Krew na naszych rękach

Krew na naszych rękach

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jarosław Kaczyński nie ma racji. To nie PO ponosi wyłączną odpowiedzialność za tragedię w Łodzi. Za tą bezsensowną śmierć jesteśmy odpowiedzialni my wszyscy. I doprawdy nie sposób ocenić, kto jest odpowiedzialny bardziej.
Wojna polsko-polska to nie jest abstrakcyjne zjawisko, za które odpowiedzialni są „ci wstrętni politycy". „Ci wstrętni politycy” są na tej wojnie generałami, pułkownikami, porucznikami – ale walne bitwy staczają ze sobą ich wyborcy. W internecie, na Krakowskim Przedmieściu, w „Przekąskach-Zakąskach”, czy choćby u cioci na imieninach. Wytaczamy działa, chwytamy za postawione na sztorc kosy i okładamy się PiS-em i PO. A na wojnie jak to na wojnie – wszystkie chwyty dozwolone. W związku z tym pojawiają się rozmaite apele na temat tego jak dopiec wrogowi. W tym i takie, które w mniej lub bardziej zawoalowany sposób sugerują fizyczną eliminację przeciwnika. Dotychczas wydawało się, że to tylko takie gadanie i stroszenie piór. Aż znalazł się ktoś, kto tę wojnę potraktował śmiertelnie poważnie.

Demokracja polega na starciu alternatywnych światopoglądów. Nie ma debaty bez adwersarzy, nie ma dyskusji bez polemistów. Tylko że dyskusja to starcie siły argumentów, a nie argumentów siły, a jej prowadzenie wymaga minimum szacunku dla interlokutora. Tymczasem od kilku lat argumenty w naszej debacie publicznej nie mają żadnego znaczenia. To czy ktoś ma rację czy jej nie ma, zależy wyłącznie od tego, pod jakim sztandarem swoje prawdy wygłasza. „Moja jest tylko racja i to święta racja, bo jeżeli nawet jest i twoja, to moja jest mojsza niż twojsza" – powtarzamy uparcie. I tak trwamy w naszym osobistym „Dniu świra”, zwalniając się z obowiązku jakiejkolwiek refleksji wykraczającej poza porządkujący naszą rzeczywistość podział na „nas” i „onych”. Niestety taki sposób widzenia rzeczywistości jest śmiertelnie groźny. Bo skoro „oni” z definicji nie mają racji, to jedynym sposobem na zwycięstwo jest eliminacja przeciwnika. Może to być odebranie mu prawa głosu, ale może to być również – o czym tak boleśnie się dziś przekonaliśmy – odebranie mu życia.

Jarosław Kaczyński grzmi, że zbrodnia w Łodzi to efekt mowy nienawiści, której ostrze skierowane jest przeciwko PiS. Nie dodaje jednak, że „żołnierze" walczący na tej wojnie po jego stronie, to samo ostrze kierują w stronę PO. Sam prezes PiS do spółki z Anną Fotygą czy Antonim Macierewiczem oskarża premiera i prezydenta o (co najmniej!) pośredni udział w katastrofie smoleńskiej. Tym samym petryfikuje przekonanie, że druga strona nie jest rywalem, z którym można polemizować – tylko śmiertelnym wrogiem, którego należy dla dobra Polski pogrążyć. Kolejny szaleniec może wtargnąć do biura Platformy Obywatelskiej.

Dziś musimy powiedzieć „dość", zanim sytuacja całkowicie wymknie się spod kontroli. Musimy zacząć ze sobą rozmawiać. Niezależnie od tego, czy bliżej nam do Platformy, PiS, SLD czy PSL musimy znów odkryć, że za politycznymi szyldami kryją się ludzie. Możemy się ze sobą nie zgadzać – ale musimy zacząć siebie słuchać. Wtedy odkryjemy, że więcej nas łączy niż dzieli. Niech na początek połączy nas myśl, że nawet najgorętszy spór polityczny nie jest wart ceny ludzkiego życia.