Między krzyżowcami a profanami

Między krzyżowcami a profanami

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tomasz Lis (Whitesmokestudio.com) 
Cztery miesiące temu, w czasie żałobnej mszy w kościele mariackim, usłyszeliśmy, że po katastrofie smoleńskiej „prawi Polacy podnieśli głowy”. Dziś głowy podnosi cała reszta.
W sumie szybko poszło. Imperialny Kościół, który swą imperialność zademonstrował tak niedawno, uznając Wawel nie za narodową, ale za własną domenę, teraz kapituluje przed fanatykami, których sam wychował. Sytuacja, w której wspierany przez Kościół polityczny ekstremizm przesunął się do głównego nurtu polskiej polityki, musiała wywołać reakcję. I wywołała. Antyklerykalizm, który przez lata bujał się gdzieś na marginesie naszego życia publicznego, wszedł do jego centrum. Koniec z antyklerykalizmem szeptanym. Dziś jest on i rozpowszechniony,
i donośny. Na Krakowskim Przedmieściu i nie tylko.

Ale myli się ten, kto sądzi, że na Krakowskim Przedmieściu mamy jakieś starcie obrońców krzyża z jego wrogami. Tak zwani obrońcy krzyża są jedynie obrońcami swej wizji świata, w którym wrogie jest wszystko co obce albo co za obce zostanie uznane przez ojca dyrektora, prezesa Jarosława lub redaktora Janka. Tak zwani wrogowie krzyża nie są w swej większości jego wrogami, nawet jeśli niektórzy z nich ów krzyż profanują. Ich protest ma wymiar o wiele szerszy.

Według pojawiających się w mediach najbardziej dosadnych określeń z jednej strony mamy paranoików, Tworki, szaleńców i bluźnierców. Z drugiej – gnojków, hołotę, lumpów i dzicz. Owe epitety więcej mówią jednak o interpretacyjnej niemocy i emocjonalnym stanie nazywających niż o samych nazywanych.

Jeśli miałbym poszukać swoich słów na opisanie obu grup i różnic między nimi, zestawienia określeń byłyby zupełnie inne. Różaniec – różnorodność, jednoznaczność – relatywizm, zajadłość – zajefajnie, szczękościsk – uśmiech (fakt, czasem także głupkowaty chichot), bezmyślność – bezceremonialność, patos – humor. To wciąż jednak tylko słowa. Ważniejsza jest odpowiedź na pytanie, czy na Krakowskim Przedmieściu widzimy dwie Polski, czy dwa marginesy Polski. Otóż w sensie skrajnych często środków wyrazu są to dwa marginesy. Ale jeśli wziąć pod uwagę zbiory tych, którzy obu grupom kibicują, są to jednak dwie Polski, a przede wszystkim dwa wyobrażenia o Polsce i o polskości.

Nurt wyłaniający się teraz jest wciąż amorficzny, ale coraz lepiej widać, o co tym ludziom chodzi i przeciw czemu się buntują. Długa to lista. PRZECIW niekonstytucyjnej i niehigienicznej symbiozie państwa i Kościoła; PRZECIW kropielnicy i kadzidłu towarzyszącym wszelkim państwowym uroczystościom; PRZECIW brakowi lekcji etyki w większości szkół; PRZECIW słynnej komisji majątkowej, czyli przekazywaniu Kościołowi wszystkiego, co się mu da przekazać; PRZECIW dzieleniu Polaków na lepszych i gorszych, na prawych i lewych, na patriotów i niepatriotów; PRZECIW dzieleniu ofiar smoleńskiej tragedii na lepsze i gorsze; PRZECIW moralizatorstwu uprawianemu z największą gorliwością przez największych hipokrytów; PRZECIW pseudopatriotycznym pozom; PRZECIW kultowi
narodowych klęsk; PRZECIW zawłaszczaniu historii (powstanie warszawskie i „Solidarność"); PRZECIW obrażaniu ludzi („Komorowski prezydentem przez nieporozumienie") i ich inteligencji („Tusk ma krew na rękach"); PRZECIW „genetycznym patriotom”; PRZECIW wawelskiemu dyktatowi; PRZECIW taniej teatralizacji życia publicznego (w dniu inauguracji nowego prezydenta czarne wstążki wpięte w białe żakiety); PRZECIW szaleństwu, paranoi, bełkotowi i demagogii; PRZECIW Kaczyńskiemu, Rydzykowi i Pospieszalskiemu.

Czy to świecka Polska podniosła głowy? Nie, podnieśli je Polacy pewnie w ogromnej większości wierzący, którzy chcą świeckiego państwa. Podnieśli je ci, którzy wiedzą, że Kościół pełnił w historii funkcję namiastki niepodległego państwa, ale wcale nie uważają kościoła za moralny autorytet. Wielu z nich wciąż chce chodzić do Kościoła, ale nie ma ochoty, by słyszeć w nim, na kogo trzeba głosować.

Polskie państwo abdykowało przed Kościołem, a Kościół abdykował przed sektą ekstremistów w swoim łonie. W efekcie ożyły i rozwrzeszczały się demony. Po drodze abdykowała też część mediów. Niektóre uznały na przykład, że w tak zwanym kanale informacyjnym przez kilkadziesiąt minut można prezentować „Lot nad kukułczym gniazdem" w wersji na żywo.

Co przyniesie rodzący się teraz nowy, niedookreślony wciąż ruch, na razie będący raczej „anty" niż „pro"? Może to, o czym pisał Gombrowicz we wstępie do „Transatlantyku": „Uzyskać swobodę wobec formy polskiej, będąc Polakiem być jednak kimś obszerniejszym i wyższym od Polaka". Może tak będzie, kto wie. To dokąd pójdziemy z Krakowskiego Przedmieścia? Wystarczy spojrzeć na mapę stolicy. W jedną stronę Stare Miasto, w drugą ulica Nowy Świat. By dojść w okolice tej ostatniej, trzeba przejść obok Uniwersytetu i Polskiej Akademii Nauk. Sęk w tym, że jak już przejdziemy przez Nowy Świat, lądujemy – tak to już jest w Polsce – na placu Trzech Krzyży.