Adamiak Adam na liście wyborczej

Adamiak Adam na liście wyborczej

Dodano:   /  Zmieniono: 
Z całkiem dowcipnej reklamy jednego z popularnych dyskontów (tego, w którym zakupów nie robi Jarosław Kaczyński) dowiadujemy się, że każdy z nas jest reprezentantem Polski w piłce nożnej. Z pobieżnej analizy wpisów zamieszczanych przez internautów, którzy rzucili się w wir komentowania kampanii wyborczej, dowiadujemy się, że każdy z nas jest również kandydatem na posła, albo – w najgorszym wypadku – na senatora.
„Zobaczycie, że wygramy i was pogonimy", „jak już przegracie, to będziecie musieli emigrować”, „9 października dowiecie się, gdzie jest wasze miejsce” – tego typu wpisy można dziś znaleźć na każdym portalu zajmującym się polską polityką. Zakładając, że w internecie nie buszują wyłącznie prawdziwi kandydaci na posłów i senatorów, nie sposób nie zauważyć, iż polski wyborca bardzo mocno zżył się ze swoimi politycznymi faworytami. Na tyle mocno, że gdy słyszy w radiu głos prezesa/premiera (niepotrzebne skreślić), rzuca wszystko i oczyma wyobraźni widzi siebie wkraczającego do Sejmu 9 października. Tak jak Adamiak Adam z reklamy wspomnianego na wstępie dyskontu widzi siebie na boisku w czasie Euro 2012.

O ile jednak Adamiak Adam widzący w sobie boiskowego kolegę Błaszczykowskiego i Lewandowskiego może bawić, o tyle ten sam Adamiak Adam, przekonany że jest członkiem PiS-u, albo PO, i w związku z tym postrzegający wybory jako grę o sumie zero-jedynkowej (wygra, lub przegra – tertium non datur), bawi znacznie mniej. Dlaczego? A dlatego, że wybory to nie jest mecz o mistrzostwo Europy, w którym liczy się wyłącznie zwycięstwo, a jego styl oraz – co najważniejsze – to, co nastąpi po finałowym meczu, nie ma już żadnego znaczenia. Jest zupełnie odwrotnie – wybory są tylko preludium do tego, co istotne: czyli do czterech kolejnych lat, podczas których wyłoniona przez wyborców większość parlamentarna codziennie wywiera wpływ na życie kraju. Kibic może bezwarunkowo popierać swoją ukochaną drużynę – bo poza stadionem jego życie nie jest uzależnione od tego, czy Wisła Kraków zagra w Lidze Mistrzów, czy nie. Tymczasem wyborca bezwarunkowo popierać żadnej partii nie powinien – ponieważ jego głos decyduje o tym, jak będzie wyglądać po wyborach Polska. Dlatego, nawet jeśli - jako polityczni kibice - kochamy dryblingi Kaczyńskiego, kiwki Tuska, przewrotki Pawlaka i parady Napieralskiego, to jako wyborcy powinniśmy rozważać, która z politycznych drużyn zmieni Polskę na lepsze. Bo wyborca wygrywa nie wtedy, kiedy „nasi" pogonią „tych drugich”, ale wtedy, kiedy Polska rządzona przez nową sejmową większość, będzie się zmieniać na lepsze. Nade wszystko jednak Adamiak Adam nie jest podwładnym żadnego prezesa, przewodniczącego, czy innego partyjnego lidera – tylko jego pracodawcą. Bo to Adamiak Adam swoim głosem decyduje o zatrudnieniu każdego posła i senatora, i to Adamiak Adam przez cztery lata wypłaca mu wynagrodzenie. A pracodawca nie zwycięża wtedy, gdy uda mu się zatrudnić pracownika. Pracodawca jest zwycięzcą dopiero wtedy, kiedy pracownik ten dobrze wywiązuje się ze swoich obowiązków.

Szef klubu PO Tomasz Tomczykiewicz oświadczył ostatnio w Programie III Polskiego Radia, że wyborcy nie wymagają dziś od partii programów wyborczych. A pewnie, że nie wymagają – ponieważ zamiast obsadzać się w roli wyborców, widzą siebie w szeregach jednej z partii. A skoro tak, to – chcąc nie chcąc – muszą maszerować w kierunku, który wyznaczy im wódz. Dlatego apeluję do Adamiaka Adama: zejdź z listy wyborczej. Dopiero wtedy możesz wygrać.