Zamieszki w Argentynie (aktl.)

Zamieszki w Argentynie (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Argentynie trwają zamieszki przeciw zaostrzeniu polityki gospodarczej. 16 osób straciło życie. Jeśli demonstranci postawią na swoim - kraj stanie na skraju bankructwa.
W Argentynie trwają najpoważniejsze od 10 lat zamieszki wywołane powszechnie panującą nędzą. 14 z 36 milionów mieszkańców kraju wegetuje w warunkach absolutnego ubóstwa. Pięć milionów Argentyńczyków nie ma pracy bądź utrzymuje się z dorywczych zajęć.
Władze tymczasem zmuszone są - z powodu kłopotów gospodarczych - zaostrzyć politykę gospodarczą i ograniczyć wydatki. Kraj zmaga się z kryzysem finansów publicznych. Wobec zamieszek rząd ogłosił wczoraj stan wyjątkowy na terenie całego kraju, po czym... podał się do dymisji.
Prezydent Fernando de la Ruy przyjął dymisję tylko niektórych ministrów, w tym szefa gospodarki Domingo Cavallo.
Odpowiedzią Argentyńczyków na stan wojenny były kolejne demonstracje. Manifestanci zajęli centralny Plac Majowy, jednak niespokojnie było także w wielu innych częściach metropolii. Według świadków, protesty rozpoczęły się spontanicznie po tym, kiedy prezydent Argentyny Fernando de la Rua w ostrych słowach oskarżył o wszczynanie rozruchów "wrogów republiki" i kiedy rząd ogłosił stan wyjątkowy, który ma potrwać 30 dni. Pozwala on m.in. na aresztowanie bez nakazu sądowego osób podejrzanych o  wszczynanie zamieszek.
"Niech sobie wsadzą w d... swój stan wyjątkowy" - skandowały tysiące demonstrantów na Plaza de Mayo, wokół którego kierowcy urządzili wielogodzinną kocią muzykę klaksonów.
W zamieszkach zginęłó 16 osób zginęło, a ponad 100 zostało rannych. Według szacunków Reutersa, na przedmieściach Buenos Aires w plądrowaniu wzięło udział ok. 20 tys. osób. Ponad połowa ofiar to właśnie uczestnicy grabieży w sklepach i supermarketach, które miały miejsce głównie w wielkich miastach. Według policji, co najmniej dwie osoby zginęły zastrzelone przez właścicieli rabowanych magazynów. les, pap