Źle ułożone listy pogrążyły PiS?

Źle ułożone listy pogrążyły PiS?

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. FORUM) 
Prawo i Sprawiedliwość mogło mieć większe poparcie, a nawet wygrać z PO, gdyby jego listy były lepiej ułożone – przekonują politycy partii Jarosława Kaczyńskiego.
W ostatnich dniach czerwca, na ostatnim posiedzeniu komitetu wykonawczego i komitetu politycznego PiS, Jarosław Kaczyński ostro skrytykował propozycje list wyborczych przedstawione przez zarządy okręgowe. Prezes miał powiedzieć, że jeżeli celem partii jest przegranie wyborów, to listy były do tego idealne. Apelował, by umieszczono na nich więcej nowych, niezwiązanych z polityką osób. Okazuje się jednak, że mimo korekty list, aż 10 „jedynek" zdobyło mniejszą liczbę głosów niż kandydaci znajdujący się na dalszych miejscach. Pragnący zachować anonimowość polityk PiS: – Proszę spojrzeć na to, kto układał listy i kto jakie miejsca na nich dostał. Dlaczego tak wiele osób z innych miejsc niż pierwsze, zdobyło największą liczbę głosów? Gdyby to zdarzyło się raz czy dwa, byłyby to epizody. Ale jeśli takich przypadków jest dziesięć - to już jest zjawisko.

Adam Wszystko Mogę - o rzeczniku PiS piszemy w najnowszym "Wprost"

W Rzeszowie zajmujący drugie miejsce na liście Stanisław Ożóg wyprzedził „jedynkę" Józefę Hrynkiewicz aż o 20 tys. głosów. W Gdyni Jolanta Szczypińska przegrała o blisko siedem tysięcy głosów z Januszem Śniadkiem. W Toruniu rywali z łatwością pokonał Zbigniew Girzyński (24 tys. głosów, trzecie miejsce na liście), a „jedynka" Jan Ardanowski zajął trzecie miejsce i dostał 14 tys. głosów. W Koninie rzecznik PiS Adam Hofman (24 tys. głosów, drugie miejsce na liście) wygrał o prawie 14 tys. z tamtejszym numerem jeden - Witoldem Czarneckim. Z kolei startujący z pierwszego miejsca w Kaliszu prof. Andrzej Waśko do Sejmu w ogóle się nie dostał, a wygrał startujący z czwartej pozycji Andrzej Dera.

Dera: – Odpowiedź na pytanie, jak ułożone były listy, jest jednoznaczna – były źle ułożone. To przecież widać gołym okiem. Te listy były chyba największą słabością naszej kampanii. Dziesięć przypadków, w których „jedynka" nie wygrywa, świadczy o tym najlepiej. A trzeba do tego dodać jeszcze przypadki, w których te „jedynki" miały minimalną przewagę nad kolejnymi osobami. Posłowi wtóruje pragnący zachować anonimowość polityk PiS: – Jeśli do Sejmu wchodzi ktoś z dalekiego miejsca, a nie wchodzi „dwójka" czy „trójka”, to znaczy, że popełniono poważne błędy w konstrukcji list. Kto wie, jaki mielibyśmy wynik, gdyby te listy były ułożone lepiej.

Przypadków, o których mówi nasz rozmówca nie brakuje. Zajmujący czterdzieste miejsce na warszawskiej liście PiS Adam Kwiatkowski miał tylko niecałe dwa tys. głosów mniej niż Beata Gosiewska ulokowana na trzeciej pozycji. W Łodzi z ostatniego miejsca do Sejmu dostał się Jan Tomaszewski, a kandydaci z trzeciego i czwartego miejsca nie weszli do parlamentu. Z kolei w Krośnie do Sejmu nie dostała się „dwójka" - Waldemar Paruch - a wszedł startujący z czternastej pozycji Mirosław Golba.