Do pięciu razy sztuka. Kiszczak znów stanie przed sądem

Do pięciu razy sztuka. Kiszczak znów stanie przed sądem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czesław Kiszczak (fot. WPROST) Źródło:Wprost
Po raz kolejny do sądu I instancji wraca sprawa byłego szefa MSW 86-letniego Czesława Kiszczaka dotycząca przyczynienia się do śmierci dziewięciu górników z kopalni "Wujek" w 1981 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie uwzględnił apelacje prokuratury oraz górników i uchylił kwietniowy wyrok sądu okręgowego uniewinniający Kiszczaka. Oznacza to, że proces ten będzie się toczył już po raz piąty.

W kwietniu Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił Kiszczaka w tej sprawie. - Sąd rozumiejąc dramat tej całej sytuacji nie jest sądem, który może osądzić i poprawić historię, zadośćuczynić temu złemu co się stało. Sąd może ustalić: winny lub niewinny - to wszystko, więcej sąd nie może - wyjaśniał wtedy sąd w ustnych motywach uniewinniającego wyroku.

Apelacje od wyroku złożyły prokuratura i górnicy z "Wujka". Wnoszą oni o uchylenie uniewinnienia i o ponowny proces przed sądem I instancji. - Sąd uniewinniając oskarżonego uznał, że nie ma związku między jego zachowaniem, a skutkiem; dokonał błędnej oceny materiału dowodowego - zauważył katowicki prokurator Zbigniew Zięba. Pełnomocnicy górników zaznaczają, że I instancja "pobieżnie i wadliwie oceniła stan faktyczny sprawy". Obrońca Kiszczaka domaga się utrzymania wyroku. 

"Sądy nie wypełniały zaleceń II instancji"

Sądy okręgowe rozpatrujące czterokrotnie sprawę Kiszczaka nie wypełniały zaleceń II instancji - uznał sąd apelacyjny. Dlatego sprawa musi toczyć się po raz piąty. Pierwszy raz wyrok w tej sprawie zapadł w 1996 r. SA podzielając apelacje złożone przez prokuraturę i pełnomocników górników uchylił kwietniowy wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie uniewinniający Kiszczaka i nakazał przekazanie sprawy do ponownego rozpoznania w I instancji.

W uzasadnieniu wyroku sędzia Jan Krośnicki zwrócił uwagę, że minęło już 15 lat, od kiedy Sąd Okręgowy w Warszawie wydał po raz pierwszy wyrok i od tego czasu sądy okręgowe rozstrzygały tę sprawę czterokrotnie. Zapadały różne orzeczenia: od skazania, poprzez umorzenie postępowania do uniewinnienia. Za każdym razem sądy apelacyjne uchylając te wyroki dawały precyzyjne i jasne wskazówki, którymi należy się kierować przy ponownym rozpoznaniu sprawy. - Niestety, w ciągu kilkunastu lat sądy nie stosowały się do tych wytycznych, a w  szczególności sąd okręgowy orzekający ostatnio - mówił Krośnicki.

"Zarzuty wobec Kiszczaka są słuszne"

Katowicka prokuratura oskarżyła Kiszczaka o umyślne sprowadzenie "powszechnego niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia ludzi", kiedy 13 grudnia 1981 r. jako szef MSW wysłał szyfrogram do jednostek milicji, mających m.in. pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu stanu wojennego. Zdaniem prokuratury Kiszczak - bez podstawy prawnej -  przekazał w nim dowódcom oddziałów MO uprawnienia do wydania rozkazu użycia broni. Ta decyzja miała być, według oskarżenia, podstawą działań plutonu specjalnego ZOMO, który 15 i 16 grudnia pacyfikował kopalnie "Manifest Lipcowy" i "Wujek".

