Facebook zamiast samospalenia

Facebook zamiast samospalenia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zasłyszane w tramwaju: „Ty słyszałeś o Egipcie?”, „Nie, a co się stało?”, „Internet im wyłączyli”, „Ooo”, „Wyobrażasz sobie – oni tam nie mają dostępu Facebooka”. Dialog jest autentyczny – rozegrał się między dwoma młodymi mieszkańcami stolicy, najprawdopodobniej uczniami jednego z warszawskich liceów.
Taki soczysty dialog może być punktem wyjścia do wielu rozmaitych rozważań. Można by poubolewać nad tym, że potomkowie nadwiślańskich herosów, którzy gdy tylko słyszeli słowo „rewolucja" pędzili na drugi koniec świata by walczyć „za wolność naszą i waszą" – dziś zamiast z wypiekami na twarzy obserwować starcie demokracji z dyktaturą sprowadzają wszystko do kwestii „być, albo nie być – na Facebooku". Można by – wzorem Rousseau – pozrzędzić na upadek rodzaju ludzkiego związany z rozwojem nowych technologii i powspominać jak to drzewiej przy knocie świecy polscy gimnazjaliści obmyślali plany jak obalić carat, tudzież „nieść oświaty kaganiec". Można by wreszcie zacytować klasyka i westchnąć: o tempora, o mores (ewentualnie przytoczyć ów cytat w wersji rodzimej: nie o take Polskę walczyłem). Ja jednak nie o tym.

Moim zdaniem powyższy dialog jest bardzo optymistyczny. I nie chodzi wcale o to, że polscy uczniowie skracają dystans dzielący ich od amerykańskich uczniów – dla których świat kończy się na granicach Arizony, czy innej Minnesoty. Optymistyczna w tym dialogu jest wynikająca z niego refleksja, że oto niepostrzeżenie, małymi krokami doszliśmy do tego miejsca, w którym zamiast tradycyjnego narodowego sportu – upijania się na smutno, wzniecania rewolucji i/lub tonięcia w nurtach Elstery – pogrążyliśmy się w rozkosznym konsumeryzmie. Konsumeryzmie, który każe najmłodszym obywatelom Rzeczpospolitej patrzeć na świat przez pryzmat Facebooka, internetu i złotówek, jakie w przyszłości trafią na ich konta. Oczywiście konsumeryzm to zajęcie prostackie, niegodne narodu, który wydał na świat Mickiewicza, Słowackiego, Kościuszkę, że o Piłsudskim nie wspomnę – ale zadajmy sobie pytanie: czy aby na pewno chcielibyśmy, aby nasze dzieci dokonywały ideologicznych samospaleń, dajmy na to, na pl. Piłsudskiego? Może jednak dobrze, że wreszcie dochowaliśmy się pokolenia, które zamiast zajmować swoje miejsce na ołtarzu historii – po prostu cieszy się życiem. Zwłaszcza że – nie oszukujmy się – taki dobrostan wiecznie trwać nie będzie, bo historia uparcie nie chce się kończyć, więc kiedyś być może znów trzeba będzie „za wolność naszą i waszą"… Ale spieszyć się do tego czasu – nie ma po co.

Wracając jeszcze do wspomnianego na początku dialogu – jest on również pouczający dla kogoś kto obserwuje polską politykę, a w szczególności dla tego, kto polityków słucha. Kiedy zestawić tyrady o „zaprzaństwie", „zdradzie", „ruskiej trumnie", „hańbie", „krwi na rękach”, „chorobach psychicznych”, „małpkach” i o czym tam jeszcze debatują nasi wybrańcy – ze światem najmłodszych Polaków dla których zrewolucjonizowany Egipt ogranicza się do braku Facebooka trudno nie dojść do wniosku, że polscy politycy odgrywają swój polityczny show głównie dla siebie, swoich rodzin, wąskiej grupy swoich akolitów, swoich śmiertelnych wrogów oraz  osób pamiętających czasy gdy „Solidarność” walczyła z komunizmem. Reszta, nawet gdy czasem posłucha tej czy innej debaty, bo „fajnie się kłócą” – generalnie bardziej zajmuje się transferem Fernando Torresa do Chelsea, albo nowym futrem Anny Muchy. No i oczywiście tym co słychać na Facebooku. I dobrze.

Dlatego kiedy macie już dość Donalda Tuska, Jarosława Kaczyńskiego, Stefana Niesiołowskiego, Janusza Palikota, Mariusza Błaszczaka, Grzegorza Napieralskiego, Waldemara Pawlaka, etc. etc. – posłuchajcie sobie rozmów młodych ludzi w tramwajach. To działa!