Największą winę Palikot przypisuje kancelarii prezydenta. – To jej porażka. Kilka tygodni temu episkopat twierdził, że to nie krzyż, tylko zwykły przedmiot, to trzeba było go schować do archiwum, jak każdy inny mebel postawiony na Krakowskim Przedmieściu. A tak doprowadzono do tego, że ludzie myślą, że wszystko wolno. Ktoś mogły tam przyjść z krzyżem obitym puszkami piwa Lech i uważać, że to sposób upamiętnienia katastrofy i właściwie czemu mielibyśmy mu tego odmówić? - pyta.
Zdaniem posła wina nie leży po jednej stronie. - Wszyscy stchórzyli. Biskup Nycz, episkopat, MSWiA, prokuratura. Prezydent też, oczywiście. Jak większość establishmentu.
Palikot odniósł się również do zamontowanej na ścianie Pałacu tablicy upamiętniającej katastrofę pod Smoleńskiem. - Doceniam gest kancelarii, choć nie zgadzam się z upamiętnianiem Lecha Kaczyńskiego, bo może on być odpowiedzialny za katastrofę – zastrzegł. - Ale zaryzykowano, wywieszono tablice, i ci ludzie mimo wszystko się nie rozeszli. Co więcej, wyśmiewają tę tablicę. Dziś powinna tam wejść policja, wyprowadzić ich w kajdankach, a prokuratura postawić im zarzuty. I tak stałoby się w normalnym państwie, a w Polsce władza nie działa – sądzi.
– Po raz drugi Jacek Michałowski zawalił. Nie wyobrażam sobie czegoś takiego, że to szef kancelarii podejmuje tak poważną decyzję polityczną bez uzgodnienia z prezydentem. Sam ten fakty by go dyskwalifikował – kończy poseł.
TVN, pp