- Można powiedzieć, że wszystkie zarzuty stawiane przez prokuratora oraz pełnomocników oskarżycieli posiłkowych są słuszne - podkreślił sąd apelacyjny. SA uznał za niewystarczające m.in., oparcie się w sprawie na zeznaniach dowódcy plutonu specjalnego twierdzącego, że w 1981 r. nie  znał szyfrogramu. Ponadto SA wskazał, że Kiszczak, jako ówczesny szef MSW, musiał sobie zdawać sprawę, że bez szczegółowego uregulowania w  szyfrogramie zasad użycia broni może dojść "do sytuacji bardzo niebezpiecznej".

Sąd: karygodne tempo

Sędzia Jan Krośnicki w uzasadnieniu wyroku powiedział, że ponieważ sprawa "w sposób karygodny jest tak długo toczona przez sądy, to SA -  bez wnikania w treść przyszłego wyroku - rozważy możliwość skorzystania z  przepisów o ustroju sądów powszechnych dla spowodowania, żeby ta sprawa była jak najszybciej rozpoznana".  Prok. Zbigniew Zięba powiedział, że w przepisach, na które powołał się SA, chodzi o "wytyczne, żeby sąd okręgowy tak skoncentrował terminy rozpraw, aby nie odbywały się one raz w miesiącu, a sprawa była zakończona w rozsądnym terminie".

Za pół roku po wszystkim?

Jeden z pełnomocników górników, mec. Maciej Bednarkiewicz powiedział, że "nie ma wątpliwości, że w sprawie doczekamy się sprawiedliwego wyroku". - Myślę, że w ciągu pół roku będzie po wszystkim - mówił. Obrońca Kiszczaka, mec. Grzegorz Majewski, nie skomentował wyroku dla  mediów.

W komentarzu przekazanym PAP przewodniczący NSZZ Solidarność Piotr Duda orzeczenie SA uznał za słuszne i sprawiedliwe. "Ważne, że decyzja o skierowaniu sprawy z powrotem do sądu I instancji zapadła jeszcze przed obchodami 30. rocznicy wydarzeń pod kopalnią Wujek. Rodziny poległych, ranni podczas pacyfikacji, ale i my wszyscy spędzimy tę rocznicę w poczuciu nieco większej wiary w sprawiedliwość i polskie sądownictwo" - zaznaczył.

"Ja strzelać nie kazałem"

Kiszczak, któremu grozi do 8 lat więzienia, nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że zakazał użycia broni w "Wujku", gdy zwracał się o to do niego szef MO na Śląsku oraz nakazał wycofanie MO i wojska z kopalni. Dodaje, że strzały jednak padły, ale milicjanci strzelali "spontanicznie, w obronie własnej".

17 lat, jedna sprawa i cztery wyroki

Sprawę Kiszczaka wyłączono w 1993 r., z powodu jego złego zdrowia, z katowickiego procesu zomowców, w którym po kilku procesach zapadły ostateczne wyroki skazujące ich na kary od 3,5 do 6 lat więzienia. Sąd Najwyższy, utrzymując w 2009 r. wyroki skazujące zomowców spod "Wujka", podkreślił, że użyli oni broni bezprawnie, gdyż nie byli w bezpośrednim zwarciu z górnikami, a ich życiu nie groziło niebezpieczeństwo. Proces Kiszczaka toczy się już 17 lat. Kwietniowy wyrok uniewinniający był czwartym, jaki zapadł przed sądem I instancji. W 1996 r. uniewinniono go, w 2004 r. skazano na dwa lata więzienia w zawieszeniu, a w 2008 r. sprawę umorzono. Wszystkie te orzeczenia uchylał potem sąd apelacyjny. Czwarty proces przed Sądem Okręgowym ruszył w lutym 2010 r. Prokuratura domagała się dla Kiszczaka dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat. Obrona chciała uniewinnienia.

Górnicy z "Wujka" i "Manifestu Lipcowego" zastrajkowali 13 grudnia, domagając się m.in. zniesienia stanu wojennego i zwolnienia internowanych. 16 grudnia doszło do starć górników z zomowcami, którzy wdarli się do kopalni. Od ich strzałów na miejscu zginęło sześciu górników, siódmy zmarł kilka godzin później, a dwóch kolejnych - w styczniu 1982 r.

PAP, arb, zew