mnie o zdumienie. Byłbym jednak nieszczery, twierdząc, że większość moich rad została przez niego wysłuchana. Nie ma takich doradców i nie ma takich szefów. Zdarzało się zatem, że moje propozycje były odrzucane. A że Janusz czynił to zwykle w sposób dość bezceremonialny, to miewaliśmy ciche dni i tygodnie. W tym braku ceremonialności ujawniała się jedna z najważniejszych cech jego charakteru: decyzyjność. Janusz Kurtyka był człowiekiem zdecydowanym, o jasno określonym systemie wartości, w którym dominowały takie wartości, jak honor, patriotyzm czy służba Ojczyźnie. (…)

Twardość Kurtyki objawiała się również w jego niespotykanej odporności na ataki i pomówienia, jakich doświadczał. Pamiętam, jak „Polityka" zamieściła na okładce jego marnie zmontowane zdjęcie w przebraniu myśliwego, z podpisem „wielki łowczy". Śmiał się z tego, mówiąc, że marnych mają w tej redakcji grafików. Podejrzewam jednak, że część tych ataków musiała go mocno boleć. Zwłaszcza te, w których starano się podważyć jego osobistą uczciwość. W przeciwieństwie do swojego poprzednika starał się tego jednak nie okazywać. Nie wiem, jak sobie z tym radził, ale obserwując te trwające kilka lat kolejne fale krytyki, stale się zastanawiałem, skąd czerpie taką determinację, by przetrwać to wszystko z podniesionym czołem. Przed kilku tygodniami zapytałem go, czy zamierza kandydować na kolejną kadencję, zważywszy na negatywny stosunek, jaki ma do niego obecna większość parlamentarna. Udzielił mi pozytywnej odpowiedzi, słusznie konstatując, że rezygnacja byłaby równoznaczna z odmową poddania się ocenie i formą kapitulacji.

Przeczytaj całość wspomnienia o Januszu Kurtyce w artykule "Nie chciał kapitulować" opublikowanym w najnowszym numerze tygodnika "Wprost".